W stulecie odzyskania niepodległości bardzo dużo mówi się o kobietach. Każdy pretekst jest dobry, aby mówić o kobietach, więc i ja swój pretekst znalazłam – wielką wystawę obrazów prerafaelity Edwarda Burne-Jonesa w londyńskiej Tate Britain. Nikt nie malował tak pięknie kobiet jak prerafaelici.
Te rudowłose piękności o bladych twarzach, te mroczne Prozerpiny, Viviany i Ofelie, portretowane nierzadko z książką, co nadawało im rys refleksyjny i intelektualny. Bo też modelki prerafaelitów często były, nie tylko jak na tamte czasy, intelektualistkami, kobietami pięknymi i utalentowanymi. Towarzyszkami życia i pracy malarzy zafascynowanych twórczością mistyka Williama Blake’a, myślą artystyczną Johna Ruskina, a przede wszystkim renesansowym malarstwem włoskich mistrzów. Mieszanka doprawdy piekielna w sensie intelektualno-estetycznym i nic dziwnego, że obrazy prerafaelitów opętały wyobraźnię także współczesnych artystów.
POLECAMY
W znanym filmie Petera Weira „Piknik pod wiszącą skałą” dziewczęta, które stają się kobietami, wyglądają, jakby zeszły na ekran z obrazów Rossettiego, Burne-Jonesa czy grafik Beardsleya. Film „Kochanica Francuza” z Meryl Streep w roli głównej, na podstawie powieści współczesnego pisarza Johna Fowlesa, to jakby opowieść o którejś z modelek prerafaelitów, o trudnej drodze do niezależności kobiety w wiktoriańskiej Anglii – drodze wiodącej przez miłość i sztukę.
Kanwą dla tej opowieści mogłaby być na przykład droga życiowa Jane Morris, dziewczyny z ludu, która stała się muzą prerafaelitów. To jej twarz jest na wielu obrazach Rossettiego i Williama Morrisa, za którego wyszła za mąż. Morris kazał jej się uczyć, posłał na lekcje francuskiego, włoskiego, muzyki i malarstwa, a także savoir-vivre’u. Stworzył ją, niczym mityczny Pigmalion Galateę, i uczynił symbolem swojej epoki. Z kolei żona Rossettiego, Elizabeth Siddal, zanim stała się jego muzą, towarzyszką życia i malarką, pracowała w sklepie kapeluszniczym, gdzie artysta ją wypatrzył. Podobno od dziecka fascynowała się poezją. To jej twarz ma „Beata Beatrix” Rossettiego. Zastąpiła ją później, po jej przedwczesnej śmierci, przepiękna Annie Miller, która pracowała w barze, gdy spotkał ją tam prerafaelita William Holman Hunt. Zaręczył się z nią i postanowił posłać do szkoły.
Czyją twarz ma Viviana z „Oczarowania Merlina” Edwarda Burne-Jonesa – nie pamiętam. Wielokrotnie malował swoją żonę Georgianę, która była również malarką i autorką pierwszej biografii Burne-Jonesa. Jej przepiękny, złoto-turkusowy „Martwy ptak” wisi dzisiaj w Tate Britain. W swoich wspomnieniach Georgiana powiedziała, że gdy spotkała swego męża i poznała jego przyjaciół, którzy żyli sztuką, było to dla niej jak „tchnienie życia”.
Myślę o tym wszystkim, czytając fragment artykułu Ireny Krzywickiej, pisarki, tłumaczki i publicystki, a w dwudziestoleciu międzywojennym przyjaciółki i kochanki Boya-Żeleńskiego, z którym wspólnie walczyła o prawa kobiet, edukację seksualną, prawo do związków homoseksualnych dla obu płci. (Ważną książkę o Irenie Krzywickiej – pt. Długie życie gorszycielki – napisała Agata Tuszyńska). Krzywicka pisze: „Kobiety przyzwyczajone patrzeć przez okulary, które przemocą wcisnęli im mężczyźni, zrzuciwszy je, mrugają powiekami oślepłe i bezradne”. Przemocą czy nie przemocą wciśnięte okulary, pozwalały przez wiele lat inteligentnym kobietom patrzeć na świat może i przez męskie okulary, ale własnymi oczami. Doceniając walkę nie tylko Ireny Krzywickiej o prawa kobiet i będąc także tej walki orędowniczką, myślę jednak, że nie ma to jak wzajemna fascynacja kobiet i mężczyzn. Choć niektórzy wieszczą zmierzch męskiej cywilizacji, ja jednak jestem za przenikaniem się i dopełnianiem cywilizacji męskiej i kobiecej, byleby towarzyszyła temu przenikaniu piękna francuska triada: wolność, równość, braterstwo. No i ta czwarta... Miłość.