W sieci jestem sobą, czyli... kim?

Na temat

Internet dostarcza tzw. pozornie bezpiecznych warunków swobodnej wypowiedzi. Sprzyja to ujawnianiu osobistych informacji. Pytanie, czy robimy to świadomie? Wizja przestrzeni, w której, w założeniu, bez żadnych konsekwencji można odsłonić swoje przemyślenia, zachęca do przekroczenia granic. Dlaczego korzystając z internetu pozwalamy sobie na więcej? Dokąd zmierzamy? Co chcemy odkryć?

Użytkownicy internetu, w tym portali społecznościowych, doświadczają obecnie zjawisk, które nie miałyby szansy wydarzyć się gdziekolwiek indziej. Każdą swoją myśl, zdjęcie lub nagranie mogą przesłać do globalnej sieci, gdzie stają się one dostępne dla potencjalnych milionów odbiorców. Ta kusząca możliwość podzielenia się swoim fragmentem życia z tak liczną grupą, która będzie mogła zareagować, wywołuje zjawisko, które zostało nazwane „odhamowaniem internetowym” (ang. on-line disinhibitation). Jest to określenie stanu, gdy osoba mówi i robi w przestrzeni internetowej rzeczy, na które zwykle nie zdecydowałaby się w realnym świecie.

Jakie są skutki odhamowania?

Pozytywnym skutkiem odhamowania internetowego jest dużo większa chęć do podzielenia się z innymi swoimi wewnętrznymi przeżyciami. Osoba doświadczająca trudnych emocji ma często problem ze zwróceniem się o pomoc czy też wyrażeniem swoich potrzeb osobom bliskim. W przestrzeni internetowej może natomiast odnaleźć ukojenie wśród zamkniętej grupy osób, szczególnie jeśli zostaje wtedy zachowana względna anonimowość (ukrywanie się pod pseudonimem). Wielu osobom łatwiej jest także przelać swoje myśli na ekran komputera, mając świadomość, że w każdej chwili mogą się z tego wycofać.
Przykładem takiego zachowania mogą być matki, które straciły dziecko – chętniej dzielą się one swoimi trudnymi emocjami na forach internetowych niż w realnym życiu, z obawy o bycie posądzonymi o przeżywanie czegoś „niewłaściwego”. Takie grupy stwarzają coś, co można określić jako „kokon bezpieczeństwa” dookoła swoich użytkowników. Przychylna atmosfera, pozbawiona krytycznej oceny, wzmacnia poczucie wsparcia. Zdarza się, że dopiero po uzyskaniu akceptacji od innych użytkowników wykonywany jest kolejny krok, jakim jest np. skorzystanie z pomocy psychologicznej. Dotyczy to zwłaszcza przyznania się do emocji, które często nie są akceptowane przez społeczeństwo – takich jak zazdrość czy też chęć samookaleczenia.

POLECAMY

Dlaczego internet może być cichym zabójcą kontaktu bezpośredniego?

Jest też jednak druga strona medalu. Negatywne skutki zachowania, na które zwykle nie mielibyśmy odwagi poza siecią, noszą nazwę toksycznego odhamowania. Jest to między innymi używanie wulgarnego języka, ostra krytyka, a nawet pogróżki wobec innych osób. 
Część osób odkrywa, a czasem także tworzy mroczne zakątki internetu – strony pełne przemocy i pornografii. W „realnym” świecie większość użytkowników nigdy nie odważyłaby się poszukiwać takich miejsc. Zjawisko to nazywane jest toksycznym odhamowaniem.
W komunikacji tekstowej, takiej jak e-mail, czat, blogi i wiadomości błyskawiczne, inni mogą wiedzieć wiele o tym, kim jesteśmy. Jednak nadal użytkownicy nawzajem się nie widzą ani nie słyszą. Nawet gdy osobiste informacje na temat każdego z nich są widoczne (jak ma to miejsce np. na Facebooku lub Instagramie), możliwość bycia fizycznie niewidzialnym potęguje wspomniany efekt odhamowania. Kiedy użytkownik coś pisze, nie musi się martwić tym, jak wygląda bezpośrednia reakcja innych – ich mimika, zachowanie pozostają niewidoczne dla nadawcy. 
W trakcie rozmowy na żywo z inną osobą widok jej unoszących się brwi, potrząśnięcia głową, znudzonego wyrazu twarzy czy też innych mniej lub bardziej subtelnych oznak dezaprobaty może skutecznie powstrzymać przed dalszą wypowiedzią. W przypadku pisania internetowej wypowiedzi taka opcja nie występuje. 
Co ciekawe, taką samą funkcję oferuje słynna „kozetka” psychoterapeuty. W niektórych rodzajach psychoterapii terapeuta siedzi za pacjentem. Nie ujawniając swojej mowy ciała ani wyrazu twarzy, terapeuta daje pacjentowi możliwość swobodnego poruszania wszelkich tematów, bez poczucia zahamowania, wywołanego na przykład przez mimikę lub gesty. Z założenia jest ekranem, na który pacjent „projektuje” wewnętrzne treści.
Także w codziennych sytuacjach, gdy ludzie rozmawiają o czymś osobistym, czasami odwracają wzrok. Mówiąc o trudnej sprawie, łatwiej nie patrzeć w oczy rozmówcy. Komunikacja tekstowa dostarcza „wbudowaną” możliwość odwrócenia wzroku, nic więc dziwnego, że ludzie chętnie z takiej opcji korzystają. Szczególnie, jeśli opinia może być uznana za kontrowersyjną lub szokującą.

Kłamstwa w sieci – dlaczego kontakty internetowe budzą w nas obawy?

„W sieci roi się od oszustów” – taka panuje powszechna opinia społeczna na temat kontaktowania się z obcymi osobami przez internet. Niezależnie od tego, czy znajomość jest przyjacielska czy biznesowa, jest ona traktowana z większą rezerwą. 
Czy te przekonania mają poparcie w rzeczywistości? Przecież internet tworzą tacy sami ludzie, jakich spotykamy na ulicy czy w pracy, co więc innego znajduje się w tej konkretnej formie komunikacji, że wzbudza o wiele większe obawy niż rzeczywisty kontakt?
Okazuje się, że te schematy myślowe nie są bezpodstawne. Kontakt wyłącznie drogą tekstową zwiększa trudność w odróżnieniu prawdy od kłamstwa w wysyłanej wiadomości. Teoria bogactwa środków przekazu wyróżnia kryteria, które określają najlepszą formę komunikacji. Według tej teorii, najlepszym sposobem komunikacji z innymi jest komunikacja bezpośrednia, czyli twarzą w twarz z drugą osobą. Taka forma zapewnia natychmiastową reakcję. Internetowe środki przekazu, takie jak poczta elektroniczna oraz czaty, są ubogie w liczbę kanałów – są pozbawione niewerbalnych sygnałów, takich jak postawa ciała, mimika, gesty czy też ton głosu. 
Badanie przeprowadzone w 2006 roku przez badaczy Caspiego i Gorsky’ego wykazało, że internetowych oszustw częściej dopuszczają się młodsi użytkownicy sieci, a także ci, którzy korzystają z niej często. Można na tej podstawie wnioskować, że im bardziej ktoś jest zaawansowany w korzystaniu z technologii, tym łatwiej przychodzi mu wykorzystywanie innych osób przy jej użyciu i łamanie zasad. 
Jednakże, w przeciwieństwie do „tradycyjnych” kłamców, balansowanie na granicy przyzwoitości oraz jawne jej przekraczanie w internecie nie wywołuje w oszustach aż tak negatywnych emocji (takich jak poczucie winy, strach czy też wstyd), które odczuwane są w trakcie kontaktu twarzą w twarz. Stąd też wniosek, że inne formy komunikacji, gdy nie widzimy reakcji drugiej strony, wpływają na łagod...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI