Do aniołów DALEKO

Ja i mój rozwój I

Nie mamy odwrotu od humanitaryzmu, od pytania o to, kim jest człowiek i od troski o samego siebie. Już starożytni Grecy stwierdzili, że najistotniejsze jest nie poznanie samego siebie i wiedza, lecz troska o siebie. A nie ma troski o siebie bez troski o innego, obcego, uchodźcę.

MAGDA BRZEZIŃSKA: Kiedy rozmawiałam z Panem pięć lat temu, przewidział Pan to, czego jesteśmy świadkami dzisiaj: protesty oburzonych, radykalizacja postaw, migracje na coraz większą skalę. Przychodzę więc do Pana jak do wróżbity, ciekawa, co teraz widzi filozof. Dokąd zmierzamy? Gdzie będzie nasz świat za kilka lat? Pytam z nadzieją, bo to, co obserwuję, napawa mnie niepokojem...

TADEUSZ GADACZ: Mnie też. Mam wrażenie, że zachodzi bardzo silne przesilenie, i to w wielu wymiarach, co de facto powoduje u mnie dość przykre myśli dotyczące ludzkiego gatunku w ogóle. Zastanawiam się nad sensem istnienia takiego zdumiewającego gatunku. Już Kant pod koniec XVIII wieku zauważył, że z jednej strony jesteśmy istotami czysto przyrodniczymi, naturalnymi, kierujemy się instynktem, a z drugiej strony zostaliśmy zmuszeni do tego, by braki naturalne, które nie pozwoliłyby nam przeżyć w naturze, kompensować przy pomocy rozwoju intelektualnego. I tak zaczęła się kultura. Tyle że – patrząc na historię rozwoju człowieka i kultury – choć już nie jesteśmy zwierzętami, to jednak daleko nam do aniołów. Jesteśmy gdzieś pośrodku, a zostawiliśmy za sobą ogromną destrukcję i zniszczenie.

Było już lepiej?

Tak myślę, gdy patrzę na to, co się dzieje obecnie w obozach imigrantów w Europie... Notabene my nie mamy do końca świadomości, że jesteśmy świadkami wędrówki ludów, znanej kiedyś tylko z podręczników na temat historii średniowiecza. Wiemy, że w tych obozach ginie codziennie od kilkorga do kilkanaściorga dzieci, które są wysyłane w drogę bez opieki albo ich rodzice zginęli w trakcie ucieczki. Jeśli w czasie II wojny światowej matka Żydówka usiłowała przez dziurę w ogrodzeniu getta przemycić na drugą stronę dziecko, mając nadzieję na ratunek, to wiedziała, że jeśli nie zdarzy się coś nieprzewidywalnego, to jest duża szansa na to, że jej dziecko przeżyje. Ale to dlatego, że nie było wtedy ani band „chirurgów” porywających dzieci, by pobrać od nich narządy, ani nie było pedofilii na taką skalę jak dziś. Więc nie jest łatwiej, nie jest lepiej. Z jednej strony mamy szeroką falę emigrantów, z drugiej strony – kryzys ekonomiczny, z trzeciej – radykalizację ideologiczną rozmaitych poglądów prawicowych, narodowych, wręcz faszystowskich. Patrzę na ten wylew hejtu internetowego, totalnej nienawiści. Wystarczy przypomnieć sobie tych młodych ludzi z Gdańska, którzy w marszu przeciwko emigrantom skandowali: „Zapraszamy, mamy dobre zaplecze w postaci obozów koncentracyjnych”.

To jest Gdańsk, to jest Wrocław z pobiciami i paleniem kukły żydowskiej – Wrocław, który ma przecież tak bogate tradycje wielokulturowości.

POLECAMY

Do tego mamy, powiedziałbym, radykalną karnawalizację życia, którą świetnie opisuje Dubravka Ugrešić. Zwraca ona uwagę, że karnawał średniowieczny trwał tylko chwilę i był taką próbą odwrócenia wartości i ich roli. A w tej chwili panuje przekonanie, że żyjemy w permanentnym karnawale, w permanentnym odwracaniu norm, przekraczaniu rozmaitych tabu, granic... I tu się rodzi pytanie: i co dalej z tym wszystkim? W którą stronę?

Pięć lat temu wysnuł Pan tezę, że jedyną nadzieję daje kształcenie, wykształcenie. Nadal Pan tak uważa? Przecież w tych pochodach młodych narodowców skandujących nienawistne okrzyki maszerują w dużej części osoby studiujące i absolwenci uczelni. Może nie wszyscy są po świetnych polskich uczelniach, ale są po studiach. Brakuje im jednak jakiegoś szerszego spojrzenia.

Umasowienie szkolnictwa wyższego doprowadziło do jego upadku. Nie mówiąc o tym, że dziś celem kształcenia uniwersyteckiego jest „przygotowywanie podmiotów na rynek pracy”, a nie kształtowanie humanita...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI