101 sposobów, by pochwalić dziecko

Wstęp

W kanadyjskiej szkole nauczyciele nie wyzywają uczniów od ptasich móżdżków, nie dziwią się, że ktoś mógł nie zrozumieć tego, co oni mówią. Przeciwnie – z anielską cierpliwością po dziesięć razy tłumaczą to samo, odpowiadają na wszystkie pytania, nawet te z pozoru najgłupsze. Chętnie powtarzają, że lubią dzieci... i naprawdę je lubią.

Ubiegły rok szkolny skończył się dla Tadzia pod koniec kwietnia. W domu bałagan – wielkie pakowanie przed wielkim wyjazdem. Szkolny plecak zamienia się w bagaż podręczny. Jeszcze tylko buziaki dla taty i już wysoko ponad oceanem, ponad chmurami leci Tadzio ku wymarzonej Kanadzie.
Za kilka dni jesteśmy na miejscu. W średniej wielkości mieście, godzinę drogi od Toronto. Pierwszy niedzielny spacer i pierwsze niepokoje. Tadzio w poniedziałek idzie do kanadyjskiej szkoły. Kilka najbliższych tygodni spędzi wśród rówieśników w piątej klasie. Mama z plakietką „Visitor” może przez dwa dni poruszać się po całej szkole, przyglądać się zajęciom i pracy nauczycieli.

Przed lekcjami


Tadzio: Byłem onieśmielony. Trochę się obawiałem obcych nauczycieli i dzieci. Nie wiedziałem, czy mój angielski wystarczy, żeby się porozumieć. Kiedy pojawiłem się w szkole pierwszy raz, pani sekretarka oprowadziła mnie po budynku. Pokazała prace uczniów. Przedstawiła kilku nauczycielom. Powiedziała, że dzieci w tej szkole są naprawdę „nice”. To samo powtarzali nauczyciele. Najdziwniejsze było to, że wszyscy robili wrażenie, jakby naprawdę lubili dzieci.
Mama: Sekretariat jest otwierany przed przyjściem pierwszego dziecka i zamykany po wyjściu ostatniego. Przychodzimy ponad pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Dzieci jeszcze nie ma. Wszystkie sale są jednak otwarte, a w każdej jest już nauczyciel przygotowujący się do zajęć. Jedni zapisują na tablicy swoje plany na ten dzień, inni przygotowują pomoce naukowe. Czytają, piszą. Na nasz widok uśmiechają się życzliwie. Witają Tadzia i zapewniają, że trafił w dobre miejsce. „Mamy tu naprawdę fajne dzieciaki”, słyszymy po wielokroć. „Dzieci w tej szkole są bardzo miłe, mam nadzieję, że będziesz się tu dobrze czuł”, mówią. A mnie w uszach wciąż brzmi opinia zasłyszana niedawno w jednej z polskich szkół: „Dzieci są coraz gorsze”. Myślę: „Takie są, jakimi chcemy je widzieć”.

Lekcja

Tadzio: Spodobał mi się taki luz. Na lekcjach nie tylko się pisze i czyta, ale też ogląda filmy, gra w gry. W każdej sali jest kilka komputerów i można wyszukać potrzebne informacje w Internecie. Nauczyciele prawie w ogóle nie krzyczą. Tłumaczą w bardzo miły sposób. Kiedy ktoś czegoś nie potrafi, nie mówią: „Jak to, nie rozumiesz?!”. Ani razu nie słyszałem, żeby nauczyciel zwyzywał dziecko.
Mama: Zajęcia w klasie szóstej. Dzieci siedzą w grupkach różnej wielkości – po trzy, cztery osoby. Siedzę przy stoliku z trzema dziewczynkami. Dwie rozwiązują zadania z książki do matematyki, trzecia cichutko wyciąga ćwiczenia ortograficzne. Nieco dalej, przy komputerach, dwaj chłopcy najwyraźniej piszą wypracowanie. Nauczycielka podchodzi do nich. Czyta. Komentuje. Udziela wskazówek. Za chwilę jest przy nas. Pomaga dziewczętom uporać się z jakimś trudnym zagadnieniem matematycznym. Spogląda na pogrążoną w pracy trzecią dziewczynkę i odchodzi widząc, że jej pomoc nie jest potrzebna. Siedzący przy sąsiednim stoliku uczeń zadaje jakieś pytanie. Nauczycielka kuca tak, że jej twarz znajduje się na wysokości twarzy chłopca. Zwraca si...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI