Świat online – kim jestem, patrząc w kamerę?

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Technologia daje nam niezwykłe możliwości, bo „nagle” jesteśmy w salonie profesora, potem wizytujemy naszego prawnika, a na koniec widzimy się z koleżanką z Kanady, która przeprowadziła się do nowego mieszkania i nie musimy wydawać na bilet, by zobaczyć, gdzie wisi nasze wspólne zdjęcie. Trochę nas to do siebie zbliża, a trochę oddala. Trochę ułatwia, a trochę utrudnia funkcjonowanie.

To musiał być wtorek, bo spotkania odbywały się jakby „prawie zaraz po weekendzie”. Mieszkałam wtedy w Krakowie i tam studiowałam psychologię. Równolegle chodziłam na terapię grupową. Pamiętam jedną sesję terapeutyczną, w której naszym zadaniem było przejść się po sali, po całej jej długości. Cała nasza grupa miała chodzić po długim pokoju w starej krakowskiej kamienicy i uczyć się z dumą prezentować swoje ciało. Samo chodzenie w towarzystwie innych i na ich oczach już było trudne. Ale nic mnie nie przygotowywało na kolejny poziom oswajania cielesności, który był dla mnie wyzwaniem, a mianowicie lustro. Oswajanie swojego ciała, tak jak je widzę ja, czyli od środka, zostało połączone z akceptowaniem odbicia swojego ciała w lustrze. To prawie jak oswajanie dwóch ciał w jednym miejscu i czasie. Unikałam patrzenia na swoje odbicie, bo wtedy bardzo siebie nie lubiłam i każde spojrzenie w jego stronę przypominało mi jak bardzo. 
Lustro jak to lustro – niczemu nie jest winne. Źródłem cierpienia były moje krytyczne oczy. Oczy, które podłączone do surowego sędziego w centrum mojej głowy raportowały do niego, mówiąc: „Oj słabo, grubo, brzydko, beznadziejnie”. Ale to nie było tylko jedno lustro, bo to były lustra domowe, wystawy sklepowe i lustra w przymierzalniach – wszystkie one kusiły ponętnie jak syreni śpiew: „No popatrz na siebie, sprawdź, jak wyglądasz, może wreszcie ładnie i będzie można przestać się starać”. Łapałam się na ten śpiew, sprawdzałam i rzadko wychodził mi ten bilans na plus. 
Potem były kolejne etapy rozwoju osobistego i pracy nad oswajaniem cielesności, inne nurty terapeutyczne, inni terapeuci. Ale co jakiś czas jak bumerang wracała kwestia patrzenia na siebie samą w lustrze, na moje odbicie twarzy i ciała. Czasem to były ćwiczenia i zadania domowe w ramach terapii, czasem nawet sama się odważałam na siebie spojrzeć. Z kolejnymi podejściami było mi łatwiej. 
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że droga, na której byłam, zaprowadzi mnie do Houston, do Brené Brown, od której z pierwszej ręki będę się uczyć o wstydzie, bo to właśnie jego doświadczałam, patrząc na swoje odbicie. Lęk przed oceną paraliżował rzeczową ocenę mnie samej. A wstyd oswaja się empatią, ale ja jej wtedy nie miałam za grosz. 
Na szczęście w porę zaczęłam oswajać tematykę lęku, odwagi i wrażliwości, o której pisze i mówi Brown. Najpierw robiłam to dla siebie, żeby wreszcie móc, patrząc w swoje dobicie, powiedzieć: kocham cię i wszystko, co w tym lustrze widzę. Stopniowo, krok po kroku robiłam postępy. Co ciekawe, już w pracy zawodowej jako psycholog zaczęłam wykorzystywać własną praktykę, pamiętając moc, która płynie z oswajania siebie i swojej cielesności. Ale przyznać muszę, że nic nie zapowiadało potężnej praktyki z lustrem, jaką nam wszystkim zafundował COVID-19. 

POLECAMY

Relacje z innymi i sobą poprzez ekran

Ponieważ wszystko przenieśliśmy do „świata online”, konieczność obcowania z cyfrowym lustrem, czyli kamerą wymierzoną prosto na nas, stała się chlebem powszednim. Każda rozmowa w świecie cyfrowym wymagała od nas, czasem dłużej, a czasem krócej, spotkania się z własnym odbiciem.
Umiejętność, którą musieliśmy w kilka tygodni nabyć, składała się z następujących eleme...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI