Wellmania, czyli szczęście na skróty

Na temat

Wersja audio dostępna tylko dla prenumeratorów

Kup teraz

Oczekujemy, że ustalenia psychologów, a także nowe technologie i wsparcie farmakologiczne zapewnią nam permanentny dobrostan na najwyższym poziomie. Czy to przypadek, że wszechobecna tyrania pozytywności łączy się z rosnącą liczbą osób, które czują się zagubione, przegrane i tracą chęć do czegokolwiek? Co sprawia, że życie staje się warte przeżycia? Jak w poszukiwaniu szczęścia nie dać się zapędzić w ślepą uliczkę wellmanii?

Czego chcemy doświadczać, gdy pragniemy szczęścia i co mamy na myśli, życząc komuś szczęścia? Intuicyjnie wyczuwamy, że chodzi nam o życie z pozytywnym znakiem jakości, trochę beztroskie – bez mierzenia upływu czasu i liczenia kosztów życia, naznaczone uśmiechem losu, ale też ciekawe, mądre i spełnione. Gdy jednak odważymy się zagłębić w meandry felicytologicznych rozważań, zauważymy, że oczywistość i uniwersalny walor głoszonych przez nas potocznych prawd powoli zacznie blednąć. Można to sprawdzić, konstruując w wyobraźni społeczność ludzi szczęśliwych. Każdy, kto zmierzył się z tym zadaniem, szybko uzmysłowił sobie, że nie mogą to być osoby permanentnie doznające szczęścia, ponieważ człowiek do dobrego przywyka, słusznie boli go hejt, przemoc fizyczna i społeczna niesprawiedliwość, a jednym ze źródeł świetlistej mocy radości życia jest przepracowanie gorzkich doświadczeń. 

Kontemplator Bytu Szczęsny

Problem ten dostrzegł wiele lat temu Stanisław Lem, który trudność uchwycenia istoty szczęścia wnikliwie unaocznił nam w opowiadaniu Kobyszczę (skrót od nazwy aparatu doznającego szczęścia: Kontemplator Bytu Szczęsny). Jego bohaterom nie udało się skonstruowanie ani aparatu będącego przykładem szczęśliwej egzystencji, ani społeczności doświadczającej pełni błogostanu, której członkowie, co jest szczególnie warte podkreślenia, akceptują istnienie jednostek niemających ochoty na przejawianie wszechzachwytu nakazanego absurdalną ideologią przymusu bycia szczęśliwym. Lem konkluduje: „(…) być może wzięliśmy się za bary z problemem w całym kosmosie najtrudniejszym”. I wydaje się, że takim właśnie jest, a konstatacja Lema nabiera większej mocy, gdy uświadomimy sobie, że pytanie „Co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi?” jest być może najważniejszym z pytań. Cokolwiek robimy, do czegokolwiek dążymy, gdzieś tam na horyzoncie aktywności celowej jest poczucie życia wysokiej jakości. Wiedzą o tym naukowcy rozwijający w trudach psychologię pozytywną, wiedzą również liderzy pseudonauki, lansujący modę na „wellmanię” i „hepines”.
Pojęcie „szczęście” (ang. happiness) najczęściej stosuje się w nauce w odniesieniu do hedonistycznego aspektu życia, a więc przyjemności, radości i dobrego samopoczucia. Hedoniści i epikurejczycy za jednostkę szczęścia przyjęli „hed”, któremu odpowiada uczucie ulgi doświadczane przez piechura po wyciągnięciu z trzewika kamienia uwierającego stopę przez ostatnich dwieście kroków. Starożytni myśliciele wiedzieli jednak, że sama przyjemność nie wystarczy, by życie określić mianem dobrego. Na przykład, Arystoteles wyżej niż doświadczanie chwilowej radości cenił dążenie do kształtowania dobrego życia poprzez pracę nad sobą, życie zgodne z wartościami i odnajdywanie sensu w codziennych działaniach. Promował eudajmonizm, który przez setki lat przeciwstawiano hedonizmowi i często krytykowano, zarzucając towarzyszący mu „dydaktyczny smrodek” i rzekome narzucanie wszystkim szczęścia w jednym rozmiarze dla wszystkich. Z drugiej strony podobne zastrzeżenia można wysunąć pod adresem zwalniających z respektowania jakichkolwiek zasad postulatów typu „hulaj dusza, piekła nie ma” przebranych nowocześnie w YOLO.

POLECAMY

Życie warte przeżycia

Możliwość łączenia perspektywy hedonizmu i eudajmonizmu poddaje się głębszemu namysłowi od końca XX w., gdy rodzina nauk została powiększona o psychologię pozytywną. W ramach tej młodziutkiej, ale dynamicznie rozwijającej się gałęzi „nauki o duszy” każdego dnia setki naukowców na całym świecie badają uwarunkowania szczęścia i poddają krytycznej analizie uzyskane wyniki. Przedmiotem zainteresowania jest „dobrostan” (ang. well-being) – pojęcie wprowadzone w 1984 r. przez Eda Dienera (znanego w środowisku psychologów jako Dr Happiness), oraz „pełny rozkwit” (ang. flourishing) jako znak życia-wartego-przeżycia. Jeśli dobrostan porównamy do drzewa, to hedonizm i eudajmonizm jawią się jako jego główne konary, a rozkwit symbolizuje realizację pełni potencjału, witalność i prosperowanie. 
Najbardziej znaną (choć nie jedyną) i intensywnie testowaną w badaniach koncepcją rozkwitu jest model PERMA Martina Seligmana, któremu zawdzięczamy proklamowanie psychologii pozytywnej (patrz: ramka). Przegląd prowadzonych w ostatnich latach badań...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Dołącz do 50 000+ czytelników, którzy dbają o swoje zdrowie psychiczne

Otrzymuj co miesiąc sprawdzone narzędzia psychologiczne od ekspertów-praktyków. Buduj odporność psychiczną, lepsze relacje i poczucie spełnienia.

2500+ artykułów online
110+ numerów archiwalnych
25 lat doświadczenia
Ćwiczenia i medytacje audio
Dostęp online i offline
Czytaj lub słuchaj - jak wolisz!
Charaktery - Twoje wsparcie psychologiczne • Prenumerata już od 99 zł/rok

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI