I bądź tu mądrym! Czego wymaga mądrość i po co nam ona?

Na temat

Z mądrością jest trochę jak z natchnieniem. Rozpoznaje się ją post hoc, ale trudno jest przewidzieć, co będzie mądre w danej sytuacji. Mało jest tych, których uznajemy za mądrych. Częściej mówimy o niemądrości i ludziach mądrością nieskalanych. Ale o czym w istocie wtedy mówimy?

Mądrość to nie szwedzki stół, z którego wybiera się tylko to, co nam smakuje. Z takiej perspektywy może okazać się ona męcząca, bo wymaga wiele…, niektórzy powiedzieliby, że zbyt wiele. Jak zatem być mądrym? I czy warto?
Interesujące są powszechnie używane słowa odwołujące się do mądrości. Jest oczywiście „mądrość” jako nazwa pewnego stanu rzeczy lub cechy i są mędrcy, którzy tę cechę posiadają i z niej korzystają. Ale więcej jest przeciwstawień: są więc mędrkowie czy mądrale, jest też niemądrość, przemądrzałość, ale jest mądrzenie się, mędrkowanie, mądrowanie się. Gdyby za przeciwieństwo mądrości przyjąć głupotę (sam wystrzegam się tego), to znaleźlibyśmy tu jeszcze więcej: głupca, głupka, przygłupa, ale też głupstwa, głupoty, ogłupienie i inne. Zadziwiająca jest ta asymetria, choć z drugiej strony – mędrcy i mądrość są raczej wyjątkami, zaś ich przeciwieństwa zjawiskami powszechnymi.

Niegdysiejsi mędrcy i mądre

Pamiętam z bardzo odległego dzieciństwa, że kobiety z przedmieścia, gdzie wtedy mieszkaliśmy, doświadczające kłopotów zdrowotnych, okołociążowych lub partnerskich czy małżeńskich korzystały z usług kobiety nazywanej mądrą. Mądra – tak się o niej mówiło. Była to starsza kobieta, której przypisywano zdolność rozumienia innych kobiet i umiejętność udzielania pomocy, a bardzo często także umiejętność wróżenia z kart. Mówiąc dzisiejszym językiem – była to zazwyczaj domorosła doradczyni personalna, która cieszyła się w okolicy szacunkiem, a za swoje usługi pobierała drobne opłaty. Z tego, co wtedy słyszałem, instytucja mądrych była dość rozpowszechniona. Kiedy dziś myślę o tych kobietach, skłonny jestem powiedzieć, że nadana im etykieta nie była pozbawiona podstaw (no, może z wyjątkiem wróżenia z kart).
Ilekroć słyszę o mądrości, dowiaduję się, że to dotyczy przeszłości. Tak jakby mądrość musiała się zestarzeć, okryć patyną i nie mogła już mieć przed sobą żadnej szansy na zachowania czy gesty, które rodziłyby jakiekolwiek wątpliwości. Nieustannie więc wracamy do Sokratesa, Platona, Sofoklesa, Solomona, Konfucjusza czy Szekspira. Wspomina się czasem o mądrych cadykach czy rabinach, wspomina się nieraz różnych imamów, ale w obu wypadkach niegdysiejszych (o żadnym współczesnym nie słyszałem). Znacznie częściej niż mędrców wspomina się jednak wodzów, polityków, generałów czy prezydentów, a przecież wielu z nich nie grzeszyło i nadal nie grzeszy mądrością. Im dalej wstecz, tym więcej było ludzi mądrych. Teraźniejszość, w każdym jej momencie, nie sprzyja mądrości. Nie od rzeczy będzie zauważyć, że mówi się prawie wyłącznie o mądrych mężczyznach tak, jakby mądrych kobiet nie było i nie ma. Ktoś czasem przypomni mityczną Atenę, ktoś inny żyjącą tysiąc lat temu, wszechstronnie wykształconą Hildegardę von Bingen, ale to zdarza się rzadko.
Mądrzy zatem już byli. Być może za jakiś czas okaże się, że są oni również teraz i tutaj, ale nikt nie ma dość odwagi, aby to zobaczyć i o tym mówić.

POLECAMY

Z mądrością jak z natchnieniem

Psychologowie o mądrości zaczęli mówić i pisać od niedawna. Fetyszem dwudziestowiecznej psychologii nie była mądrość, ale inteligencja (koniecznie wysoka). Drugim fetyszem była samoocena (także koniecznie wysoka). Trzecim – różnice indywidualne. O mądrości mało kto wspominał. Ważne było, aby być bystrym, pełnym poczucia wartości i pod ważnymi względami lepszym od innych. Jak to ma się do mądrości? Nijak! Co gorsza, wspomniane fetysze mają się całkiem dobrze w psychologii XXI w. Nadal o mądrości mało kto wspomina. Korelacje między mądrością i inteligencją wyrażaną w IQ są bardzo niskie. Samoocena i na przykład Wielka Piątka korelują prawie ze wszystkim, więc nie są to cechy dystynktywne, bo jeśli coś koreluje ze wszystkim to tak, jakby nie korelowało z niczym.
Zainteresowanie mądrością zawsze wymagało intelektualnej odwagi. Przede wszystkim z tego powodu, że pojęcie „mądrość” – choć intuicyjnie zrozumiałe – jest bardzo mało podatne na definiowanie w sensie naukowym, a więc jest przede wszystkim niejednoznaczne. Taką odwagą wykazali się przedstawiciele tak zwanej szkoły berlińskiej (do której należeli nieżyjący już Paul Baltes, Ursula Staudinger i inni), Robert Sternberg z Cornell University i jego współpracownicy, Monika Ardelt z University of Florida, a ostatnio także Igor Grossman z University of Waterloo. W Polsce byli to Zbigniew Pietrasiński oraz Sławomir Jarmuż. Nie oznacza to jednak, że możemy cieszyć się, bo problematyka mądrości znalazła się w głównym nurcie psychologicznych rozważań, analiz i badań. Nadal jest na marginesie problematyki psychologicznej.
Z mądrością jest trochę jak z natchnieniem. Rozpoznaje się je post hoc, ale trudno jest przewidzieć, kiedy nadejdzie. Kiedy słyszymy, że Karol Szymanowski natchniony skomponował Stabat Mater albo że Juliusz Słowacki w natchnieniu napisał Balladynę, to domyślamy się, że ważną okolicznością stworzenia danego dzieła był jakiś wyjątkowy stan ludzkiego umysłu, który zdarza się rzadko i tylko u niektórych, a w dodatku na krótko. Czekam, kiedy okaże się, że Stanisław Lem także w natchnieniu napisał Solaris. Kiedy jednak przychodzi nam scharakteryzować natchnienie, zachodzimy w głowę i brak nam pomysłu. Niektórzy powiedzą, że przecież Mihály Csíkszentmihályi zaproponował koncepcję flow, ale opis owego flow jest tak samo metaforyczny i tak samo ogólnikowy jak opis natchnienia. Co jednak ciekawe, zdaje nam się zazwyczaj, że wiemy, o czym mówi ktoś, kto opowiada o natchnieniu i jego owoca...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI