Męskość poza alfabetem – dlaczego „alfy” i „sigmy” to pułapka?

Na temat Polecane artykuły

Nieustępliwy, silny, charyzmatyczny i decydujący za innych – samiec Alfa. A może jednak Sigma, czyli samotny wilk, równie silny jak Alfa, ale niezależny, introwertyczny, skupiony na własnym rozwoju. Czy naprawdę potrzebujemy dzisiaj kolejnych liter greckiego alfabetu, aby opisać męskość?

Alpha Male, Sigma Male

Termin alpha male ma swoje źródło w badaniach amerykańskiego biologa Davida Mecha, przeprowadzonych nad wilkami w latach 60. XX w. 
Obserwując wilki przebywające w ogrodach zoologicznych oraz dużych zagrodach, badacz zauważył, że w wilczych stadach występuje silna hierarchia, a władzę nad watahą sprawuje jeden dominujący samiec. Mech nazwał go Samcem Alfa na cześć pierwszej litery greckiego alfabetu. Całą koncepcję opisał potem w książce The Wolf: Ecology and Behavior of an Endangered Species. Książka bardzo szybko stała się światowym bestsellerem, cytowanym przez media, popularyzatorów nauki, a z czasem również przez „popularną psychologię” i biznes.

Na nieszczęście, bo Mech kilka dekad później (w 2000 r.) oficjalnie przyznał, że jego wnioski były w dużej mierze efektem sztucznych warunków, w jakich żyły zwierzęta. W naturze zaś, zamiast walki o dominację, na czele wilczego stada w miejscu osobnika Alfa stoją „rodzice”, którzy przewodzą dzięki doświadczeniu, a nie brutalnej sile. Prawdziwe wilcze relacje są więc bardziej oparte na współpracy i więziach niż walce o władzę. I mimo tego, że nawet sam twórca koncepcji konsekwentnie apelował, by przestać używać określenia „Alpha wolf”, idea „samca Alfa” zaczęła już żyć własnym życiem, co więcej – została wyekstrapolowana również na gatunek ludzki. Metafora silnego, dominującego samca stała się wygodnym skrótem, łatwym do użycia w kontekście męskości czy przywództwa. „Samiec Alfa”, choć był dzieckiem błędu badawczego, na stałe wszedł do popkultury oraz języka biznesu i stał się skrótem myślowym oznaczającym lidera, twardziela, a czasami nawet – „prawdziwego” mężczyznę. Jeszcze dzisiaj niektóre grupy społeczne są bardzo przywiązane do tego terminu. Przykładem jest chociażby MAGA (amerykański ruch Make America Great Again) oraz Eric Trump (syn Donalda Trumpa), który chwalił podczas wyborów prezydenckich „alfowe” cechy swojego ojca. Również wielu zwolenników manosfery używa tego pojęcia jako tożsamościowego hasła męskości.

POLECAMY

Jeszcze gorzej sprawa ma się z podwalinami naukowymi terminu Samiec Sigma, który w popkulturze oznacza najczęściej samotnego wilka, introwertyka, równie atrakcyjnego jak Alfa, ale niepotrzebującego tłumu ani hierarchii, skupionego na samodoskonaleniu i dystansie. Ten termin nie ma już żadnych podstaw badawczych, a swoje źródła ma… na forach internetowych. Za osobę, która wprowadziła pojęcie i rozpropagowała, uważa się Voxa Daya (Theodore Beale), amerykańskiego blogera, publicystę i pisarza science-fiction. W 2010 r. na swoim blogu opublikował wpis opisujący nowy archetyp męskości – samca Sigmę. Dlaczego termin Sigma się przyjął? Prawdopodobnie dlatego, że jest rewizją mitu Alfy dla nowoczesnych mężczyzn. Odpowiada na zmęczenie stylem „dominującego samca”. Daje alternatywę introwertykom, outsiderom i tym, którzy nie chcą grać w grę hierarchii. Brzmi tajemniczo i cool, co w mediach społecznościowych przyciąga użytkowników(-czki).

Czy to (nie)naturalne?

Czy naprawdę jako samce mamy zapisane w naturze bycie dominującym? Dotychczasowe badania i obserwacje „zachowań samców Alfa” również u małp – w tym u naszych najbliższych krewnych w świecie zwierząt – pomogły ukształtować archetyp dominującego samca, który stał się dziś kontrowersyjnym punktem odniesienia w kulturze. Niedawna szeroka analiza dynamiki władzy między samcami a samicami różnych gatunków potwierdza jednak, że „samiec Alfa” jest w rzeczywistości stosunkowo rzadki w naturze. Hierarchie płciowe są znacznie bardziej płynne, niż wcześniej sądzono. Najnowsze wyniki badań naczelnych (2025) autorstwa José María Gómez (Universidad de Granada, Hiszpania) i Laurie A. Santos (Yale University, USA) pokazują, że tylko w 17% populacji samce dominowały nad samicami, w 13% populacji dominowały samice, a aż w 70% populacji nie było wyraźnej dominacji żadnej ze stron. Siły były bardziej zrównoważone lub zależne od konkretnego kontekstu, danego stada czy populacji. Dane te pochodzą z badań 253 populacji obejmujących 121 gatunków naczelnych. Okazuje się, że dominacja płciowa jest bardziej elastyczna niż sądzono, bardziej zróżnicowana i w dużej mierze zależna od kontekstu ekologicznego oraz społecznego i chociaż sporym nadużyciem byłoby szybkie uogólnianie tych badań na gatunek ludzki, to śmiało można postawić hipotezę, że ludzka męskość i schematy społeczne nie muszą być zdeterminowane przez „prymitywne” wzorce dominacji samców u naczelnych – w rzeczywistości mogą podlegać bardziej partnerstwu, współpracy i równowadze.

Dlaczego wciąż nas to fascynuje?

Gdyby idea samca Alfa i Sigma była wyłącznie opresyjna, pewnie dawno odeszłaby do lamusa. Tymczasem wraca jak bumerang w poradnikach, social mediach i w manosferze. Dlaczego?

Bo jak każdy inny schemat daje prostą odpowiedź na złożone pytanie: Kim mam być jako mężczyzna? Jak mam się zachowywać w pracy, związku, grupie? Obraz samca Alfa (silnego przywódcy) czy Sigma (tajemniczego samotnika) to łatwe kody kulturowe. Nie trzeba się zastanawiać nad własną tożsamością, wystarczy dopasować się do etykiety. Jak zauważa socjolożka Katarzyna Krzywicka-Zdunek: „Z punktu widzenia nauk społecznych redukowanie męskości do kilku liter greckiego alfabetu jest oczywiście dużym uproszczeniem. Natomiast takie kody kulturowe pomagają nam schematyzować i rozumieć zmieniającą się rzeczywistość”. Schematy mają swoją funkcję – porządkują rzeczywistość, pomagają łatwiej tłumaczyć świat, oszczędzają energię. Łatwiej nam zrozumieć, gdy coś nazwane jest prostym kodem: Alfa – dominator, Sigma – samotny wilk. Atrakcyjne nazewnictwo może też pociągać za sobą zabawę i fascynację. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczynamy wpadać w krzywdzące stereotypy i traktujemy je jako jedyny prawidłowy scenariusz tego, jak „powinien” wyglądać czy zachowywać się współczesny mężczyzna. Nie potrafimy wtedy korzystać z różnych jakości męskości czy po prostu cech człowieka. 

Hollywood i literatura od dekad karmią nas obrazami samców Alfa i Sigma. James Bond w wydaniu Seana Connery’ego odprawia partnerkę, ostentacyjnie klepiąc ją w pośladki, po czym stwierdza bezkompromisowo – „teraz mężczyźni muszą pogadać”. Tyler Durden z Podziemnego kręgu uczy mężczyzn, że prawdziwa wolność rodzi się w przemocy i destrukcji. Patrick Bateman w American Psycho pokazuje mroczną stronę obsesji na punkcie władzy i kontroli. Nie mówiąc już o całej rzeszy bohaterów ostatniej akcji lat 90. XX wieku, na których wychowało się większość dzisiejszych mężczyzn w wieku średnim lub marvelowskich bohaterach, na których wychowuje się współczesne pokolenie chłopców. 

Takie narracje pompują ego. „Alfa” obiecuje, że będziesz na szczycie hierarchii. „Sigma” – że możesz być równie wyjątkowy jak Alfa, tylko bardziej niezależny. To atrakcyjne szczególnie w czasach chaosu, gdy brakuje jasnych wzorców męskości. Przez chwilę taki model potrafi dać ulgę. Pozwala uwierzyć, że istnieje prosty klucz do sukcesu, relacji, atrakcyjności. W praktyce jednak – jak pokazują liczna badania – te ramy bardziej ograniczają, niż wspierają.

Konsekwencje

Choć popkultura wciąż karmi nas obrazami Alfy i Sigmy, badania psychologiczne pokazują, że próby dopasowania się do tych wzorców niosą dla mężczyzn wysoką cenę. Czym mężczyźni opłacają to dążenie? Pierwszym kosztem jest koszt psychiczny. Presja na to, by zawsze być silnym, niezłomnym, pozbawionym słabości, niesie za sobą wysokie ryzyko wypalenia, depresji czy uzależnień – bo stale muszę maskować słabości i udowadniać siłę. Mężczyźni, podążając za tymi wzorcami, często uczą się tłumić wrażliwość i potrzeby, które nie pasują do formatki osobnika Alfa lub Sigma. Wyparcie emocji zwiększa ryzyko męskiej depresji i samobójstw. Cierpią także relacje, bo trudno być „czule obecnym” partnerem lub ojcem, kiedy cała tożsamość opiera się na kontroli i przewadze. Rośnie poczucie samotności, bo cechy Alfa i Sigma utrudniają bliskość i autentyczne więzi, kiedy musimy stale utrzymywać fasadę siły. Ryzykiem postawy Alfa jest też wpadanie w autorytaryzm, za Sigmą podąża cień samotności i narcyzmu.

Kult Alfa uderza także w biznes. Badania McKinsey (2020) i Deloitte (2022) pokazują, że styl autorytarny – kojarzony z „liderem Alfa” – jest dzisiaj w większości przypadków anachronizmem skuteczności. Sprawdza się jeszcze na przykład w sytuacjach kryzysowych lub kulturach o wysokiej hierarchiczności (np. kraje azjatyckie), ale zupełnie inaczej sprawa ma się w innowacyjnych organizacjach, których współcześnie tak bardzo potrzebujemy. Tutaj lider, który nie potrafi słuchać, w konflikcie wycofać strategii rywalizacji na rzecz kompromisu, a nawet czasami uległości, który kurczowo trzyma się swojego zdania i autorytarnego stylu lub jest wycofany oraz niedostępny dla ludzi, będzie coraz częściej nieskuteczny i przez to odrzucany przez środowisko pracy. Dzisiaj bardziej cenione są empatia, zdolność do współpracy i uważność na różnorodność. Lider, który wciąż stawia na dominację, m.in. szybciej doprowadza do wypalenia i rotacji zespołu niż do sukcesu.

Poza tym w przypadku filozofii Alfa, podium dla prawdziwego mężczyzny lub lidera jest bardzo krótkie. No bo właściwie, jeśli Alfa w stadzie może być jeden, to kim jesteś, jeśli nie zajmujesz pierwszego miejsca w grupie lub świadomie nie chcesz go zajmować? Betą? „Przegrywem”? Nawet jeśli przyjęlibyśmy terminologię wilczego stada z ogrodu zoologicznego Davida Mecha, to czy cała reszta w stadzie jest gorsza? Od lat nauka potwierdza, że szczęśliwe życie oraz zdrowie nie korelują z władzą lub stanowiskiem w ludzkim stadzie.

Dzisiejszy świat coraz wyraźniej pokazuje, że nie potrzebujemy wodzów Alfa ani introwertycznych samotników Sigma. Badania psychologiczne i socjologiczne są jednoznaczne: presja, by spełniać cechy samca Alfa lub Sigma, przynosi nam więcej cierpienia niż realnej siły. To mit, który karmi ego, ale rani człowieka prywatnie i zawodowo. Potrzebujemy dzisiaj mężczyzn i kobiet, którzy potrafią łączyć siłę z czułością, twardość z empatią oraz działanie z refleksją. Takich, którzy nie boją się być sobą – nawet jeśli nie da się tego zamknąć w żadnej literce alfabetu. .

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI