Kategoria: Artykuł

Działy
Wyczyść
Brak elementów
Wydanie
Wyczyść
Brak elementów
Rodzaj treści
Wyczyść
Brak elementów
Sortowanie

Wiekie złudzenie siebie

Uważamy, że lubimy siebie za to, za co tak naprawdę lubimy innych ludzi - za dobroć, życzliwość. Tymczasem wysoką samoocenę zawdzięczamy przekonaniom o własnej efektywności - twierdzi profesor Bogdan Wojciszke.

Czytaj więcej

Trzy miliony DDA

Czy syndrom DDA to stały zbiór cech, które można rozpoznać u każdej osoby wychowanej w rodzinie alkoholowej? Może się tak wydawać, ale to nieprawda. Ile osób, tyle syndromów DDA.

Czytaj więcej

Wszystko przeze mnie...

Dziadkowie Konrada byli alkoholikami. Jego rodzice są DDA i choć nie piją, ma do nich wiele żalu za sposób w jaki go wychowali. - Czy to, jak traktowali mnie rodzice, może wynikać z faktu, że oboje mieli ojców alkoholików? - pyta Konrad.

Czytaj więcej

Uzależnieni od syndromu

Nie mam pracy, bo jestem DDA. Moje związki są nieudane, bo jestem DDA. Jestem nieszczęśliwy, bo jestem DDA. Co zyskują, a co tracą osoby, które budują swoją tożsamość na etykietce: „jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholików”?

Czytaj więcej

Co ogranicza DDA?

Pani Katarzyna porusza istotne zagadnienie - pytając o istnienie pozytywnych cech bycia DDA w istocie dotyka bardzo ważnej kwestii - na ile nasze przeżycia z dzieciństwa wpływają na nasze postępowanie w dorosłym życiu?

Czytaj więcej

Na skrajnych emocjach

Bycie DDA, nie pozbawia nas wcale szans do poszukiwania własnego szczęścia. Jesteśmy kowalami własnego losu - możemy dowolnie go kształtować - jeśli nie sami, to z pomocą innych.

Czytaj więcej

Gody i morowe powietrze

Z placu tuż za szkołą zabrał was autobus prosto w maj… - śpiewała Majka Jeżowska i chyba nie ma osoby, która nie odniosłaby tych słów jakoś, kiedyś do siebie. Jeśli miliony ludzi na myśl o wiośnie czuje motylki w brzuchu to coś się święci. Tylko właściwie – co?

Ilekroć każdego roku czuć w powietrzu pierwsze cieplejsze podrygi wiosennego wietrzyku, pobrzmiewają mi w pamięci dwie piosenki, tak się składa, że dwóch luminarzy polskiego tekściarstwa: Młynarskiego i Przybory (niech będzie, moja prywatna lista jest znacznie dłuższa, ale żadna nie opowiada o całym zjawisku równie bezpośrednio). Z jednej strony nucę sobie pod nosem: „Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre na wiosnę”, z drugiej – „Nie zakocham się tej wiosny już w nikim” i zastanawiam się, na ile wiosenne zaświergolenie to domena natury, a na ile kulturowego nawyku, a może i nawet przymusu. Bo tak to jakoś jest, że nadchodzi wiosna i w ludziach budzą się określone postanowienia (jak przy innych okazjach, których w kalendarzu pełno). Wobec wiosny po prostu nie sposób przejść obojętnie. Choć i tak wspomnieć wypada, że przymus ten jest dużo łagodniej odczuwalny niż w Walentynki, kiedy to komercyjna podpucha wiedzie na towarzyski szafot co mniej odpornych niesparowanych. (...)

Cały felieton w wiosennym "SlowLife Food [&] Garden" - zapraszam!

 

Czytaj więcej

W krainie bogów

Ludy żyjące u podnóża Annapurny różnią tradycje i język, łączy zaś tolerancja dla licznych wierzeń. Bo to religia pozwala im przystosować się do życia w cieniu sięgających nieba gór.

Czytaj więcej

Misja: pomagacz

Wciąż przyciągasz do siebie osoby z problemami? Angażujesz się w naprawianie życia innych do tego stopnia, że twoje własne zeszło na dalszy plan? To może być znak, że w ratowaniu innych... gubisz siebie.

Czytaj więcej

Klucz do zmiany

Niektóre nawyki są ważniejsze niż inne – to nawyki kluczowe. Są one drogą na skróty, bo gdy je zmieniamy, zmieniają się też inne nasze nawyki. Uruchamiają reakcję łańcuchową. Takim nawykiem kluczowym jest siła woli - przekonuje Charles Duhigg.

Czytaj więcej

Twoje nawyki poprowadzą Cię do sukcesu

Jesteśmy tym, co w swoim życiu powtarzamy – twierdził Arystoteles. Nawyki są naszą drugą naturą. Czasem nam sprzyjają, czasem wręcz przeciwnie. Na szczęście możemy je kształtować i w ten sposób zmienić swoje życie. Jak to robić? Od czego zacząć?

Czytaj więcej

Kciuk pogadry, uśmiech nienawiści

Żal mi polityków. Naprawdę im współczuję.

Nietrudno wyobrazić sobie filmowe sceny kłótni – na przykład małżeńskich – w których oboje małżonkowie starają się sobie udowodnić, jakimi to kanaliami, z upływem lat i dogasaniem namiętności, okazali się dla siebie i jaką to kloakę, w miejsce normalnego życia, nawzajem sobie urządzili. W którymś momencie pada zazwyczaj kwestia: „żal mi cię”. Wypowiada się takie słowa na ogół z nieskrywaną pogardą, z grymasem wstrętu (notabene udowodniono, że im więcej takich grymasów w codziennych interakcjach, drastycznie wzrasta prawdopodobieństwo rozwodu). Ze współczuciem ma to wspólnego niewiele. Pisząc, że „naprawdę” żal mi polityków, mam na myśli prawdziwy żal, nie ten filmowy, nie ten podszyty wzgardą.

Jakiś czas temu totalnie wycofałem się z życia politycznego. Brzmi to zabawnie, zwłaszcza, że nie jestem politykiem a mój wpływ na sprawy publicznego kalibru jest mniej niż znikomy. A jednak, nie głosuję (inaczej: wrzucam do urn nieważny głos), a pytany niekiedy o komentarz polityczny – uprzejmie go odmawiam. Jakoś tak… mało mi wygodnie, więcej, brzydzę się. Tematu, siebie w jego kontekście. Bartek „Fisz” Waglewski rapował: „nie dotykam, nie tykam wrednej gęby polityki”. Z kolei Rafał Ziemkiewicz z typowym dla siebie wdziękiem w jednym z felietonów przytomnie stwierdził, że jeśli wybory organizuje się w chlewie, nie można oczekiwać, że raptem zwycięży w nich orzeł. Coś w tym jest, w jednym i drugim. Ale trafia do mnie również cytat z Dana Browna: „Najmroczniejsze czeluście piekieł zarezerwowane są dla tych, którzy zdecydowali się na neutralność w dobie kryzysu moralnego”. Dlatego chwilę pomyślałem o moim stosunku do kryzysu moralnego, do „chlewu”, i doszukałem się: już wiem, że mi jego mieszkańców po ludzku żal.

Usiłuję wzbić się na wyżyny swojej empatii i pojąć złożoność czynników, w których nasi reprezentanci muszą funkcjonować. Myślę o ich dniu, który przez wiele godzin wysycony jest adrenaliną i kortyzolem, myślę o tym, że sami nieustannie spotykają się z wrogością, myślę o tym, że odczuwają nienawiść, o tym, że wszędzie widzą podziały i przeszkody, że przekrzykują się z mównic i w ławach sejmowych komisji, że tak mocno sfokusowani są na pragnieniu władzy, że oni również nie mają czasu by odetchnąć, by nabrać do czegokolwiek odpowiedniej dawki dystansu. I przychodzi mi na myśl jakiś gigantyczny, nieludzki eksperyment na, w gruncie rzeczy, niewiele rozumiejącym ssaku. Po prostu.

Stwierdzenie Ziemkiewicza pozostaje jedynie gorzką diagnozą, pozbawioną prób rekomendacji. Jakie jednak można poczynić rekomendacje w takiej sytuacji? Ze swej strony diagnozę tę pogłębiłbym jeszcze nieco. W wizji Ziemkiewicza to świnie odpowiedzialne są za to, że mieszkają w chlewie. A czy nie jest przypadkiem również tak, że oto mamy wybudowany chlew, który nadaje się do zamieszkania wyłącznie przez świnie? Być może to miejsce determinuje charakter obowiązujących w nim stosunków, a nie odwrotnie? Prawda tradycyjnie oscyluje gdzieś pośrodku, ale i tak świniom już zaczynam trochę współczuć.

Być może jest tak, że świńskość polskiej klasy politycznej jest jedynie epifenomenem, jak czerwień rozgrzanego metalu? Nie wpływa na temperaturę tworzywa, ale jest jej nieodłącznym elementem? Towarzyszy społecznemu klimatowi, ale nie jest już jego przyczyną? Co w takim razie nią jest? O tym za chwilę.

Gdybym miał określić co jest racją bytu polskiej sceny politycznej, co określa całość jej specyfiki, stosunków w jej obrębie, odpowiedziałbym, że jest to pogarda (gdy nieco dłużej się nad jej istotą zastanawiam, nad jej znaczeniem dla samego zadzierzgiwania społecznych więzi, uplasowałbym ją na pierwszym miejscu wśród siedmiu grzechów głównych, wśród których de facto jej brak!). To pierwsza przyczyna, spiritus movens, to z niej wynika obserwowany całokształt. Pogarda ścieka niemal z każdego słowa, które skapuje z ust rządzących. Ale mimo wszystko – śmiem twierdzić – nie jest ona w polskim społeczeństwie niczym wyjątkowym. Polacy są systematycznie do pogardzania przyuczani i w klimacie takim czują się jak przysłowiowe ryby w wodzie. Co gorsza, Polacy nie tylko uczą się pogardy, ale sami, tym sposobem, stają się nacją notorycznie pogardzającą. Pogardzają chętnie, tłumnie i indywidualnie.

A zresztą, czy jest to tylko polska domena? Nieszczególnie. Nie trzeba wcale daleko szukać. Zastanawiający jest na przykład rozziew w komentarzach, jakie pojawiają się pod wszelkimi internetowymi materiałami, ukazującymi różne, dramatyczne sceny. Pod filmami przedstawiającymi piekło wojny nie brakuje jadowitych, agresywnych wpisów, nie inaczej jest w przypadku drastycznych treści ukazujących – choćby – mafijne porachunki. Nie trzeba szczególnie długo grzebać w odmętach sieci, by natrafić na filmy dokumentujące np. egzekucje członków zwalczających się gangów, handlarzy narkotyków, czy policjantów „off-duty”, którzy na własny rachunek urządzają przestępcom nieregulowane prawnie rzezie. Reakcje oglądających to internautów można dokładnie prześledzić i łączy je jedno: od pogardy jest tam aż duszno. Ofiary spotykają się tam z ostatecznym potępieniem, są szkalowane, stają się przedmiotem ironicznych docinek. Oczywiście, nie trafia to na niewiniątka: często ukazana jest tam śmierć morderców, zbrodniarzy. Powinienem w tym miejscu zadać przytomnie jakieś podniosłe retoryczne pytanie, ale nie wiem, jak je skonstruować. Pozostawię to zatem szanownemu Czytelnikowi.

(...)

Więcej z marcowej "Odrze" - zapraszam!

Czytaj więcej