Zemsta, tragedia polska

Na temat Ja i mój rozwój

Często się na tym łapię: mam komuś za złe, że mu się lepiej powodzi. I że łatwiej mu to przyszło. To chyba coś naturalnego, choć brzydkiego. Jakaś skaza ludzkiej kondycji - mówi ZBIGNIEW MIKOŁEJKO.

DOROTA KRZEMIONKA: – Większość Polaków, ponad 90 procent, deklaruje, że jest katolikami. Ale policzka, wzorem Chrystusa, nie lubimy nadstawiać. Jesteśmy raczej mściwi, skłonni do odwetu. Czy Pan Profesor ma podobne wrażenie?
ZBIGNIEW MIKOŁEJKO: – Tak, choć oczywiście nie wszyscy Polacy odczuwają pragnienie zemsty w jednaki sposób, nie wszyscy ulegają tej pokusie. Ale zasadniczo pragnienia tego typu są u nas dość powszechne, jakkolwiek często skrywane, utajone, podskórne. Przy czym daje się zauważyć swoista tandetność polskiej mściwości – jej niskie, banalne pobudki i sposoby spełniania. Jej – trudno to nazwać inaczej – bylejakość. Spełnia się ona w małych, mściwych podłościach, w brzydkich postępkach codziennych: nasikam komuś „na złość” do studni, i nieważne, że sam także będę pił z niej wodę. W polskiej mściwości brak patosu, który znamy na przykład z tragedii greckiej.

Skąd się to bierze?
– Głównie z racji historyczno-społecznych związanych z genezą nowoczesnego narodu polskiego. Tak naprawdę zaczął się on rodzić wraz z uwłaszczeniem
chłopów pańszczyźnianych, z zakończeniem ich półniewolnictwa czy wręcz niewolnictwa. A był to proces długi, bolesny i późny, zważywszy inne kraje Europy. Nasza mentalność z wierzchu przykryta jest polerką inteligencko-szlacheckiej mitologii, podstawowej ciągle materii polskiej „kultury wysokiej”. Tymczasem w głębi pracuje dziedzictwo „Polski zwierzęcej”, na którą składają się: bierność, zniewolenie, bieda, brutalność, ograniczone horyzonty, upodlenie, mentalność niewolnicza i przesycona nienawiścią, okrucieństwo i strach. To wszystko jest dziedzictwem zwierzęcego, chłopskiego losu. I zostało zafałszowane przez mity o szlacheckim rodowodzie naszego społeczeństwa. Nigdy uczciwie tego nie przepracowaliśmy, ani intelektualnie, ani moralnie.

Nie chcemy o tym wiedzieć?
– Nie chcemy. „Myśmy wszystko zapomnieli, mego dziadka piłą rżnęli” – wypomina Pan Młody w Weselu
Wyspiańskiego chłopskie „krwawe zapusty” roku 1846. Nadal wszelkie próby przypominania takich zdarzeń kończą się ostrą społeczną reakcją. Pojawia się ona, gdy przypomnieć dobijanie powstańców 1863 roku i obdzieranie ich trupów, Jedwabne i udział mieszkańców wsi w ostatniej fali Zagłady, w mordowaniu ocalałych z pogromu Żydów. Wszystko to osłania się heroicznymi mitami. Ulegamy obrzydliwej schizofrenii, fatalnej dialektyce zakłamania, obecnej już w Dziadach: że oto istnieje publiczna „skorupa” naszego życia, „z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa”, i jakiś ukryty „wewnętrzny ogień” prawdziwej i godnej egzystencji. Ogień rzekomo nieskażony moralnym brudem zniewolenia. Fikcja takiego rozdarcia cały czas żyje i pracuje w nieświadomych, wypartych obszarach polskiego życia społecznego.

„Oto wznoszę swoje modły do Boga, Marii i Syna, zniszczcie tego s... syna. Mego rodaka sąsiada, tego wroga, tego gada. Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara (...) żeby miał AIDS i raka, oto modlitwa Polaka” – to z „Dnia świra” Marka Koterskiego. Czy taka zawiść to rzeczywiście nasza specjalność narodowa?
– Profesor Mirosława Marody mówi o mechanizmie zwanym „zawistnym egalitaryzmem”. To zjawisko najlepiej charakteryzuje dowcip o „polskim kotle samoobsługowym”, któr...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI