Obojętni, bo skrzywdzeni

inne Laboratorium

Nasi rodacy często poznawali los tułacza. Uciekali przed wojną i prześladowaniami, emigrowali z nadzieją na lepsze życie. Dlaczego więc tak mało w nas zrozumienia dla sytuacji uchodźców? Skąd ta obojętność na cudze cierpienia?

Żyjemy w czasach zmienności i różnorodności. Częściej spotykamy – co nie znaczy, że poznajemy i rozumiemy – ludzi, którzy wyglądają inaczej niż my, mają inny kolor skóry i zwyczaje, inny rytm życia, wyznają inną religię, wzrastają w innej niż nasza tradycji i kulturze.
Spotykamy ich w różnych okolicznościach i nie zawsze jesteśmy na to spotkanie gotowi. Często zachowujemy wobec nich bezpieczny dystans, nie chcemy, by owi „inni” byli widoczni w naszej codziennej przestrzeni. Dlaczego odmienność jest dla nas trudna?

Siła w różnorodności
Przecież może zaciekawiać, rozwijać, skłaniać do innowacyjności i w rezultacie polepszać jakość naszego życia. I rzeczywiście, badania pokazują, że duża różnorodność etniczna, obyczajowa czy religijna sprzyja rozwojowi osób i grup. W makroskali przekonują o tym badania prowadzone przez ekonomistę Richarda Floridę w Dolinie Krzemowej. Okazuje się, że tam, gdzie duża różnorodność, wysoka migracja – tam wyższa innowacyjność, rozwój technologii oraz wzrost zamożności regionu. Pod warunkiem, że towarzyszy temu tolerancja dla owej różnorodności i zaufanie.

POLECAMY

W skali małych grup znajdujemy wiele dowodów na to, że poziom złożoności myślenia, jakość pracy i jakość życia są wyższe w grupach zróżnicowanych etnicznie niż w tych jednorodnych. Na przykład z badań Antonio Lisinga i jego współpracowników wynika, że studenci, którzy mają więcej znajomych odmiennej od nich rasy, charakteryzują się wyższą tzw. złożonością integratywną myślenia, czyli bardziej niż osoby o jednorodnej rasowo sieci kontaktów potrafią zobaczyć analizowany problem z różnych perspektyw, dostrzegają w nim więcej złożoności, uwarunkowań i możliwych skutków. Z kolei Samuel Sommers z Tufts University dowiódł, że ławnicy w amerykańskich sądach, którzy pracują w zespołach mieszanych (biali i Afroamerykanie) dokładniej zapoznają się z rozpatrywanymi sprawami i wydają bardziej sprawiedliwe wyroki, niż ławnicy pracujący nad podobnymi sprawami w grupach jednorodnych etnicznie.

My, Polacy, jako społeczeństwo jesteśmy jednorodni etnicznie i większość nie chce tego zmieniać. Jeszcze zanim pojawił się w Europie problem uchodźców z Afryki i krajów arabskich, prowadziłam badania, które pokazały, że właśnie nieobecność obcokrajowców oraz nasza jednorodność etniczna, obyczajowa i religijna były dla wielu badanych powodem widzenia Polski jako najlepszego dla nich kraju. W międzynarodowych badaniach prowadzonych wiosną ubiegłego roku w 27 krajach, okazaliśmy się jednym z najmniej przychylnych uchodźcom społeczeństw. Niższe od nas wskaźniki stwierdzono tylko w Tajlandii, Indonezji i Rosji (GlobeScan, maj 2016).

Ani gościnni, ani solidarni
Dlaczego nie chcemy obcych w naszym kraju? Najprostsza odpowiedź jest taka, że po pierwsze nie mamy z nimi kontaktu, nie znamy ich. Podróże w formacie all inclusive niczego o innej kulturze nie uczą. Po drugie nie ufamy obcym, boimy się, że spotka nas krzywda z ich strony.

Skąd ta izolacja i nieufność? Przecież to, co mówimy publicznie i myślimy o uchodźcach, jest sprzeczne z naszym stereotypowym obrazem Polaków. Lubimy powtarzać, że jesteśmy tolerancyjni, solidarni, empatyczni, gościnni, wierni naszym tradycyjnym wartościom, skuteczni w obronie wiary. Ale gdy chodzi o przyjęcie uchodźców – okazało się, że nie jesteśmy (przynajmniej ci, których głos jest słyszalny z racji posiadanej władzy, dostępu do Internetu czy uczestniczenia w badaniach opinii) ani solidarni, ani gościnni, ani tol...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI