Wszystko jest w nas

Ja i mój rozwój Praktycznie

Jakby każdy skupił się, jakby posłuchał siebie, to dokładnie wiedziałby, jak wychowywać dziecko, jak sobie radzić z codziennymi problemami, jak się dogadywać z samym sobą. Wiedziałby też, czego potrzebuje, żeby się choć trochę wyciszyć, zrozumiałby, na co tak naprawdę ma ochotę.

Magda Brzezińska: Jest Pani ikoną nadziei dla wielu Polaków. Od lat działa Pani z wielką wiarą i determinacją. Skąd Pani czerpie energię?
Ewa Błaszczyk: Z ludzi, z mojego zawodu, z mojej organizacji wewnętrznej. Nigdy nie odpuszczam, jeśli mam coś zrobić, to robię. A ludzie na ogół rezygnują, gdy napotykają jakąś trudność. Ich pokonywanie wymaga dyscypliny, a to jest nudne i mało przyjemne.

W książce Lubię żyć mówi Pani, że ma szczęście, bo często spotyka ludzi, którzy dają dobrą energię. A co się dzieje, jeśli Pani nikogo takiego nie spotka?
Prawdę mówiąc nic szczególnego. Takie sytuacje trzeba wpisać w normalny tok zdarzeń. Każdemu z nas zdarza się złe samopoczucie, bo ponuro na dworze i grypa bierze, beznadzieja, bo ktoś zachorował i psa trzeba zawieźć na operację. Bywa też, że zdarza się wszystko naraz. Czas ma jednak to do siebie, że płynie i zabliźnia rany. Pewne procesy muszą się toczyć w swoim rytmie, nie ma ich jak przyspieszyć. Ale to nie oznacza, że można odpuścić to, co ważne. Wtedy z uporem muła trzeba przeć przed siebie.

To, co Pani powiedziała, jest w zasadzie definicją umiejętności czekania…
Trudno się czeka. Ja mam ogromne kłopoty z czekaniem, bo jestem niecierpliwa. Są jednak pewne procesy, na przykład emocjonalne czy związane z wiarą, na które musimy mieć zgodę, cierpliwość i czas. W nich nic się nie przyspieszy.

To zaskakujące, jak Pani widzi samą siebie, bo i działalność zawodowa, i ta związana z kliniką świadczyłyby raczej o dużej cierpliwości. Przypomina mi się przejmujące zdanie Klary, którą zagrała Pani w filmie „Nadzór” w reżyserii Wiesława Saniewskiego: „Czekajcie na mnie, ja wrócę. Nie wiem kiedy, jak długo jeszcze, ale czekajcie”. I Pani też od wielu lat czeka.
Czekanie jest powiązane z taką grupą zdarzeń, na które nie ma się wpływu. Nic prawie nie mogę zrobić z tym, co dzieje się z Olą. To się toczy między nią a Panem Bogiem. Niczego nie można przyspieszyć. Wszystko ma swój czas. Oczywiście nie znaczy to, że stoję z założonymi rękami. Teraz będziemy się starać o macierzystą komórkę nerwową. Uważam, że jeśli o coś proszę, to nie mogę tylko czekać, muszę sama coś zrobić. Ola też musi wykonać jakąś pracę.

Budzik też już wykonał genialną pracę: 32 osoby wybudzone. I za każdym z tych cudów stoi codzienna, żmudna praca wielu ludzi, ich zmagania, zwątpienia i nadzieje.
Samo nie zrobi się nic. To najlepiej wiedzą właściciele firm. Wiedzą, jak ciężko trzeba pracować, żeby stworzyć nawet coś niewielkiego. Wiedzą, jaka ciąży na nich odpowiedzialność. I tej wiedzy właściwie nie można przekazać. Żeby ją zdobyć, trzeba to wszystko przeżyć.

W książce The White Album Joan Didion napisała: „opowiadamy sobie historie po to, by przeżyć, przetrwać”. Na podstawie jej bestselleru Rok magicznego myślenia przez trzy lata grała Pani monodram. Ciekawa jestem, jaką Pani opowiada sobie historię, by przeżyć.
Didion posługuje się piórem, więc wykonała najprostszą dla siebie rzecz, żeby się ratować. Przeczytałam jej opowieść i pomyślałam, że też się uratuję swoją pracą. Okazało się, że byli widzowie, którzy przychodzili na mój monodram po siedem razy, już ich rozpoznawałam. Potrzebowali tych słów, potrzebowali takiej instrukcji obsługi żałoby. Ten spektakl pozwolił mi zamknąć pewne drzwi i otworzyć następne. Bardzo wtedy potrzebowałam wypowiadania tych słów, odgrywania tych scen. Ale jednocześnie bardzo skupiałam się na tym, aby nikt nie miał wątpliwości, że gram jakąś postać, a nie siebie. Wielu widzów przychodziło do teatru przekonanych, że zobaczą moją własną historię. Potrzebowali nieco czasu, żeby zrozumieć, że opowiadam im o kimś innym. Niedawno obejrzałam najnowszy film Jima Jarmuscha „Paterson”. Trudny film, z takim wisielczym poczuciem humoru pośród nudy i banału, ale też urokliwy przez to, że Jar[-]musch kocha te postaci. W filmie padło zdanie, że gdyby nie miłość, to wszystko byłoby bez sensu. Musimy więc wplatać w nasze opowiadania emocje, bo one nadają treść życiu. Dlaczego ludzie nie chcą wracać do pustych domów, wolą siedzieć do późna w pracy? Bo nie mają do czego wracać, bo nikt na nich nie czeka. Gdy ktoś na nas czeka, to sytuacja zupełnie się zmienia. Gram w spektaklach, śpiewam, pojawiam się w filmach i za każdym razem mam do czynienia z innymi ludźmi, z innymi emocjami i relacjami. To ci ludzie i ich emocje sprawiają, że moje życie nie jest puste. To swego rodzaju cud.

A jak się dokonuje takiego cudu, jak Klinika Budzik? Przed Panią też byli ludzie, którzy mieli bliskich w śpiączce i pewnie też byli zdeterminowani, a jednak im się nie udało…
Na świecie ośrodki tego typu tak właśnie powstają – dzięki determinacji grupy czy nawet jednej osoby. Ojciec, którego córka wróciła w śpiączce z...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI