Media wieszczą zbliżające się kataklizmy. Czy można wieść dobre życie na pięć minut przed katastrofą? Czy można mieć jeszcze nadzieję? Kiedy słyszę te pytania, w mojej głowie rozlegają się alarmowe popiskiwania, a to oznacza, że mam więcej pytań niż sensownych odpowiedzi.
Pierwsze z nich dotyczy czasu. Czy te pięć minut należy rozumieć dosłownie, czy raczej metaforycznie? Jak długo może trwać pięć minut?
Drugie pytanie odnosi się do życia. Czy określenie „dobre życie” traktować serio, czy może z przekąsem. Czy dobre to znaczy syte albo bezpieczne, czy raczej pobożne albo chociażby cnotliwe. A może rozpasane? A może bezmyślne?
Kolejne pytania dotyczą katastrofy. Czy widmo bliskiej katastrofy jest widoczne i znane wszystkim, czy może katastrofa czai się i nie daje się zauważyć? Co miałoby być tą katastrofą – upadek zaufania czy może upadek wielkiego meteorytu. Bezlitosna wojna czy może brak coca-coli?
Ot, taka plama z testu Rorschacha. K...