I że cię nie opuszczę

O tym, co wpływa na trwałość związku i jaki jest klucz do satysfakcji partnerów? Z Zofią Milską-Wrzosińską rozmawia Dorota Krzemionka

Na temat

Miłość to nie tylko ekscytacja i dreszcz. Gdy początkowa namiętność do kogoś nieuchronnie gaśnie, pamiętajmy, że z jakichś powodów z tym kimś się związaliśmy. Przecież te powody nie zniknęły całkiem. Jeśli zaś się trochę rozwiały, mamy w tym swój udział. Zamiast myśleć o rozstaniu, spytajmy siebie: „A co, jeśli to odpowiednia osoba, tylko nie wiem, jak być z nią w relacji? Co robię, żeby temu drugiemu lepiej się żyło? Co czyni ze mnie osobę nie najłatwiejszą we wspólnym życiu?”. Może to wystarczy, by ocalić związek?

Dorota Krzemionka: Królowa Elżbieta II i zmarły niedawno książę Filip byli z sobą przez 73 lata, na dobre i na złe! Co pozwoliło ich związkowi przetrwać tyle, często niełatwych lat? Czy płynie stąd jakaś lekcja dla nas? 
Zofia Milska-Wrzosińska:
Nie wiem, czy lekcja. Na pewno ta królewska para dała dowód, że jest możliwe spędzić z kimś całe, nawet bardzo długie, życie. Oczywiście nie możemy mieć pewności, dlaczego przetrwali razem, ale zapewne ważne było, że ich związek był wspierany przez zewnętrzną strukturę społeczną. Ale także przez nienaruszalne poczucie misji, którą ma królowa, a zapewne miał ją także książę Filip. Dla świata i zapewne dla nich obojga nie do pomyślenia było, żeby się rozstali.

Być może misją księcia Filipa było chronić królową… Przynajmniej tak wynika ze scenariusza serialu The Crown.
A dla obojga tą misją było dawanie przykładu. Niezależnie od tego, co by się między nimi działo, ich związek miał trwać, by poddani mogli czerpać z tego trwania otuchę. Silna norma, że związek jest nierozerwalny, niezależnie od tego, jak ludzie się dobrali i co dla siebie znaczą, umacniała go od zewnątrz. Tego typu umocnień, które stałyby na straży trwałości związku, jest dziś coraz mniej. Jak pokazuje dalsze życie królewskiej rodziny, poczucie misji nie przetrwało w kolejnych pokoleniach; potomkowie królewskiej pary dopuszczają zerwanie związku. 

POLECAMY

Mimo wszystko wielu z nas nadal pokłada nadzieję, że miłość będzie trwać wiecznie…
Opisana przez Helgę Flatland w książce Współczesna rodzina historia zaczyna się od imprezy, podczas której siedemdziesięcioletni rodzice ogłaszają swoim dorosłym dzieciom, że zamierzają się rozwieść. Dla dzieci, choć same nie prowadzą konwencjonalnego życia, perspektywa rozstania rodziców jest niezrozumiała i nieakceptowalna. Wygląda na to, że trójka dorosłych ludzi czerpała z wizji nienaruszalności relacji rodziców podobną otuchę jak poddani Elżbiety i Filipa z ich wiecznego małżeństwa. Wielu z nas nadal nosi w sobie marzenie o wiecznotrwałym związku – niekoniecznie własnym, ale choćby właśnie rodziców. Jak wiemy, w rozmaitych kulturach związki małżeńskie nadal są nienaruszalne aż do śmierci. Istnieją jednak różne sposoby ich przerwania, np. w katolicyzmie rozwodów się nie dopuszcza, ale można unieważnić małżeństwo. Najprostszą drogą jest zeznanie, że jedna ze stron była niedojrzała do zawarcia związku. 

A któż jest?
Właśnie! Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu kobieta, która się rozstała bądź mąż ją opuścił, a nie należała np. do środowiska awangardowego obyczajowo, była w zasadzie marginalizowana. A ponad sto lat temu w ogóle takiej możliwości nie było – chęć rozstania się była dla kobiety równoznaczna ze zniszczeniem swojego życia i utratą dzieci, by wspomnieć Annę Kareninę albo Charlottę, bohaterkę Dzikich Palm Faulknera. A dziś? Dwa na trzy pozwy rozwodowe wnoszą właśnie kobiety – już nie muszą obawiać się ostracyzmu społecznego, wykluczenia i braku perspektyw na dalsze życie. 

Na szczęście. Andrzej Wiśniewski, zmarły przed pięciu laty psychoterapeuta par, mówił jednak, że związek na początku musi być „na zawsze”, choć rozum podpowiada, że może być inaczej. Z przekazów medialnych wiemy, że królowa Elżbieta była bardzo zakochana w księciu Filipie i musiała pokonać opór rodziny, która nie akceptowała jego pochodzenia. Czy początek związku jest ważny? Czy silne uczucie wtedy sprawia, że związek będzie trwalszy i lepszy?
Myślę o tym dwojako. Z jednej strony para, która zaczyna od dużego poziomu zaangażowania i przeświadczenia, że ich związek będzie trwać wiecznie, ma szansę stworzyć sobie swój własny prywatny mit założycielski. Składają się na niego opowieści o tym, jak się dostrzegli, poznali, zbliżyli i poczuli, że są sobie przeznaczeni. Nawiasem mówiąc, dziś, gdy tak wiele osób poznaje się przez internet, z tym mitem może być trudniej. Ładniejsza jest opowieść, że poznaliśmy się w harcerstwie, ona nie potrafiła rozłożyć namiotu i jej pomogłem… Albo że widywała go wielokrotnie na ulicy, zawsze w dużym towarzystwie, roześmianego. A kiedyś szedł sam, był poważny, spojrzeli na siebie i wtedy wszystko się zaczęło.

A nie, że kliknąłem w ofertę na portalu randkowym…
Choć niektórzy mimo wszystko próbują taki mit tworzyć. Na przykład „Już nie miałem nadziei, że kogoś znajdę. W real­nym życiu nie mam takiej możliwości. Szukałem w internecie. Któregoś dnia byłem tak zniechęcony, że pomyślałem: już dam sobie spokój, ostatni raz kliknę. I okazało się, że to była ona”. Czyli nawet w ramach nowych technologii para próbuje stworzyć własną magię. Element magiczny jest potwierdzeniem, że to nie mógł być przypadek, coś ich do siebie przyciągnęło, rozpoznali się w tłumie i pokochali. Maria Czubaszek zadała kiedyś sobie pytanie, czy jest coś gorszego niż trwanie w związku z mężczyzną, którego przestało się kochać. I odpowiedziała: „Tak, trwanie w związku z mężczyzną, którego nigdy się nie kochało”. Lepiej, żeby na początku było coś ważnego, pięknego, wyjątkowego, do czego można się odwołać w trudnym czasie. Z drugiej strony niektórzy badacze, w Polsce na przykład prof. Bogdan Wojciszke, mówią, że w jakimś sensie romantyzm zabija miłość. 

Jest pułapką?
Może nią być, bo grozi nam rozczarowanie i zespół odstawienny, gdy stan silnego zakochania się kończy. 

Agnieszka Osiecka w liście do Jeremiego Przybory pisała, że ich relacja przybrała od razu tak wysoki ton, że trudno było przejść potem do codziennego życia i smażenia mu jajecznicy.
Badania nad mózgiem dowodzą, że to, co się dzieje na etapie ostrego zakochania się, przypomina stan psychozy. Można tej ekscytacji pragnąć, ale ona się nieuchronnie kończy. Relacja z tą samą osobą na kolejnych etapach będzie mniej olśniewająca niż początkowe uniesienie. A stąd już krok do myślenia, że pewnie prawdziwe uczucie w nas gaśnie, więc nie ma sensu ciągnąć tego dalej. Ludzie niekiedy mówią: „Nie potrzebujemy żadnego papierka, nas łączy prawdziwa miłość. A jak się skończy, po co byłoby trwać ze sobą? Tylko ze względu na papierek?”. A przecież miłość to nie tylko ekscytacja i dreszcz. Fantazja, że prawdziwa miłość trwa póty, póki doświadczamy romantycznego zakochania, może powodować kolejne rozczarowania i komplikacje życiowe. 

A propos „papierka”, czyli przysięgi ślubnej. Obie – zarówno kościelna, jak i cywilna – uwzględniają trwałość związku: „Nie opuszczę Cię aż do śmierci”, „Uczynię wszystko, by nasze małżeństwo było trwałe”. Odmienne są jednak akcenty: w cywilnej jest, że to ja uczynię wszystko, aby tak było; a w kościelnej „tak mi dopomóż Bóg i wszyscy święci”. Pytanie, na ile ludzie wstępując w związek małżeński dziś, w płynnej rzeczywistości, tę trwałość uwzględniają? 
Być może różnica między przysięgami tkwi właśnie w odwołaniu się do sił zewnętrznych, które miałyby to małżeństwo wspierać. „Tak mi dopomóż Bóg” oznacza nadzieję, że jeżeli będę słaba, zachwieję się, to Bóg mnie wesprze. Niektórym takie mocne usankcjonowanie związku przez siłę wyższą jest potrzebne i może dawać poczucie ochrony. Mam jednak wrażenie, że treść przysięgi nie zaprząta uwagi większości nowożeńców. Więcej znaczenia przywiązują do przygotowania sali weselnej, zaproszeń itd. Ślub bowiem to wydarzenie rodzinno-towarzyskie i z tym raczej wiążą się ich przeżycia. Gdyby młodym zależało tylko na sakramencie czy związaniu się na stałe, to może nie byłoby tak wielu ślubów odwołanych ze względu na związane z pandemią ograniczenia weselne. 

Czy jest coś, co z Pani perspektywy jako psychoterapeutki dobrze rokuje dla związku? 
To, co się dzieje na początku, w fazie romantycznej, często nie określa tego, co się potem wydarzy. W Kanadzie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI