Jako nauczyciele i wychowawcy zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważny jest dobry kontakt dziecka z rówieśnikami, dobre relacje w klasie szkolnej, umiejętności społeczne uczniów. Czy jednak myślimy o tych sprawach w kontekście samotności dziecka? Warto pamiętać, że nasz mały uczeń może doznawać uczucia przejmującej samotności. O typach szkolnych samotników i o pomocy, jakiej możemy im udzielić, pisze Jarosław Jagieła.
Dział: Wstęp
Ciągłe opuszczanie lekcji, niechęć do szkoły, wynajdywanie tysiąca powodów, aby nie pójść na zajęcia, najczęściej kojarzą się nam z lenistwem. Zanim jednak spróbujemy je „wykorzenić”, przypatrzmy się uważniej zachowaniu dziecka. Niektórzy uczniowie, mimo zaangażowania, wysiłku i szczerych chęci, nie są w stanie samodzielnie sprostać sytuacjom szkolnym. Doznają bowiem specyficznego lęku, zwanego fobią szkolną.
Dla zdrowych, sprawnych fizycznie i intelektualnie uczniów szkoła jest źródłem wielu pozytywnych przeżyć. Zupełnie inaczej bywa odbierana przez uczniów z niższymi możliwościami intelektualnymi czy fizycznymi. Oni już na wstępie czują się gorsi. Często są izolowani, pomijani, traktowani protekcjonalnie. To sprawia, że utrwala się u nich negatywny obraz samego siebie: "Jestem do niczego, nic nie osiągnę, moje życie nie ma sensu". Jest to typowy przykład depresyjnego schematu poznawczego. Gdy stan ten trwa przewlekle, może dojść do utrwalenia się u młodzieży poczucia bezradności i rezygnacji z jakichkolwiek starań.
Szkoła została przez urzędników oświatowych skazana na „papierowe wychowanie”. W kształceniu i doskonaleniu nauczycieli postawiono na ilość, a nie na jakość. Uczniowie ponaglani przez zatroskanych rodziców zapisują się na korepetycje, uczęszczają na dodatkowe kursy. Szkoły prześcigają się w rankingach „zdawalności”. O paradoksach reformowania polskiej edukacji pisze Maria Dudzikowa.
Każdy z nas chodził kiedyś do szkoły. Jakie mamy wspomnienia z tego okresu? Szkolne fartuszki, elementarz, dziewczynki siedzące w ławkach z dziewczynkami, a chłopcy z chłopcami, osobne lekcje „wychowania technicznego”, na których chłopcy uczyli się przybijać gwoździe, a dziewczynki gotować. Być może słyszeliśmy od nauczycieli, że chłopcy lepiej niż dziewczynki radzą sobie z przedmiotami ścisłymi, za to mają trudności w przedmiotach humanistycznych, i że nic na to nie można poradzić, bo to naturalne. Tymczasem to wcale naturalne nie jest. Mamy do czynienia ze stereotypowym wyobrażeniem, samospełniającą się przepowiednią, której skutki odczuwać możemy przez całe życie.
Gdy dziecko ma pierwszy raz iść do szkoły, zazwyczaj już coś o niej wie. Wiele na jej temat słyszało od starszego rodzeństwa, rodziców, pani w przedszkolu i kolegów z podwórka. Dlatego każde dziecko ma jakieś własne przemyślenia dotyczące szkoły i czegoś od niej oczekuje. Autorka zachęca nauczycieli do refleksji nad dziecięcymi życzeniami i pragnieniami związanymi ze szkołą oraz do wykorzystania tej wiedzy w działaniach dydaktycznych i wychowawczych.
Rodzice i nauczyciele chcą tego samego: dobra swoich podopiecznych. Chcą ich jak najlepiej przygotować do samodzielnego, przynoszącego satysfakcję życia. Jednak w konkretnych sytuacjach mogą odmiennie rozumieć to dobro, mieć różne pomysły na rozwiązanie problemów, stosować inne style wychowania. Nauczyciele mogą wiele zrobić, żeby mimo tych różnic dojść do porozumienia z rodzicami.
Badania rozwoju dziecka pokazują, że szybkość uczenia się i rozwoju człowieka jest największa w latach przedszkolnych. Interwencja staje się szczególnie ważna, kiedy dziecko nie wykorzystuje możliwości uczenia się podczas największej do tego gotowości. Jeśli czas największej pojętności dziecka nie jest właściwie spożytkowany, może ono mieć trudności w zdobywaniu konkretnych umiejętności w późniejszym czasie.
W kanadyjskiej szkole nauczyciele nie wyzywają uczniów od ptasich móżdżków, nie dziwią się, że ktoś mógł nie zrozumieć tego, co oni mówią. Przeciwnie – z anielską cierpliwością po dziesięć razy tłumaczą to samo, odpowiadają na wszystkie pytania, nawet te z pozoru najgłupsze. Chętnie powtarzają, że lubią dzieci... i naprawdę je lubią.
Najlepsi profesjonaliści wiedzą więcej niż potrafią opisać słowami. W swojej pracy nie mogą polegać tylko na wyuczonych w szkole formułkach, muszą raczej opierać się na pewnej improwizacji, której nauczyli się w praktyce, czyli na „refleksji w działaniu”.
Ocenianie kształtujące uczy uczniów uczenia się. Nie dotyczy tylko sprawdzania stopnia opanowania wiedzy, ale uświadamia, co uczeń zrobił dobrze, co źle, jak może poprawić swoją pracę. To ocenianie jest integralną częścią nauczania wspierającego rozwój ucznia. Oceniany kształtująco uczeń nie jest biernym odbiorcą informacji przekazywanych przez nauczyciela, ale aktywnie uczestniczy w nauczaniu i rozumie ten proces.
Dlaczego zdarza się, że wybitny intelektualista nie odnosi takich sukcesów, jak intelektualny przeciętniak? Świetna pamięć, sprawność logicznego myślenia i elokwencja to nie wszystko. Ważna jest też inteligencja emocjonalna. Ci, którzy rozumieją własne i cudze uczucia, potrafią je wykorzystać i nad nimi zapanować, lepiej sobie radzą w życiu!