„Tańczcie, tańczcie, inaczej jesteśmy zgubieni!”*

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Taniec daje radość, poczucie wspólnoty, leczy smutek, pomaga zmagać się z chorobami, lękami i traumami. Ale wymaga, by wkładać w niego nie tylko ciało, ale i duszę oraz umysł. A wtedy wręcza nam klucz do tego, co w nas ukryte.

Taniec wyzwala w ludziach same dobre uczucia – mówi 33-letnia Martyna Halińska, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu, saksofonistka i instruktorka tańca. – Zgłasza się do mnie sporo osób poszukujących różnych form terapii. Są to zazwyczaj kobiety, które nie czują się na siłach, by uczestniczyć w tanecznych zajęciach grupowych. Szukają raczej odskoczni od problemów i chcą zrobić coś tylko dla siebie. Na indywidualnych lekcjach ćwiczę z nimi między innymi bachatę – to taki zmysłowy, sensualny taniec z Karaibów, z różnorodnością figur, zabawą ruchem, improwizacją. Tu lekkie dotknięcie włosów, tam obojczyka i bioder. Zwracam też uwagę na ułożenie dłoni, by dobrze w tańcu wyglądały. I moje kursantki nagle odkrywają, że taki dotyk wcale nie musi być wulgarny. Że on raczej podkreśla ich osobowość. I na koniec zajęć potrafią się rozpłakać. Mówią, że dawno już nie czuły się tak kobieco, że przez lata w kieracie czy trudnym związku zapomniały o swoich gęstych włosach, atrakcyjnych kształtach. Bo, jak mi się zwierzają, zazwyczaj się siebie wstydzą. A ich wstyd dotyczy i ruchu, i ciała.
 

POLECAMY



Martyna Halińska rozumie te uczucia. Zanim oswoiła się z tańcem i bliskością tanecznego partnera, niejedną stoczyła batalię. I ze sobą, i z otoczeniem. Pamięta, gdy pierwszy raz, a było to w czasach, gdy rodzice zaprowadzali ją jeszcze na lekcje pianina, zobaczyła na scenie tancerki ubrane w kolorowe suknie z piórami. Zachwyciła się. Też tak chciała. Ale w Stegnie, małej miejscowości nad morzem, gdzie dorastała, wybór zajęć pozaszkolnych był mocno ograniczony. A gdy już znalazła odpowiedni kurs, rodzice postawili jej warunek – piątki z pianina. Na tańce poszła więc po kryjomu. Nigdy nie zapomni też, jak na jednym z obozów tanecznych, miała wtedy 14–15 lat, trener wskazał jej chłopaka w podobnym wieku i kazał im razem zatańczyć w bliskim kontakcie. 

– Stanęliśmy naprzeciw siebie przerażeni – wspomina Martyna Halińska. – Ja się trzęsłam, on dygotał. Do dziś pamiętam ten strach.
– A jednak twoją pasją stała się zmysłowa bachata – zauważam.
– Zobaczyłam kiedyś, jak bachatę tańczy para Hiszpanów i nagle taniec towarzyski, którego uczyłam, wydał mi się potwornie sztywny – śmieje się Martyna Halińska. – Choć to prawda, gdy tańczy się bachatę w parze, niektóre figury wymagają intymnej wręcz bliskości, niektórzy mówią nawet, że ma w sobie lekką dawkę erotyzmu. Może dlatego są to jedyne zajęcia, na których w mojej szkole tańca nie brakuje mężczyzn i kobiety mogą przebierać w partnerach. 

– I jak radzą sobie z taką bliskością w tańcu? – dopytuję.
– Każdy czy każda wyznacza swoje granice podczas zajęć – mówi Martyna Halińska. – U wielu osób pojawiają się jednak obawy, że ich dotyk zostanie mylnie odebrany, że wysłanemu sygnałowi odbiorca nada błędne znaczenie. Czasem słyszę: „Ale ja nie mogę jego/jej...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI