„No dobrze, to proszę mi powiedzieć, jak mam to zmienić”. „Co mam mu powiedzieć, żeby zrozumiał?”. „Jak do niej dotrzeć?” – znane pytania, prawda?
Autor: Paweł Pilich
Certyfikowany psychoterapeuta Europejskiego Stowarzyszenia Psychoterapii (EAP). Prowadzi psychoterapię indywidualną, grupową i par oraz warsztaty i szkolenia. Pracuje również z osobami uzależnionymi. Przez lata związany z Laboratorium Psychoedukacji. Obecnie współprowadzi Ośrodek Psychoterapii i Rozwoju 2Strona na warszawskim Żoliborzu.
„Dobre relacje czynią nas zdrowszymi i szczęśliwszymi. Kropka”. To główny wniosek płynący z trwającego ponad 80 lat harwardzkiego badania dotyczącego szczęścia, opisanego w niedawno wydanej w Polsce książce Dobre życie autorstwa Roberta Waldingera i Marca Schulza.
Gdy ktoś mnie pyta, z czym najczęściej zgłaszają się ludzie na psychoterapię, bez wahania odpowiadam, że z trudnością w budowaniu bliskich, emocjonalnych relacji. Oczywiście pacjenci na wstępie tak tego nie definiują. Przeważnie mówią, że nie mogą znaleźć nikogo sensownego albo że z osobą, z którą są w związku, trudno im się dogadać. Często mówią o konsekwencjach tych trudności w postaci obniżonego nastroju, stanów lękowych albo nadużywania substancji psychoaktywnych.
„To tylko problem komunikacyjny”, mówi wielu pacjentów. Większość par twierdzi podobnie – uważają, że jedynie nie potrafią się komunikować. O co zatem chodzi z tą komunikacją i czy rzeczywiście rzecz tkwi w umiejętnościach lub ich braku? Czy wystarczy nauczyć się sztuki komunikacji, aby żyć w szczęśliwym związku, podtrzymywać przyjaźnie, a w pracy nie mieć trudności z ludźmi?
Mój znajomy, który prowadził zajęcia w ośrodku dla osób niewidomych, opowiedział mi, jak kiedyś zobaczył spacerującą przed budynkiem niewidomą dziewczynkę w złotych butach. Zaskoczony zapytał opiekunkę, po co jej takie buty? Przecież ona ich nie widzi. Opiekunka z uśmiechem odpowiedziała: „Po nic. Ona od zawsze marzyła o złotych butach”.
Podczas urlopu wypożyczyłem samochód, który naszpikowany był systemami wspomagania kierowcy. Po kilku dniach użytkowania poczułem się zirytowany nieustannymi „dobrymi radami” komputera. „Zmień bieg na wyższy”, „Zamknij okna”, „Nie podjeżdżaj za blisko” itd. Po pewnym czasie zacząłem się zastanawiać, czy aby jestem dobrym kierowcą. Czułem się permanentnie krytykowany.
Wszystko w życiu się kończy – niezależnie, czy tego chcemy, czy nie. Straty zazwyczaj są bolesne, czasem przedwczesne, mogą być jednak impulsem do rozwoju. Na dłuższą metę to nie sama strata, a brak akceptacji tego, że coś się kończy, jest źródłem cierpienia.
Pozwolenie na broń, apartament w Hiszpanii, agregat prądotwórczy na działce, zapas ryżu i konserw w piwnicy. Te i podobne informacje pacjenci coraz częściej przemycają „przy okazji”, komentując wydarzenia wojenne na świecie. Takich sygnałów nie można bagatelizować, bo mogą dotykać fundamentalnych trosk.
Wielu pacjentów w procesie psychoterapii doświadcza wglądu w siebie, uczy się rozpoznawania własnych emocji, wyrażania ich, stawiania granic. Rozumieją, w jaki sposób historia życia ukształtowała ich sposób reagowania. Potrafią dbać o swoje potrzeby. W dłuższej perspektywie jednak doświadczają poczucia samotności. Dlaczego tak się dzieje?
Wiele mówi się o kryzysie męskości – że współcześni mężczyźni nie mają odpowiednich wzorców, że w ich życiu nie było ojców, a jak byli, to niezaangażowani, zdystansowani. Wychowywały ich samotne matki, które miały na głowie zakupy, sprzątanie, pranie, gotowanie, a do tego często jeszcze pracowały zawodowo. Jest w tym dużo prawdy, jednak rzeczywistość bywa bardziej złożona.
„Nie umiem stawiać granic”, „Nie potrafię wymagać”, „Brak mi stanowczości”, „Nie jestem konsekwentny”. Mimo ogromnej liczby poradników, blogów i podcastów na temat asertywności i stawiania granic, wiele osób wciąż tego nie potrafi. W czym zatem tkwi problem?
Zaburzenia erekcji to powszechny i – jak się okazuje – złożony problem, który w znaczący sposób wpływa zarówno na życie samego mężczyzny, jak i jego partnerki. Powodów takich trudności może być wiele, a często są one nieoczywiste. Jak to wygląda z punktu widzenia doświadczenia psychoterapeutycznego?