Czy istnieje przepis na trwały związek, w którym codzienność nie zabije namiętności?

Z Dariuszem Skowrońskim rozmawia Edyta Żmuda

Na temat

Wersja audio dostępna tylko dla prenumeratorów

Kup teraz

Edyta Żmuda: Dawniej instytucja małżeństwa nie zakładała, że romantyczne uniesienia są elementem niezbędnym w związku. Małżeństwo to był interes obliczony na długie lata stabilności, a namiętność – to były fanaberie. Czy oczekiwanie od partnera, że z jednej strony zapewni nam spokój i da poczucie bezpieczeństwa, a z drugiej dostarczy emocji i wciąż będzie namiętnym kochankiem, ma w ogóle sens?
Dariusz Skowroński: Zgodnie z modelem Roberta Stenberga miłość oznacza intymność, zaangażowanie i namiętność. Model ten zakłada, że miłość jest konglomeratem trzech składników, z których każdy ma swoją dynamikę.

To chyba obciążająca i wymagająca wizja dla partnera?
Tak, ale też kulturowo jest to promowany model. Przez dobre kilka tysięcy lat wspieraliśmy model monogamiczny, gdzie ta jedna osoba – nie dość, że ma wszystko nam dać – to jeszcze ma to robić przez 50–70 lat. Ta wizja jest ogromnie wymagająca. Czy ona jest realistyczna, czy ma sens? W pewnych przypadkach jest realna, ale pod warunkiem, że ta relacja miłosna jest zbudowana w oparciu o wiele umiejętności. Długi, stabilny, a jednocześnie namiętny związek nie przytrafia się tak po prostu, podkreślam – to relacja oparta na umiejętnościach. 

POLECAMY

Praca nad związkiem kojarzy się z trudem. Wiele osób uważa, że jeśli musimy pracować nad związkiem, to coś z nim jest nie tak, bo przecież powinniśmy idealnie do siebie pasować.
Tak. Wtedy z kolei nawiązujemy do Platona i jego teorii dwóch połówek. Niestety, badania psychologiczne i seksuologiczne tego nie potwierdzają. Nie ma żadnych dwóch połówek, to nie załatwia tematu. To, co nam kultura masowa i historia próbowały wdrukować, zazwyczaj nie działa. Społeczeństwo stawia nas przed ogromnym zadaniem, a jednocześnie nie dostajemy narzędzi do wykonania tego zadania. 

Zauważ, co serwuje nam kultura masowa – komedie romantyczne są zbudowane najpierw wokół przeszkód, które kochankowie muszą pokonać. Potem pojawiają się napisy końcowe, a przecież dopiero wtedy zaczyna się codzienność i prawdziwe wyzwania dla związku. 
Tak. Tak zwana codzienność okazuje się nie do przejścia dla wielu par i tutaj wracamy do modelu Stemberga. Statystycznie więcej związków zaczyna się od namiętności czy atrakcyjności seksualnej, elementu pożądania, motylków w żołądku, i w seksuologii nazywamy to miłością chemiczną. To jest relacja oparta na dopaminie w mózgu. Wtedy miło nam być z tym człowiekiem, czujemy się dobrze, gdy kogoś widzimy, jesteśmy podekscytowani, nie możemy zasnąć, bo myślimy o tym człowieku ciągle. I to może działać. Ale dopamina z poziomu neurologicznego to substancja, która szybko się pojawia i szybko znika. Czyli jest szybki skok i szybki spadek. Na tym oczywiście możemy przez jakiś czas „pociągnąć” związek, ale niestety potem pojawia się codzienność, gdzie zamiast dopaminy wydziela się serotonina w mózgu, która daje nam bardziej poczucie bliskości, ciepła, przynależności – ten element intymności.

Erotyka tymczasem potrzebuje tajemnicy, niedopowiedzeń, emocji. A my nierzadko celowo, kierując się poczuciem bezpieczeństwa, „upupiamy” partnera, nazywamy go „misiaczkiem”, „żabką”. Tymczasem, czy „misiaczek” i „żabka” może być jednocześnie erosem?
Dokładnie! Widzisz, to jest z poziomu serotoniny, a potem jeszcze oksytocyny. Oksytocyna oznacza przynależność, poczucie spełnienia w głębokiej relacji. I teraz pytanie, czy para jest w stanie utrzymać równowagę, poczynając już od poziomu samej neurologii. Czy jest w stanie swoimi technikami, pomysłami, aktywnościami utrzymać równowagę między serotoniną, oksytocyną a dopaminą. Żeby być nadal „bogiem w łóżku”, na pewno potrzebujemy dopa...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI