Nasze światy zastępcze

Psychologia i życie

Choć samotność boleśnie nam doskwiera, to niechętnie o niej mówimy. Ludziom trudno się do niej przyznać, bo musieliby uznać, że są niedoskonali, mniej popularni, że w pogoni za samodoskonaleniem zapomnieli o czymś bardzo istotnym.

JOANNA KRASZEWSKA: Czy samotność dla współczesnego człowieka jest większym problemem niż dla naszych przodków sprzed kilkuset lat?

PAWEŁ WOJCIECHOWSKI: Kiedyś społeczeństwo nie było tak zindywidualizowane. Dziś stajemy się coraz bardziej osobni. Nasz tryb życia, gospodarka i model rodziny wzmacniają to zjawisko. Myślę, że poczucie samotności jest dziś większe. Trochę na nasze własne życzenie. 

Samotność sprawia tak wielki ból, że próbujemy od niej uciekać w „światy zastępcze” – jak pisze Pan w swojej książce.

Myślę, że to nie jest w pełni świadoma ucieczka. Wzmacnia ją oddziaływanie innych. To wspólna samotność. Prof. Irvin Yalom z Uniwersytetu Stanforda zwrócił uwagę, że ludzie samotni odnoszą mniej sukcesów i żyją krócej. Polskie statystyki pokazują, że liczba samobójstw w Polsce eskaluje – co roku więcej osób odbiera sobie życie niż ginie w wypadkach na drodze. Problem ten coraz częściej dotyka także dzieci. Choć samotność boleśnie nam doskwiera, to niechętnie się o niej, jako zjawisku społecznym, mówi. Wydaje mi się, że jest tematem niemodnym, zaprzeczonym – tak jak umieranie – w społeczeństwie, które często piękno ciała, spektakularną popularność i dobrobyt zrównuje z poczuciem szczęścia. Ludziom trudno przyznać się do samotności, bo musieliby uznać, że są niedoskonali, mniej popularni, że w pogoni za samodoskonaleniem zapomnieli o czymś bardzo istotnym. Czy mówimy o niedoskonałości na przykład w pracy? Myślę, że ważna jest osobista zgoda na to, że droga do rozwoju prowadzi przez własną niedoskonałość i kolejne pożegnania z idealną wersją siebie. Gdy koncentrujemy się na fasadowości, oddalamy się od siebie i innych, a chodzi przecież o to, by żyło się nam szczęśliwie – to znaczy też prawdziwie… Jaki z tego wniosek? Staliśmy się wspólnotą ludzi samotnych, odległych, za to lepiej skomunikowanych technologicznie. Ten rodzaj szybkiego, powierzchownego kontaktu spopularyzował się, a prawdziwa samotność zeszła do podziemia. Dzięki reklamom wiemy, że komunikator i streaming zapewniają nam nieustający kontakt. Ważniejszy od więzi z przyjaciółmi stał się pomysł na siebie na tle znajomych.

A przecież spotkanie w realu nie jest tym samym co via smartfon. Realny kontakt, twarzą w twarz, to stopniowe odsłanianie się, odpowiedzialność za relację. 

I dlatego – z lęku przed tą odpowiedzialnością – wolimy relacje wirtualne?

POLECAMY

Z lęku, z tak zwanego zmęczenia codziennością czasami szukamy znośnej iluzji, odcięcia, haju. Mój kolega zaczyna dzień od Facebooka i sprawdza go przed snem. Tego wymaga jego praca. Wciąż podróżuje.

Ostatnio nawet bawiąc się z kilkuletnim synem, wchodzi na Face­book. Czy w takiej zabawie, z której ojciec jest częściowo wyłączony, chłopiec odkrywa przestrzeń do eksperymentowania? Gdzie jest ojciec: z dzieckiem czy w podróży wirtualnej? I czy to da się pogodzić? Moim zdaniem – nie. Czy to lęk przed odpowiedzialnością? Nie wiem – myślę, że każdy ma uczucia, przed którymi ucieka. Przy czym problemem nie jest np. smartfon, ale to, że bywa on pretekstem, by nie ujawniać, czego w głębi serca pragniemy. A milczenie na ten temat tylko zwiększa samotność. Im bardziej uciekamy w światy zastępcze – chwilowo odczuwając ulgę – tym bardziej czujemy się osamotnieni.

Pomyśl

Kiedy częściej korzystasz z mediów społecznościowych: gdy jest ci źle czy gdy jest ci dobrze?

  1. Czy odczuwasz pustkę – w jakich sytuacjach? I co wtedy robisz?
  2. Jakie obserwujesz zjawiska społeczne, które zastępują rzeczywistość...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI