Utracona i odzyskana godność

Na temat

„Mam swoją godność” – mówimy, gdy ktoś umniejsza nas albo obraża. Bywa, że o godność walczymy w relacji z partnerem, dziećmi, rodzicami. Często sami, nieświadomie, naruszamy godność drugiej osoby. Zawstydzamy ją, odbieramy nadzieję. Zapominamy, że ona też „ma swoją godność”. Jak zatem dbać o własną godność, by nie odbierać jej innym?

DOROTA KRZEMIONKA: Godność to taki psychologiczny tlen? Trudno bez niej żyć.

PIOTR FIJEWSKI: To najbardziej podstawowa, egzystencjalna potrzeba, która wiąże się z poczuciem przynależności do wspólnoty ludzkiej.

POLECAMY

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: I w relacji z innymi jest zaspokajana. Jakbyśmy mieli w sobie świetlistą szkatułkę, która w kontakcie ze światem musi być doinwestowywana, by mogła nadal świecić. A jej napełnianie wiąże się z poczuciem wartości, wynikającym nie z posiadania jakichś konkretnych cech, lecz z tego, że jestem i mam prawo być taka, jaka jestem.

PIOTR FIJEWSKI: Naruszanie zaś godności dokonuje się poprzez upokorzenia, ale także poprzez rozbijanie i zatracanie tożsamości, w efekcie ktoś przestaje być tym, kim był, a staje się inną osobą

Albo wręcz przedmiotem. W Opowieści podręcznej Margaret Atwood wartość mają tylko ciężarne kobiety. Freda, główna bohaterka, raz w miesiącu musi oddać się swojemu zarządcy, by ją zapłodnił. Można by pomyśleć: fikcja. Ale tak się dzieje w systemach totalitarnych. Ponad milion Ujgurów z regionu Sinciang zamknięto w chińskich obozach zwanych „centrami kształcenia”. Strażnicy monitorują każdy ich ruch.

Ujgurskie kobiety są zmuszane do aborcji…

PIOTR FIJEWSKI: W systemach totalitarnych zmierza się do tego, by rozbić godność człowieka, bo wtedy staje się on całkiem bezbronny, podatny na wpływ, i chwyta się czegokolwiek, by odzyskać samego siebie.

Przykładem może być pranie mózgu, jakie w czasie wojny koreańskiej w latach 50. XX wieku stosowano na amerykańskich jeńcach wojennych. W efekcie przechodzili oni na stronę komunistów. Podobne w jakimś sensie oddziaływania, równie kontrowersyjne, stosowano w Monarze, ośrodku stworzonym przez Marka Kotańskiego, dla ratowania narkomanów. Na początku społeczność Monaru niszczyła narkomana. Mówiono mu: „jesteś zerem, gównem, śmieciem”. Doprowadzano do rozpadu jego godności, po to by można było stworzyć go na nowo. 

Niektórzy z obserwatorów śmiali się, że gdy narkoman opuszczał Monar, był takim „małym Kotańskim”. W ten sposób ratowano mu życie, choć sposoby ratowania były dość okrutne.

Jak w takich skrajnych warunkach zachować godność?

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Trzeba mieć coś „swojego”, co nas trzyma przy sobie, przy tym, kim jesteśmy. Więźniowie obozów koncentracyjnych opowiadają, że przetrwać pomogło im coś ulotnego – jakiś rytuał, myśl, wspomnienie, do którego mogli wrócić i które przypominało, kim są. 

PIOTR FIJEWSKI: Oglądałem wywiad ze starszym panem, który inwigilował środowisko przestępcze Chicago. Latami udawał gangstera i czasem gubił się w tym, kim naprawdę jest. Wtedy dotykał obrączki i myślał o swojej żonie – dzięki temu mógł wrócić do siebie. 

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: W obronie godności pomaga też zaangażowanie się w jakieś sensowne dla nas działanie – ono nam przypomina, kim jesteśmy, ono pozwala poczuć się wartościową osobą, należącą do grona ludzi, którzy są dla nas punktem odniesienia.

W naszej części świata godność mamy zagwarantowaną – zarówno przez Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej, jak i przez Deklarację Praw Człowieka Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Nie musimy na nią zasłużyć.

Ale psychologicznie jest inaczej. Czy musimy jej doglądać?

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Zdecydowanie tak.

PIOTR FIJEWSKI: Wystarczy kłótnia z bliską osobą albo rozmowa z szefem i zdarza się, że poczucie godności się chwieje. 

W jaki sposób nawzajem naruszamy godność?

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Jak wspomniałam, poczucie godności polega na tym, że z samej swej istoty czujemy się wartościowym członkiem wspólnoty i nie musimy tego udowadniać. Aby je naruszyć, nie musi być krzyku czy bicia, wystarczy, że ktoś nieustannie nam sugeruje, że się do różnych spraw nie nadajemy i chronicznie nas umniejsza. Znam taką parę: kiedy ona się wypowiada, on robi ironiczną minę, chrząka wymownie albo mruczy przeciągle: „taaaa”. Sugeruje w ten sposób, że to, co mówi żona, trzeba wziąć w cudzysłów albo postawić znak zapytania, czy tak jest naprawdę. 

PIOTR FIJEWSKI: Siła takiego „taaaa”, czyli niewer­balnego przekazu, w naruszaniu godności jest niebywała!

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Bo podkopuje podstawę, na której stoimy, a zarazem nie ma się jak przed tym bronić. Bo co ta kobieta może zarzucić mężowi? Że chrząka? Ważny jest też stosunek pochwał do krytyk, przy czym krytyczne słowa odbijają się w naszych emocjach większym echem.

Z badań, przytaczanych przez Bogdana Wojciszke wynika, że po negatywnej informacji potrzebujemy aż dziesięciu pozytywnych, by ją zrównoważyły.

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Przewaga plusów jest niezbędna, by móc czuć się godnie. Czasem zaś patrzymy na partnera, jakbyśmy z góry zakładali: Coś jest z tobą nie tak, tylko jeszcze nie wiem co. Poszukujemy w nim mankamentów i próbujemy dowieść: Nie jesteś tak wartościowy, jak ci się wydaje i jak inni mogliby sądzić. Taki kąt patrzenia na bliską osobę sprawia, że światełko godności w niej z czasem przygasa.

PIOTR FIJEWSKI: Przygasa też, gdy nie doświadczamy swojej obecności. Jesteśmy w trybie zadaniowym, w pośpiechu, działaniu i nie widzimy się nawzajem. 

Patrzymy na partnera jak na mebel…

MARIA KRÓL-FIJEWSKA: Można stracić wtedy poczucie, że jest się kimś bezcennym, wartościowym, unikalnym członkiem społeczności ludzkiej. Mówimy tu o subtelniejszych sposobach naruszania godności.

Takim nieoczywistym zranieniem godności jest dla wielu, szczególnie młodych osób, sytuacja, gdy w relacji przyjacielskiej czy romantycznej druga strona okaże się mniej zaangażowana. Ja się bardzi...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI