Pod trzeźwym aniołem

Nałogi i terapie Laboratorium

- W naszym życiu było jakieś wolne miejsce, w które alkohol się wpasował jak w puzzle. Trzeźwiejąc, trzeba zmienić obraz tej układanki, by żadne uzależnienie tam już nie pasowało - mówi Bohdan Woronowicz.

Dr n. med. Bohdan Woronowicz jest lekarzem psychiatrą i seksuologiem, certyfikowanym specjalistą i superwizorem psychoterapii uzależnień.
Po stażach i szkoleniach w Stanach Zjednoczonych przeniósł na grunt polski nowe podejście do leczenia uzależnień – według tzw. modelu Minnesota i nowoczesne metody, oparte na oddziaływaniach psychoterapeutycznych. Napisał wiele książek, ostatnia to Dasz radę – zapis rozmów o pokonywaniu uzależnień.

Dorota Krzemionka: – Statystyki dowodzą, że pijemy coraz więcej. Kiedyś się mówiło, że komuna nas rozpija...
Bohdan Woronowicz:
– A teraz, że jest to przejaw stresu… i bezmyślności. Statystyki alarmują. Gdy w latach 80. ubiegłego wieku rejestrowane spożycie wynosiło nieco ponad 8 litrów spirytusu na głowę, mówiono o zagrożeniu narodowego bytu. Teraz zbliża się ono do 10 litrów! Żyje nam się lepiej, ale w większej niepewności. W każdej chwili możemy stracić pracę, a nową znaleźć niełatwo...

Coraz więcej osób nie wytrzymuje napięcia, sięga po alkohol. Co im daje?
– Pozwala niwelować różne deficyty. Ktoś nieśmiały po alkoholu zyskuje pewność siebie. Ktoś inny nie potrafi się bez alkoholu odprężyć. Zaczynamy pić, bo chcemy poprawić swoje samopoczucie, uciec od problemów, poczuć się lepiej. I tak się czujemy, póki się nie uzależnimy.
Pijemy więcej, bo alkohol jest stale dostępny i widoczny. Dzieci widzą, jak dorośli piją. Pan poczęstował swoje nastoletnie dzieci alkoholem...
– Zdawałem sobie sprawę, że to kontrowersyjne posunięcie, ale wolałem, by poznały smak alkoholu w mojej obecności niż w towarzystwie kolegów. Wiedziałem, że i tak się z nim nieuchronnie spotkają na kolejnej prywatce. Zakładałem, że jeśli koledzy stwierdzą: „Co, boisz się?”, to córka, a szczególnie syn będzie mógł powiedzieć: „Nie. Próbowałem i nie smakuje mi”.

Na szczęście alkohol im nie posmakował. A zarazem przestał być owocem atrakcyjnym, bo zakazanym.
– Wielu rodziców mówi dziecku: „Będziesz mógł się napić, gdy będziesz pełnoletni”. I dziecko czeka, a gdy w końcu może się napić, to wydaje mu się, że dzięki temu staje się dorosłe.
Prawie każdy w którymś momencie styka się z alkoholem. Tylko niektórzy się uzależniają. Co sprawia, że niektórzy nie mogą uwolnić się od niego... aż do śmierci?
– Wiele rzeczy. Ważne jest na przykład to, jak nasz organizm zareaguje na alkohol. Czy po wypiciu pojawi się lepsze samopoczucie, czy dyskomfort.

Chodzi o zdolność organizmu do rozkładania aldehydu octowego, który powstaje z alkoholu etylowego. Jest ona różna zależnie od rasy.
– Tak, na przykład u wielu Azjatów bardzo „leniwa” jest dehydrogenaza aldehydowa, czyli enzym rozkładający ten aldehyd, który jest wielokrotnie bardziej toksyczny od samego alkoholu.
Działanie antikolu czy esperalu polega na tym, że zawarty w nich disulfiram opóźnia rozkład aldehydu, dlatego po wypiciu alkoholu wzrasta jego poziom i czujemy się paskudnie.

Czyli reagujemy wtedy na alkohol trochę tak jak Azjaci. Niestety, Słowianie...
– Mają dobre dehydrogenazy i tolerują większe dawki alkoholu. Poza tym to jest przekazywane pokoleniowo – z tego powodu dzieci alkoholików są w grupie większego ryzyka. Kiedyś uczono, że mając 3–4 promile alkoholu we krwi, można umrzeć. Teraz niektórzy mają 7 i więcej promili i żyją. Z pokolenia na pokolenie organizm wypracowuje tolerancję na alkohol. Ważne jest też, jak umiemy sobie radzić z emocjami lub z presją ze strony innych. Ryzyko picia wzrasta, gdy czujemy się samotni, zdenerwowani, mamy problemy z byciem między ludźmi. Wtedy szukamy czegoś, co poprawi nam samopoczucie.

Mówi Pan o dwóch grupach osób, które mają większe niż inni szanse, by się uzależnić: o poszu...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI