U Szeptuchy
Podwórze szeptuchy Moniki jest wielkie. Dostojnym kogucim krokiem przechadza się po nim Baron. Długimi pantalonami z piór zamiata zeschłe listopadowe liście i pieje, ile sił w gardle. Barona szeptucha przygarnęła. Podobnie jak trzy kundle i koty. Podobnie jak całe stado kur i kaczek, które na fermie żyłyby tylko półtora roku. Tu doczekają późnej starości. Razem z kozłami – Mniszkiem i Kozłkiem. Kozły mleka nie dają, więc w gospodarstwie na nic. No to dała im dom szeptucha.
Tak jak daje dom starym przedmiotom. Nawet im tu do Tychowa Starego sprowadziła chatę. Aż z Mazowsza. Bo chata – też stara, niemal stuletnia – była jej przeznaczona. Wyczyściła. Zrobiła okno. Pobieliła ściany. Nawet artystę Andrejkowa sprowadziła, żeby na chacie deskal namalował. I teraz na jednej ze ścian stoi wymalowana krowa. Znak rozpoznawczy Chaty Szeptuchy – krowa Andrejkowa.
Szeptucha Monika zbiera starocie, bo je szanuje. Bo zaklęty jest w nich kawałek czyjegoś życia. Ktoś je zrobił, dotykał. Komuś służyły. Mają swoją historię. Ot, choćby ten stary warsztat szewski dziadka. Dziadek używał tych kopyt, tych kołeczków drewnianych, tego młotka, żeby spełniać marzenia Moniki. A to buty do jazdy konnej, a to pasek, co go sobie wymyśliła. W warsztacie wciąż żyje duch dziadka. Tu czuć go bardziej niż na cmentarzu. Albo ten kufer. Stał gdzieś pod płotem, wyrzucony na deszcz. Stupięćdziesięcioletni. A przecież wiernie komuś służył. Może to właśnie w nim panna młoda przywiozła wiano do domu męża? Szeptucha lubi towarzystwo dusz swoich staroci. Letnimi rankami przychodzi z kubkiem kawy posiedzieć sobie z nimi. Przychodzi na kawę z duchami.
POLECAMY
Goście Szeptuchy
A i goście szeptuchy lubią z nimi przebywać. Dzieciaki z wycieczek szkolnych patrzą okrągłymi oczami na stare żarna, tary do prania, brony, gra...
Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.