Moc słów. Jak to co mówimy tworzy naszą rzeczywistość?

Psychologia i życie

Wersja audio dostępna tylko dla prenumeratorów

Kup teraz

Czasem szukamy skomplikowanych rozwiązań na ratowanie związków. A okazuje się, że niszczymy bądź budujemy je znacznie prościej. Kochanie... skarbie... Ty draniu... głupku... Wydaje się, że to tylko słowa... Wymykają nam się na co dzień. I nie zdajemy sobie sprawy, że mogą uskrzydlać i rozwijać nas oraz nasze związki, ale mogą też pogrążać i odzierać z godności. Są w stanie zniszczyć kogoś albo uratować mu życie.

Kiedyś w kawiarni usłyszałem, jak kobieta przy sąsiednim stoliku wyznała partnerowi: „Seks z Tobą przypomina pożycie ze starym dziadem”. Co poczuł mężczyzna, słysząc to? Kim był w jej oczach? Kobieta pragnęła zapewne być wysłuchana, czy tak się stało? 
Czy zastanawialiśmy się kiedykolwiek, jaki wpływ mają takie słowa? I to nie tylko na ich adresata, ale także na osobę, która je wypowiada? Psychologię społeczną praktycznie od jej zarania fascynuje moc słów, czyli to, jak bardzo budują one albo rujnują samopoczucie i związki między ludźmi.

Niebieskoocy kontra brązowoocy

Pokazały to przed laty dwie barwne symulacje społeczne opisywane w literaturze jako „efekt Pigmaliona” oraz „niebieskoocy”. W pierwszym przypadku okazało się, że pozytywne bądź negatywne słowa opisujące inteligencję uczniów powodowały u nich faktyczne zmiany. Uczniowie, którzy (losowo) zostali określeni przez nauczycieli jako inteligentni, rzeczywiście lepiej sobie radzili i to nie tylko w swoich oczach, ale również w opinii tych, którzy przypisywali im ten atrybut. Analogicznie, osoby, które były opisane jako nieinteligentne, reagowały tak, jakby ktoś podciął im skrzydła, a także wyraźnie traciły w oczach oceniającego otoczenia.
W drugiej symulacji nauczycielka pewnego dnia powiedziała swojej klasie, że niebieskoocy uczniowie i uczennice są lepsi niż inni. Teza wyssana była z palca, ale w jej efekcie „niebieskoocy” szybko zaczęli wywyższać się nad uczniami, którzy mieli oczy w innym odcieniu. Nie-niebieskoocy z pewnością poczuli, jak ich wiara w swoje możliwości topnieje. Następnego dnia nauczycielka przyznała, że się pomyliła: jest odwrotnie, to uczniowie o brązowych oczach są lepsi od pozostałych. Stwierdzenie znów było bezpodstawne, ale ponownie wywołało realne zmiany w zachowaniu uczniów: kilka słów spowodowało, że wcześniej poniżonym brązowookim urosły mentalne skrzydła, a uprzedni czempioni nagle spadli o kilka poziomów w swej samoocenie. 
Ktoś mógłby rzecz, że to były tylko symulacje pedagogiczne, lecz zauważmy, że w rzeczywistości dotykały realnych procesów historycznych, w których słowa były preludium krzywdy i, w konsekwencji, zagłady. Nawiązał do nich Marian Turski, polski historyk i dziennikarz pochodzenia żydowskiego, więzień KL Auschwitz-Birkenau, który w swym przejmującym wystąpieniu podczas 75. rocznicy wyzwolenia tego obozu przypomniał, że „Auschwitz nie spadło z nieba”. To negatywne, wykluczające słowa niektórych Niemców wobec ich współobywateli, Żydów, zapoczątkowały Holokaust. Co więcej, eskalacja epitetów jednej grupy wobec drugiej usprawiedliwiała coraz gorsze jej traktowanie. A dzieła zniszczenia dopełniła rosnąca wraz z werbalną agresją obojętność pozostałych ludzi, dobrych Niemców, którzy przes...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI