Współczucie innym i… sobie

Na temat

Zabiegani, uwikłani w tysiące zadań, wyzbywamy się odruchów serca. Co dnia obojętnie mijamy setki ludzi. Nawet najbliżsi ze swoimi problemami budzą w nas różne emocje, niekoniecznie współczucie. A ono wydaje się ratunkiem dla świata: znosi podziały, łagodzi samotność, tworzy przestrzeń na bliskość i dobre życie. I nie musimy się go uczyć. Wystarczy, że odblokujemy to, co w nas uśpione. Jak to zrobić?

Anna najbardziej boi się bólu. W jej chorobie, na tym etapie, ból towarzyszy każdego dnia. Bywa tak silny, że budzi w środku nocy i nie pozwala ani na chwilę zasnąć. Od pewnego czasu Anna jest na terapii przeciwbólowej. Gdy wypisano ją ostatnio ze szpitala, lekarka na e-recepcie zapisała specjalny lek, jedyny, który jest w stanie uśmierzyć ból Anny. W aptece jej siostra usłyszała, że nie sprzedadzą leku, bo lekarka nie podała dawkowania. W drugiej, trzeciej aptece – to samo. Na nic zdały się prośby i tłumaczenie, że na lek czeka kobieta zwijająca się z bólu. I argument, że przecież w wypisie szpitalnym podane jest dawkowanie. „Ale nie ma go w systemie”. 

Siostra pojechała więc do szpitala i poprosiła lekarkę, by uzupełniła wpis w systemie e-recept, bo bez tego nie można wykupić leku. Lekarka dziwiła się, że żaden aptekarz nie chciał wydać leku dla Anny. „Ale ja też nie jestem w stanie nic zrobić. Nie mogę niczego dopisać w systemie. A nowej e-recepty nie wypiszę, bo przecież pani siostry już nie ma w naszym szpitalu”. Zgodziła się wypisać zwykłą receptę, papierową.

POLECAMY

Niestety, w żadnej aptece nie chciano jej zrealizować, bo Anna „wisiała” już w systemie przy e-recepcie na ten sam silny lek. – Została ze swoim bólem sama, bo ludzie, którzy powinni zrobić wszystko, co w ich mocy, by jej pomóc, uznali, że ważniejszy jest „system”, a nie człowiek i jego cierpienie. Jestem przekonana, że mogliby to obejść. I pewnie by to zrobili, gdyby chodziło o ich bliskich. A tak Anna była zdana na słabsze środki przeciwbólowe. Komuś zabrakło zwykłego, ludzkiego współczucia – mówi rozżalona siostra Anny.

Przetrwają najbardziej życzliwi

„Wyobraźmy więc sobie, jak mógłby wyglądać świat, który nie wywoływałby w nas zażenowania, poczucia winy, zniechęcenia – i zacznijmy myśleć nad tym, jak go odnaleźć” – pisze Martín Caparrós w książce Głód. „Jest to krótkie stwierdzenie – może się jednak przekładać na lata, dekady starań, błędy i klęski, i kto wie co jeszcze. Krótkie stwierdzenie, historia czyjegoś życia i życia wielu ludzi”. 

Ten cytat być może jest najlepszym opisem zjawiska współczucia. Odnosi się bowiem do kilku jego aspektów. Zgodnie z konceptualizacją Paula Gilberta, twórcy terapii skoncentrowanej na współczuciu (patrz rozmowa na s. 22), nie jest ono czuciem, a raczej motywacją do działania i samym działaniem właśnie. Jest umiejętnością zbliżenia się do czyjegoś bólu, trudności, aby następnie zmniejszać ból i zapobiegać tym trudnościom – w życiu naszym lub innych osób. Nie jest zatem sentymentalną wizją, ckliwością, ale związane jest z aktywnością i mądrym zachowaniem. Działamy podobnie jak rodzic, który nie czeka, aż dziecko samo się wypłacze, ale podchodzi do niego i sprawdza, co się dzieje, wspiera je i koi. Współczucie jest jednym z podstawowych mechanizmów ewolucji, bo jak pisał już Karol Darwin, to dzięki niemu mogliśmy przetrwać. W książce O powstawaniu gatunków pisał, że tylko ta populacja, w której jest najwięcej życzliwych jednostek, ma największe szanse przeżyć. Pozwala bowiem na wzajemną troskę, kojenie, wspieranie się, także wspieranie tych, którzy są słabsi i niespokrewnieni z nami. Przekłada się na odpowiednie zachowania, w tym prospołeczne. Przetrwają zatem najbardziej życzliwi, a nie najsprawniejsi i najsilniejsi, jak zakładał inny intelektualista tamtych czasów, Herbert Spencer. 

Współczucie rodzi się w starej części mózgu, odpowiedzialnej za podstawowe potrzeby, takie jak potrzeba jedzenia, picia, snu. Jest związane z neurofizjologią relacji, z emocjami kojenia, troski, poczucia bezpieczeństwa i więzi – z sobą i innymi. Za to odpowiada układ przywspółczulny.

Uczymy się siebie poprzez interakcje z innymi. Bez innych nie przetrwalibyśmy. Jeżeli te relacje niosą ukojenie i troskę, zyskujemy dodatkowe narzędzie radzenia sobie. Z kolei ośrodki odpowiedzialne za takie procesy, jak myślenie (albo myślenie o myśleniu), planowanie, zamartwianie się, a także kompetencje związane z uważnością znajdują się już w nowej części mózgu. 

Słowo współczucie wywołuje różne skojarzenia. Niektórym wydaje się, że chodzi głównie o czucie. Uczucie może je inspirować, podobnie jak zakochanie skłania nas do zaangażowania w relację z kimś i działanie na rzecz tej osoby, ale nie musimy stale być zakochani. Czasem wręcz czujemy coś przeciwnego: jesteśmy podirytowani, nasz partner albo dziecko nas denerwują, ale w tle nadal jest miłość i troska. Podobnie jest ze współczuciem, które przede wszystkim przejawia się w działaniu wobec czyjegoś bólu czy trudności. Innymi słowy, uczy nas, jak mądrze niwelować to, co trudne. 

Nie wina, lecz odpowiedzialność

Współczucie nie ma nic wspólnego z postawą znie...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI