Edyta Żmuda: Chciałabym z Tobą porozmawiać o przekonaniu, że dobry, rokujący związek to taki, w którym nie pojawiają się konflikty. Taka opinia wciąż ma się dobrze.
Joanna Chmura: Dokładnie, a tymczasem kondycje związków są różne. Moim marzeniem jest podważyć to przekonanie i nieco odczarować nakreślony w naszych głowach ideał związków. Często wydaje nam się, że w parze nieustannie muszą dominować harmonia i spokój, a codzienne wyzwania nie rodzą żadnych sporów. Myślimy, że jeśli ludzie dobrze się dobiorą, to nie muszą nic przepracowywać. Tymczasem okazuje się, że nawet świetnie dobrane pary – cokolwiek to znaczy – na pewnym etapie związku mierzą się z pewnymi różnicami. Jako ludzie stale się zmieniamy, ewoluują nasze pasje, sposoby odbioru pewnych rzeczy, przekonania czy preferencje, i wtedy pojawia się pole do dyskusji. Chcę więc podkreślić, że w „dobrych związkach” również zdarzają się nieporozumienia, różnice zdań i kłótnie. Małżeństwo Gottmanów wskazuje na pewną statystykę – „1:5”, czyli jedna kłótnia na pięć takich momentów, w których się doceniamy, nie kłócimy, jesteśmy w harmonii. Dwadzieścia procent czasu spędzimy więc na sporach, rozbieżnościach. Ta statystyka dla jednych może być kojąca, dla innych – niepokojąca.
Dodatkowo w książce 8 randek mówią o tym, że 70% tych kłótni to konflikty nierozwiązywalne, wynikające z różnic temperamentów, potrzeb itd. I jakość czy potencjalna długość naszego związku zależy od tego, jak my sobie z tymi nierozwiązywalnymi problemami radzimy.
I to jest ta lekcja o odpuszczaniu. A nawet – ujmując to filozoficznie, duchowo – o radykalnej akceptacji. I niby mój prywatny mózg – Asi Chmury – dobrze to rozumie, ale jednocześnie jest taka część mnie, która się wobec tego buntuje, bo – mam taką fantazję, że przecież powinno być tak, że wszystkie konflikty da się rozwiązać. Ale wiem, że ta moja fantazja tak naprawdę bierze się z lęku, bo my jako ludzie w większości przypadków konfliktów się boimy. I to jest jeden z powodów, dla których unikamy za wszelką cenę kłótni. Drugi jest taki, że nie mamy narzędzi do przechodzenia przez spory.
Pamiętam, że kiedy przeczytałam właśnie ten fragment książki 8 randek, to poczułam spokój wynikający z pewności, że to nie tak, że jak się z kimś pokłócę, to następnego dnia zobaczę spakowaną walizkę. Tymczasem wśród znajomych obserwuję, że ta pierwsza kłótnia w związku jest krytyczna, to moment paraliżujący. Pojawia się myśl „teraz już będzie inaczej, coś między nami pękło”.
Ja z kolei, jako że miałam już tę wiedzę, po swojej pierwszej kłótni w relacji, w której jestem, pomyślałam: „Uff, dobra, to już za nami, zaliczone”. Jako dorośli często mamy taką iluzję, że jako jednostka będę żyć w dobrostanie, spójności i harmonii. Taki stan wewnętrzny każdego z nas jest jednak mało prawdopodobny. A co dopiero, kiedy dobiorą się dwie osoby. To dwa odrębne kosmosy, które tworzą trzeci – więc siłą rzeczy tam nie może być cały czas harmonii, bo stale te kosmosy się rozwijają, zmieniają, rekonfigurują. Terapeuta Terrence Real w swoich podcastach mówi o czymś, co mnie bardzo zainspirowało. Zauważył on, że związki przechodzą przez trzy etapy, które się powtarzają: etap harmonii, dysharmonii oraz naprawy. To naturalny cykl, tak samo jak pory roku. A my sobie tak upodobaliśmy harmonię, że dysharmonia nas paraliżuje i kompletnie nie mamy wiedzy, co znaczy naprawiać...
Analogicznie uciekamy przed stresem, bo myślimy, że najlepsze życie to życie bezstresowe. A tymczasem stres bywa funkcjonalny, czyli kłótnia w związku też pełni ważną funkcję.
Tak, ale kluczowe jest to, jak sobie z nią rodzimy. Kłótnia może mieć potencjał rozwojowy lub korodujący związek, jeśli wiemy, jak ją „oporządzić”. Jedną z ważniejszych kompetencji, jakie trzeba w związku ćwiczyć, jest umiejętność przechodzenia przez kłótnie i wymiany zdań w sposób, który prowadzi do rozwoju. To arcytrudne, gdy jesteśmy w środku tej kłótni, a jednak takie wydarzenia to skarbnica momen...