W Nowym Jorku, mieście, które nigdy nie zasypia, hitem są... Przytulane Party. To bezalkoholowe, pozbawione seksualnych podtekstów imprezy dla dorosłych, połączone z nauką stawiania intymnych granic i uzdrawianiem relacji. Przez dotyk.
Na pomysł Przytulanych Party (Cuddle Party) wpadł kilka lat temu Reid Mihalko, masażysta-samouk. Stworzył program zajęć dla znajomych po fachu, by wymieniać się doświadczeniami, poznać nowe techniki masażu i odprężyć się po ciężkiej pracy. Oferta, początkowo skierowana do terapeutów manualnych i specjalistów masażu sportowego, rehabilitacyjnego i relaksacyjnego, a także pielęgniarek i instruktorów jogi, zachwyciła także osoby spoza branży. Poprosili jednak o mniej specjalistyczną wersję – „coś dla zwykłych ludzi”.
Mihalko zastanawiał się, jaką czynność mógłby wykonywać przeciętny uczestnik spotkań, i wybór padł na... przytulanie. Pomysł pomogła mu dopracować terapeutka prowadząca warsztaty o emocjach (i zarazem życiowa partnerka masażysty), Marcia Baczynski. Przytulane Party z miejsca stały się hitem – od tamtej pory wzięły w nich udział setki tysięcy osób na całym świecie. Jak wytłumaczyć tę popularność?
Skóra na głodzie
Dopiero niedawno terapeuci zorientowali się, że w kulturze zachodniej najwięcej mówi się o „złym dotyku”. Mało tego, „naturalna skłonność, by dotykać i być dotykanym już w procesie socjalizacji zostaje napiętnowana, ograniczona”, uważa Sam Cowan, terapeuta manualny, który zaczął organizować Przytulane Party w Londynie.
Jego zdaniem w następstwie tego pojawiło się zjawisko nazywane „głodem skóry”. Cherie Sohnen-Moe, pisarka i dyplomowana masażystka, autorka podręcznika The Ethics of Touch tłumaczy, że bardzo często potrzebę dotyku sprowadzamy – błędnie ją interpretując – do seksualnego pożądania, fizycznego pragnienia: „Obecnie ludziom częściej zdarza się nawiązywać seksualne relacje z potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem niż z miłości. A gdy brakuje kogoś do przytulania naszej zewnętrznej powłoki, sami zaczynamy się otulać – od wewnątrz, choćby poprzez objadanie się”.
Specjaliści przyznają, że dotyk stał się społecznym tabu – w krajach wysoko rozwiniętych ludzie starają się unikać fizycznego kontaktu. Jaki to ma wpływ na ich samopoczucie? Andrew Schwartz, terapeuta manualny z Los Angeles uważa, że ciało człowieka zaczyna cierpieć, gdy nie otrzymuje wystarczającej ilości dotyku. „Jesteśmy istotami społecznymi i świadomy, odbierany jako przyjemny dotyk składa się na nasze człowieczeństwo”, powiedział w jednym z wywiadów Reid Mihalko. Jego zdaniem nie sposób przecenić korzyści płynących z bycia dawcą i odbiorcą dotyku – korzyści, jakich nie dostarczy głaskanie psa czy kota.
Uczestnicy Przytulanych Party przyznają, że ogromnie tęsknili za kontaktem z drugą osobą i jej dotykiem. Wyznania te nie dziwią Marnii Robinson, autorki Cupid’s Poisoned Arrow. Ostrzega przed nowoczesnym modelem życia, który nie zaspokaja potrzeby bliskiego kontaktu i nie gwarantuje wystarczająco satysfakcjonujących więzi: „układ nagrody każe nam się więc nieustannie rozglądać za czymś, co pomogłoby te puste przestrzenie wypełnić. Przykładem substytutu może być śmieciowe jedzenie albo pornografia w sieci. Ale jedno i drugie tylko oszukuje nasze umysły”. Według Robinson tylko dotyk bliskiej, darzonej zaufaniem osoby sprawia, że wydzielamy neurochemiczny koktajl – „lek na całe zło”.
Dotyk a pewność siebie
Dotyk rozwija się już u dwumiesięcznego płodu – jako pierwszy ze zmysłów. Początkowo wrażliwe są tylko usta, potem twarzyczka, a po 14 tygodniach – niemal całe ciało. Małe dzieci ciągle wszystkiego dotykają i chcą się przytulać – to dowód na to, że dotykanie jest potrzebą naturalną. Kiedy mózg rejestruje, że ciało dotykane jest w przyjemny, relaksacyjny sposób, obniża się ciśnienie krwi, oddech ulega spowolnieniu, zwiększa się aktywność funkcji trawiennych, przybywa ciał odpornościowych, wydzielany jest „naturalny antydepresant”, oksytocyna, dzięki czemu ogarnia nas uczucie spokoju i obniża się poziom kortyzolu (hormonu stresu). Liczne badania wykazały, że dotyk obniża u niemowląt poziom stresu, pomaga im zdrowo się rozwijać, przybierać na wadze, dzięki niemu rzadziej płaczą i lepiej śpią. Z uzyskanych danych wynika również, że ludzie, którzy w dzieciństwie byli często przytulani i masowani, w dorosłości są pewni siebie i lepiej radzą sobie w kontaktach społecznych. Prof. Ashley Montagu, antropolog z Princeton, autor dzieła Touching: The Human Significance of the Skin podkreśla, że „dotyk jest podstawową potrzebą behawioralną, której brak powoduje zaburzenia zachowania oraz nieprawidłowy rozwój fizyczny”. |
Tulimy czy nie tulimy?
Przytulane Party reklamowane jest jako zabawa o charakterze społecznym, przeznaczona dla osób pełnoletnich, wspomagająca pracę nad komunikacją, stawianiem granic i zdobywaniem doświadczeń. Nad przebiegiem spotkania w bezpiecznej atmosferze, sprzyjającej relaksowi i poznawaniu nowych przyjaciół, zawsze czuwa moderator.
W zamierzeniu organizatorów, party nie jest substytutem terapii, ale „narzędziem” wywołującym dobre samopoczucie na poziomie fizycznym, społecznym i emocjonalnym. W praktyce oznacza to trzyipółgodzinną imprezę w formie warsztatów, z udziałem 6–20 osób płci obojga. Uczestnicy pochodzą z rozmaitych środowisk społecznych i grup zawodowych, zazwyczaj dwie trzecie grupy stanowią single.
Jak wygląda takie party? Najpierw wszyscy przebierają się w piżamy (z rodzaju tych nieerotycznych), następnie odbywa się Krąg Powitalny i uczestnicy mogą się poznać. „Zaczynamy od omawiania praktycznych zagadnień z komunikacji: jak prosić o to, czego chcemy, jak być precyzyjnym w wyrażeniu tej prośby, co zrobić, gdy poczujemy się niezręcznie? Całość utrzymana jest w lekkiej, zabawnej atmosferze, każdemu etapowi spotkania towarzyszy odpowiednio dobrana muzyka”, opowiada Reid Mihalko.
Organizatorzy szczegółowo wyjaśniają zasady spotkania i tłumaczą, dlaczego przestrzeganie ich jest ważne. Jedna z nich głosi: na Przytulanych Party nigdy nikogo nie musisz przytulać. Inna: jeśli jesteś na „tak”, powiedz „tak”, jeśli jesteś na „nie” – powiedz „nie”, a jeśli nie jesteś pewien – też powiedz „nie”. Ucząc się stawiać jasne granice, uczestnicy zaczynają rozumieć, że nie ma nic złego w odmowie fizycznego kontaktu. „Wiele osób czasami mówi «może», choć tak naprawdę myśli «nie» – nie chcą tylko ranić niczyich uczuć.
Najczęściej stwarza to dość niezręczną sytuację. Siedząc przy barze często widzimy taką scenę: mężczyzna podchodzi do dziewczyny i pyta: «Mog...
Ten artykuł dostępny jest tylko dla Prenumeratorów.
Sprawdź, co zyskasz, kupując prenumeratę.
Zobacz więcej