Międzypokoleniowy pomost
Przyglądając się współczesnym rodzicom małych dzieci (od wieku niemowlęcego do wczesnej adolescencji), mam przed oczami obraz drewnianego, niepewnego pomostu. Ci ludzie już na nim stoją. Za sobą mają osoby z poprzednich pokoleń, które cały czas przypominają o wzorcach zachowania i wychowywania, które oni praktykowali w przeszłości. Jest w nich dużo przekonań o tym, co wypada i jak powinno się żyć, są kontrastowe podziały na to, co dobre i złe, kobiece i męskie, dla dzieci i dla dorosłych, dla wszystkich i dla wybranych. Choć te głosy są jeszcze słyszane i wciąż w pamięci, to coraz częściej uznawane są za zdezaktualizowane wzorce starszych pokoleń. Z kolei przed nimi jest mglista, pełna niepokoju, ale też nadziei wizja świata, w którym zarówno oni, jak i ich dzieci wiodą spełnione życie. Bo z jednej strony obawiają się zagrożeń współczesnego świata, ale z drugiej – chętniej niż kiedyś otwierają się na zmiany, dając sobie i otoczeniu szansę na przecieranie nowych ścieżek.
Trudno jest stać na tym wątpliwym, drewnianym gruncie. Każdy, kto się znajdzie na tym pomoście, czuje się nierzadko zagubiony i niepewny siebie. To naturalne! Ciężko jest przecież budować coś nowego, zwłaszcza że tworzenie tych nowych wzorców polega głównie na dawaniu swoim dzieciom czegoś, czego młodzi rodzice sami mają w deficytowych ilościach. Jednak postępujące zmiany w systemach rodzinnych, które obserwujemy na przestrzeni ostatnich lat w makro- i mikroskalach, są dowodem na to, że ludzie chcą iść przed siebie, budując nową jakość.
POLECAMY
Kryzys rodziny czy naturalny proces zmian?
To, co obserwujemy w naszym najbliższym otoczeniu, jest wynikiem oddziaływania wielu przeobrażeń, które zachodzą w świecie. Do zmian, które aktualnie najbardziej uwidaczniają się w kontekście rodziny, możemy zaliczyć wzrastającą liczbę rozwodów, a w konsekwencji częstsze decyzje o założeniu rodziny patchworkowej lub monoparentności, przeobrażenia w podejściu do dzieci i ról w rodzinie, wzrost liczby związków partnerskich, większa otwartość w mówieniu o związkach homoseksualnych, świadomej bezdzietności, późniejszym decydowaniu się na rodzicielstwo czy singielstwie z wyboru. Choć przeobrażenia w sferze rodzinnej przynoszą nowe zmiany (np. wzrost „gniazdowników” czyli osób, które mimo osiągnięcia wieku dorosłego decydują się na mieszkanie z rodzicami), to warto zauważyć, że większość tych zjawisk nie jest niczym nowym. Nowa jest ich skala, która w wielu osobach zdaje się rodzić niepokój i nieufność.
Przyglądając się różnym badaniom dotyczącym kondycji współczesnej rodziny, bardzo trudno jest stworzyć spójny obraz sytuacji. Przykładowo, w ogólnopolskich badaniach CBOS z lat 2005 i 2009 cały czas na podium deklarowanych przez nas wartości jest „szczęście rodzinne”. Co ciekawe, „rodzina” okazała się również najważniejsza dla 80% uczniów liceów i techników, którzy wzięli udział w badaniu przeprowadzonym w 2024 r. przez Instytut Badawczy IPC. Są jednak również inne badania, takie jak te przeprowadzone przez IRCENTER, w których 14% Polaków w wieku 18–50 lat zadeklarowało, że nie ma dzieci i nie planuje ich mieć. Mamy również dane GUS z Narodowych Spisów Powszechnych, które pokazują m.in., że w ciągu 10 lat (między 2011 a 2021 r.) spadła liczba związków, wzrosła liczba par bez dzieci i drastycznie, bo aż o 19%, zmniejszyła się liczba związków z dziećmi.
Z życia wzięte
Brak jednego obrazu współczesnej rodziny widać również w mikroskali, co pokazują poniższe opisy z gabinetu terapeutycznego.
Pani Marta zgłosiła się po pomoc do psychologa, bo nie potrafiła porozumieć się z mężem w kwestii wychowania dziecka. Ona dużo czytała i starała się podążać za potrzebami dziecka, rozmawiając z nim i ucząc konstruktywnego radzenia sobie z emocjami. Tymczasem Pan Marek, wzorując się na metodach wychowawczych ze swojego dzieciństwa, częściej stosował kary względem dziecka. Mimo iż mężczyzna przyszedł na kilka spotkań ze specjalistą, bardzo trudno było mu zmienić swoje podejście do wychowania. Dla Pani Marty było to trudne do przyjęcia, zwłaszcza że brak wspólnego frontu w rodzicielstwie zaczął pogłębiać nieporozumienia w innych obszarach ich życia. Jednak na ten moment nie wyobrażali sobie rozstania, bo uznawali, że odbije się to na dobru ich dziecka.
Pan Andrzej wraz z partnerką Kaliną tworzą od trzech lat rodzinę patchworkową. Mężczyzna rozstał się z żoną po 10 latach małżeństwa i w ramach opieki naprzemiennej wychowuje swoją 8-letnią córkę. Z kolei Pani Kalina wychowuje samodzielnie swoją 9-letnią córkę z poprzedniego związku i aktualnie wraz z Panem Andrzejem czekają na narodziny syna. Oboje są zaniepokojeni relacją między ich córkami. Dziewczynki mimo początkowej sympatii mają trudność w tym, by spędzać ze sobą czas. Często kłócą się i nie potrafią się dogadać. Partnerzy zdecydowali się na spotkania w ramach terapii rodzinnej, by zaopiekować się relacjami w ich systemie. Ich zaangażowanie mocno udziela się dziewczynkom, które starają się wprowadzać proponowane w czasie terapii rozwiązania.
Przyglądając się różnym historiom rodzinnym, widać, że każdy system inaczej radzi sobie ze współczesnymi wyzwaniami. Dla jednych podążanie za wartością, jaką jest „rodzina” będzie oznaczało trwanie w poczuciu poświęcenia i krzywdy, by zachować trwałość systemu. Dla innych z kolei będzie to szukanie alternatywnych rozwiązań, które kładą większy nacisk na jakość, a nie ciągłość relacji rodzinnych. Dlatego też to, czy obserwowane przeobrażenia będziemy analizować pod kątem kryzysu rodziny czy też naturalnego procesu rozwoju, pewnie w dużej mierze pozostanie kwestią indywidualną.
Wśród tych licznych znaków zapytania, jedno jest jednak pewne – współczesna rodzina jest w procesie zmiany. To, jak ludzie będą odnajdywać się w tym procesie, w dużej mierze zależeć będzie od tego, do której strony wspomnianego wcześniej pomostu będą mieli więcej zaufania – czy bliżej im do sposobu myślenia poprzednich pokoleń, czy tego, co proponują współczesne postawy i specjalistyczna wiedza. Warto podkreślić, że żadna z tych stron nie jest jednoznacznie zła lub dobra. Jednak to, co było kiedyś, zdaje się już nie pasować do dynamicznej rzeczywistości, która częściej skłania nas do elastyczności i otwartości niż usztywniania i zamykania na to, co inne niż dotychczas.
Co może nam dać nadzieję?
Pisząc ten artykuł, przeplatają się we mnie dwa zawodowe głosy. Z jednej strony jestem blisko swojej wewnętrznej socjolożki, która pamięta o tym, jak ważne jest wyciąganie wniosków na podstawie głosów populacji i dawanie ludziom możliwości zobaczenia, jak wygląda rodzina w makroskali. Z drugiej strony słyszę również swoją psycholożkę, która nosi w sobie opowieści setek osób w różnych sytuacjach rodzinnych.
W moim przypadku to nie są przeciwstawne głosy, bo nierzadko to, co uwidaczniają wyniki badań socjologicznych pokrywa się z historiami ludzi, którzy zaglądają do gabinetów psychologicznych. Myślę o kobietach z przemocowych relacji, które mimo licznych prób ratowania małżeństwa podejmowały decyzję o rozwodzie, a potem budowały nowe, szczęśliwe związki. Mam w pamięci dziesiątki par, które postanowiły zawalczyć o siebie, zgłaszając się po specjalistyczną pomoc. Wspominam opowieści nastolatków, które mimo zagubienia i osamotnienia próbują szukać siebie. Przywołuję indywidualne rozmowy, w których obok trudności i bezradności jest też potrzeba zrobienia czegoś, co będzie budujące, a nie rujnujące dla rodziny. Spójność tych perspektyw może przynieść dużo dobrego. Osobiście uznaję ją za dowód na to, że jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej świadomi, a świadomość jest nieodzownym elementem każdej zmiany i potężnym źródłem nadziei. Dzięki temu, że coraz częściej chcemy wiedzieć i stawać w prawdzie z tym, co się dzieje w nas i naszych rodzinach, mamy większą szansę na to, by dążyć do wprowadzenia lub przywrócenia równowagi w tych systemach.
Dające nadzieję jest również to, że rodzina jest mimo wszystko cenioną wartością wśród osób w różnych okresach życia. Nawet jeśli są to tylko deklarowane, a nie praktykowane wartości, wciąż widać ważność budowanych przez nas relacji. Bardzo prawdopodobne, że w przyszłości zmieni się definicja rodziny, a co za tym idzie jej struktura i znaczenie, jakie będziemy przypisywać tworzonym przez nas więziom. Jednak bycie w bezpiecznej wspólnocie, która będzie przestrzenią do rozwoju człowieka, nadal wydaje się ważna i możliwa.
Współcześni początkujący rodzice coraz częściej zdają się podążać w kierunku stawania się nie doskonałym, lecz autentycznym rodzicem. Dają sobie większe prawo do wyrażania emocji, uczą się tego, jak okazywać je w sposób konstruktywny, szukają wskazówek dotyczących wychowania dzieci w duchu empatii i zrozumienia, dają sobie i swoim bliskim większe prawo do popełniania błędów. Taka postawa pozwala mieć nadzieję na tworzenie rodziny, która będzie nie tylko systemem oferującym pewne ramy, ale również obszarem do budowania prawdziwych, bliskich relacji.
Jednak aby ta wizja nie okazała się tylko złudnym planem, konieczne jest podejmowanie działań teraz! A tym, co niewątpliwie warto robić, jest pozostawanie w aktywnym kontakcie ze sobą i najbliższymi, szukanie okazji do wspólnych rodzinnych aktywności, otwieranie się na pomoc oraz oferowanie pomocy innym, pielęgnowanie szczerości i zaufania w bliskich relacjach, a także dawanie dorosłym i dzieciom możliwości szukania tego, co jest im bliskie i pomocne w codziennym byciu.