Grzechy i cnoty psychologii

Psychologia i życie

Często widać nie tylko obojętność wobec wiedzy psychologicznej, ale wręcz niechęć do niej. Wielu z nas nie chce wiedzieć, skąd – na przykład – biorą się uprzedzenia ani dlaczego dobrzy ludzie robią przerażające rzeczy.

Skąd ta niechęć? Czy wiedzy psychologicznej można ufać? Czy psychologia ma coś na swoim sumieniu? Na te pytania odpowiada prof. Wiesław Łukaszewski w rozmowie z Dorotą Krzemionką.

 
Dorota Krzemionka: Psychologia w ciągu ostatnich dekad zrobiła medialną karierę. W niemal każdym piśmie kobiecym można znaleźć kącik z psychologicznymi poradami. Czy to jej szkodzi jako nauce?

Wiesław Łukaszewski: Moim zdaniem nie szkodzi, ale w krótkiej perspektywie nie pomaga. Przede wszystkim dlatego, że tworzy złudzenie, jakoby istniała prosta odpowiedź na każde pytanie. Ponadto wiele ustaleń dotyczących zjawisk specyficznych traktuje się niesłusznie jako prawa ogólne. Zarazem tak zwane pisma kobiece zrobiły trzy ważne rzeczy. Po pierwsze podjęły wreszcie wątek ludzkiej seksualności, wcześniej często przemilczany. To poszło w różne strony, czasem sensacyjne, ale zaczęto o seksie mówić jako o zjawisku normalnym, a nie czymś kłopotliwym czy wstydliwym. Po drugie przyczyniły się do wcześniejszego wykrywania niektórych chorób; zwróciły uwagę na to, że warto obserwować swoje ciało i rozumieć, co oznaczają obserwowane zmiany. I po trzecie uświadomiły ludziom, że problemy psychologiczne nie są czymś kompromitującym, a wiedza psychologiczna może im pomóc uporać się z wieloma problemami. Kłopotem natomiast bywa bezkrytycyzm niektórych dziennikarzy. Nierzadko zastanawiam się, czy podczas przygotowywania materiałów rozważają: „Po co ja to piszę?”.

Psycholog bywa często traktowany jako ekspert od życia. Czy bycie psychologiem pozwala innym doradzać, jak żyć?

Myślę, że zawód psychologa na tym między innymi polega, by pomóc ludziom odkryć, co im dolega, co powinni zmienić i podpowiedzieć, jak to można zrobić. Niestety, wielu ludziom (dotyczy to też niektórych psychologów) wydaje się, że można swoje problemy rozwiązywać podczas rozmowy przy kawie ze znajomymi. Namawiam, by takich sytuacji za wszelką cenę unikać. Pewna znajoma poprosiła mnie kiedyś, bym wskazał jej psychologa, bo ma poważny problem z dzieckiem. Zrobiłem to. Po jakimś czasie spotkałem ją i pytam, czy pomoc była skuteczna. A ona na to: „Jestem zawiedziona, spędziłam z dzieckiem u psychologa trzy godziny i… nic”. Na to oczekiwanie nadmiernej skuteczności wielu psychologów daje się złapać. Moja córka, gdy była dzieckiem, spytała: „Powiedz mi, ile liści jest na tym drzewie?”. Odpowiedziałem bezzwłocznie: „11 tys. 723”. To wystarczyło, bo małe dzieci nie oczekują prawdy objawionej, ale odpowiedzi na pytanie. Jeśli jednak tak funkcjonuje psycholog z udręczonym przez życie klientem, to można wątpić w jego kompetencje.

Czy wiedza, jaką psychologia zgromadziła na temat człowieka, znajduje zastosowanie w rzeczywistości i próbach jej zmiany? 

Mamy do czynienia z wielkim postępem w gromadzeniu wiedzy psychologicznej, coraz lepiej zweryfikowanej. Natomiast zadaniem uczonych nie jest modyfikowanie praktyki, lecz właśnie gromadzenie wiedzy. Tu pojawia się luka.

POLECAMY

Wypełnił ją kiedyś Piotr Pacewicz, psycholog z wykształcenia, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, inicjując akcję „Rodzić po ludzku”. Zarówno z teorii przywiązania, jak i z teorii relacji z obiektem wynika, że noworodka nie wolno odłączać od matki. Ta wiedza zmieniła oddziały położnicze. 

Przykład Piotra Pacewicza jest znakomity – to był ktoś, kto miał wiedzę, a zarazem, jak się zdaje, doświadczył konsekwencji separacji dziecka i matki. Negatywne konsekwencje separowania noworodków od matki dla ich więzi znane były od dawna, tylko nikt się tym nie przejął. Aby wiedza weszła do praktyki, z jednej strony musi być ktoś, kto ją zna i ma kontakt z praktyką społeczną, a z drugiej strony musi być ktoś, kto potrzebuje tej wiedzy i gotów jest jej zaufać. W naszym życiu społecznym brakuje nieraz jednych i drugich. 

Jakieś inne przykłady takiej wiedzy zmarnowanej?

Od czasów Kurta Lewina, jednego z pionierów psychologii społecznej, wiadomo, jak koszmarne konsekwencje powoduje rywalizacja. Ani nie jest produktywna, ani angażująca, natomiast dewastuje relacje między ludźmi i burzy społeczności. Spróbuj to jednak komuś powiedzieć. Mam zajęcia na podyplomowych studiach Master Class of Management, na Uniwersytecie SWPS we Wrocławiu i w Warszawie. Uczestnikami są zazwyczaj menedżerowie wysokiego szczebla. Pokazuję im odkrycia Lewina z lat czterdziestych XX wieku. A oni na to: „No tak, ale to jest teoria, praktyka wygląda inaczej”. Mówię im: „To jest właśnie praktyka”. I słyszę: „No tak, ale bez rywalizacji się nie da…”. Nie ma gotowości do asymilacji tej wiedzy. Nie ma nawet refleksji nad tym u ludzi odpowiedzialnych za zarządzanie dużymi zespołami. Dysponujemy rozległą wiedzą na temat psychologicznych uwarunkowań zachowań prozdrowotnych, ale tylko nieliczni lekarze są nią zainteresowani. Zapytaj funkcjonariusza więzienia, czy przestudiował dane na temat okrucieństwa w systemach penitencjarnych opisywane przez Philipa Zimbardo i innych badaczy. Oni wszyscy wiedzą swoje. W ten sposób dostępna wiedza jest marnotrawiona. Psychologia jest ofertą. Pytanie, czy ktoś chce tę ofertę poznać i czy zechce z nie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI