Nie czekaj, aż burza minie. Naucz się tańczyć w deszczu.

Na temat Ja i mój rozwój

Jeśli życie jest tańcem, to kto w nim prowadzi? Czasem życie wymyka nam się z rąk, plany kończą się fiaskiem, bliscy zawodzą. Czasem zaś próbujemy kontrolować wszystko i wszystkich, dyktować każdy krok. Czy tędy droga?

Życie Harolda Cricka, kontrolera skarbowego, było doskonale uporządkowane. Rano, gdy myśli innych ludzi krążyły wokół tego, co przyniesie dzień, on dokładnie liczył, ile razy przeciągnął szczoteczką podczas mycia zębów. Od lat tak samo zaczynał dzień i kończył go dokładnie o tej samej porze. W niezmiennym porządku nie zdarzało się nic, co warte byłoby zapamiętania. Być może wszystkie jego kalkulacje służyły odwróceniu uwagi od tego, jak niewiele życia – spontaniczności i radości – było w jego życiu.

Aż któregoś dnia, właśnie podczas mycia zębów, Harold usłyszał głos w swojej głowie… głos, który opowiadał, co mu się przydarzy. Nie wiedział, że od tej chwili jego życie się zmieni. A zmienić się musiało, bo głos zapowiadał, że już niewiele mu go pozostało…

Kowale czy ofiary losu?
Na pozór Harold Crick, tytułowy bohater filmu Marca Forstera, ma pełną kontrolę nad wszystkim. Nie sprawia jednak wrażenia osoby, która panuje nad swoim życiem, autorsko je kształtuje. A przecież temu służyć ma kontrola i różne jej aspekty.

Chcemy kierować własnymi działaniami, a poprzez nie zdarzeniami, czyli mieć poczucie sprawstwa. Chcemy go doświadczać, widzieć siebie jako przyczynę zachowań i zdarzeń. A także wierzyć, że jesteśmy w stanie poradzić sobie w różnych, szczególnie w trudnych i ważnych sytuacjach, czyli mieć poczucie własnej skuteczności. Chcemy panować nad sobą, kierować swymi emocjami, zachowaniami i myślami. A kiedy czujemy, że ktoś nam usiłuje coś narzucić i w ten sposób odebrać wolność wyboru, reagujemy oporem, tzw. reaktancją.

Często trudno jest określić, kto na kogo wpływa, dlatego badacze wolą mówić o poczuciu kontroli niż o kontroli jako takiej. Pierwszą znaczącą teorię dotyczącą tego poczucia stworzył amerykański psycholog Julian B. Rotter. Zgodnie z nią różnimy się pod względem umiejscowienia kontroli. Są wśród nas osoby, które przyczyny zdarzeń lokują głównie w sobie – w swoich cechach, intencjach, zachowaniach. Czują się kowalami swojego losu. Są też tacy, którzy powody tego, co im się w życiu przydarza, widzą głównie poza sobą, w innych ludziach, zbiegach okoliczności bądź uśmiechu losu. Którzy mają się lepiej?

POLECAMY

Badania inspirowane teorią Rottera ujawniają, że osoby przekonane o osobistym wpływie na bieg zdarzeń mają zwykle wysoką samoocenę i poczucie bezpieczeństwa. Wkładają wysiłek w osiąganie upragnionych celów, nie zniechęcają się łatwo niepowodzeniami, potrafią dbać o swoje zdrowie. Jednak każdy medal ma dwie strony. Ludzie z silnym wewnętrznym poczuciem kontroli skłonni są zafałszowywać obraz rzeczywistości i reagować agresją, gdy odbiega on od ich wyobrażeń. Zdarza im się angażować uporczywie w zadania tak naprawdę niewykonalne, a kiedy ponoszą porażkę, biorą winę na siebie, czasem uginając się pod jej ciężarem. Z kolei osoby, które umiejscawiają kontrolę na zewnątrz siebie, w obliczu niepowodzeń łatwo porzucają zadania, są podatne na stres i depresję. Z trudem realizują pragnienia, nie wierząc w swoje możliwości, i rzeczywiście zwykle mniej w życiu osiągają. Zewnętrzna lokalizacja kontroli zapewnia im jednak swoisty psychiczny komfort – przekonane, że to od innych ludzi lub fatum zależą różne rzeczy, które im się przydarzają, potrafią przerzucić na zewnątrz odpowiedzialność za swoje porażki, na przykład oblany egzamin czy nieudany związek.

Gdzie lokuje kontrolę Harold Crick? Nie wydaje się, by miał poczucie, że jest kowalem swego losu. W rzeczywistości rządzą nim schematy, a sztywną kontrolą zapewne kompensuje sobie poczucie, że tak naprawdę nad niczym nie panuje.

Ster i rollercoaster
Marek do niedawna wierzył, że jest kowalem własnego losu. Tak został wychowany. Rodzice zwracali uwagę na jego potrzeby, nie stawiali mu zadań ponad jego możliwości, na wybryki reagowali przesadną wręcz wyrozumiałością. Do dziś pamięta, jak w piaskownicy ukradł koledze model ciężarówki, o którym marzył, a rodziców nie było stać na kupno. Odkrywszy pod łóżkiem syna cudzą zabawkę, oddali ją właścicielowi, tłumacząc zachowanie syna. A potem odbyli z nim poważną rozmowę. Przekonywali, że ważne jest nie to, co się posiada, ale to, kim się jest. I że jeśli mu bardzo na czymś zależy, na pewno będzie w stanie to zdobyć – wystarczy wiara w siebie i ciężka praca.

Wszystko zmieniło się, gdy Marek miał rozpocząć studia. Ojciec stracił wtedy pracę, stał się cyniczny i napastliwy. Mama zaś, zajęta nastrojami męża, zaczęła unikać kontaktu z synem. Marek postanowił, że nie da się pognębić okolicznościom. Postarał się o stypendium, podejmował dorywcze zajęcia, aż zdobył dyplom i znalazł dobrze płatną pracę. To był jego życiowy plan: nie doświadczyć tego, co przeżyli rodzice. Trzymać ster w garści.

Podczas wakacji poznał Magdę. Pociągała go odmiennością. On był aż do przesady opanowany, ona zaś pełna sprzeczności. Wiedział, że utrzymanie z nią związku będzie wyzwaniem, ale wierzył, że podoła. Magda na różne sposoby próbowała na niego wpływać. Czasami była czuła, innym razem odrzucająca albo prowokująca. Wracając do domu, Marek czuł się, jakby wsiadał na rollercoaster – nigdy nie wiedział, czego doświadczy. Ale wierzył, że jeśli zapewni żonie poczucie bezpieczeństwa, to ona w końcu przestanie się szarpać i grać na emocjach.

Przełomowym momentem były narodziny córki. Marek, szczęśliwy jak nigdy, pomyślał: „Dziecko nas połączy, zbliży”. Magda zaś czuła, że Marek wmanipulował ją w ciążę, by ją przy sobie zatrzymać. Sam coraz bardziej poświęcał się pracy, zaś

po powrocie do domu oczekiwał od niej – zagrzebanej w pieluchach – obiadu i dobrego nastroju. Przez trzy lata Magda prosiła, by pracował mniej. Przekonywała, szantażowała, w końcu wybuchała. Aż poczuła, że ma dość. Spakowała rzeczy i przeprowadziła się z dzieckiem do rodziców. Tam poczuła znany z dzieciństwa lęk i bezradność. Marek zaś po jej odejściu całkiem się rozsypał.

Jak to się stało, że choć oboje chcieli dobrze, doszli do tak bolesnego punktu?

Przyjrzyjmy się, jak doświadczają sprawstwa. Marek ma silne poczucie kontroli wewnętrznej. To ono, w połączeniu z wysokim poczuciem własnej skuteczności, sprawiało, że silnie angażował się w pracę. Uważał, że zarządza swoim życiem, a tak naprawdę realizował kulturowy plan. Normy, wysoko wartościujące zawodowy sukces mężczyzn, wspierały go w poczuciu...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI