Emigracja wewnętrzna

Trening psychologiczny Otwarty dostęp

Jak zatroszczyć się o siebie, gdy rzeczywistość przytłacza? Jakie strategie, które kompetencje możemy uruchomić, aby ochronić siebie i swoich bliskich? 

Czasem świata jest dla nas za dużo… Liczba wiadomości, wydarzeń, problemów, obowiązków, hałasu, pośpiechu, niepewności zaczyna nas przerastać. Gdy dawno już ogrom bodźców przekroczył nasze optimum stymulacji, często zaczynamy reagować zbyt impulsywnie, nie radząc sobie z ilością napięcia, lub szukamy ratunku w odcięciu się od dopływu kolejnych informacji. Gdy dodatkowo wiadomości, które do nas docierają, są sprzeczne, gdy nie mamy realnego wpływu na zmianę sytuacji, która nam nie odpowiada, lub czujemy się zagrożeni tym, co dzieje się wokoło nas, stworzenie własnej bańki wokół siebie staje się wyjątkowo atrakcyjną koncepcją. Taka bańka pomaga oddzielić od siebie świat zewnętrzny i wewnętrzny. „Skoro czuję się bezsilny/bezsilna w stosunku do świata zewnętrznego, to przynajmniej ochronię swój świat wewnętrzny, na który mam jakiś wpływ” – taka strategia działania nazywana jest mianem emigracji wewnętrznej. Określenie to wywodzi się trochę z psychologii, trochę z literatury, czasem pojawia się w kontekstach politycznych, jednak za każdym razem odnosi się do sytuacji odcięcia od tego, co zewnętrzne, zagrażające i przytłaczające. Teoretycznie emigracja wewnętrzna jest dobrowolną decyzją danej osoby, lecz w rzeczywistości wynika z jej niezgody na rzeczywistość, w której przyszło jej funkcjonować. Pojawia się więc pytanie, czy ta dobrowolność nie została jednak wymuszona poczuciem bezsilności? Czy nie jest rodzajem biernego oporu?

Izolacja od tego, co trudne – chroni czy jednak krzywdzi?

Emigracja wewnętrzna najczęściej związana jest z izolacją informacyjno-emocjonalną w stosunku do świata zewnętrznego, czyli nieoglądaniem, niesłuchaniem i nieczytaniem serwisów informacyjnych dotyczących sytuacji polityczno-gospodarczo-klimatycznej kraju, a czasem także reszty świata, nieporuszaniem tematów, które znajdują się na liście wątków zagrażających. Czasem jest to wręcz tworzenie alternatywnej rzeczywistości, w której problemy świata zewnętrznego nie istnieją i zastępowane są wyobrażeniami na temat świata ideal­nego. 

Mechanizm obronny, jakim jest emigracja wewnętrzna, wydaje się bardzo intuicyjny, wręcz pierwotny. Przecież poetycka „walka z wiatrakami” jest bezużyteczną stratą energii, którą lepiej spożytkować na zadbanie o własne szczęście i spokój. 

Gdyby emigracja wewnętrzna oznaczała jednocześnie rzeczywistą podróż w głąb własnego ja, która pomaga lepiej poznać i zrozumieć siebie, swoje potrzeby i wartości; gdyby była czasem zatrzymania, posłuchania swojego ciała, myśli i emocji, czasem na budowanie silniejszych relacji ze sobą, z bliskimi, z otoczeniem; gdyby była czasem rozwoju, a nie ucieczką – wtedy prawdopodobnie byłaby także szeroko polecanym podejściem terapeutycznym. Niestety, odcięcie od świata zewnętrznego i teoretyczna cisza, którą ma nam to zaoferować, bywa tylko koncepcją, kiedy decydując  się na emigrację wewnętrzną pozostaje złość, rozczarowanie, niezgoda, wstyd, przygnębienie, frustracja i wspomniana już wcześniej bezsilność. 

Nadal więc energię zużywamy na wewnętrzne analizy, czarne scenariusze, rozmyślania czy krytykę… Nawet jeśli osoba wybrała opcję tworzenia sobie alternatywnego, wyobrażonego świata, to gdy ta wizualizacja nie ma na celu wzmocnienia wewnętrznego, a jest jedynie formą ucieczki, wtedy naturalnie pojawiające się powroty do świata realnego mogą być bardzo bolesne i powodować jeszcze większą dysproporcję między tym co upragnione a tym co rzeczywiste. Okazuje się więc, że długotrwała emigracja wewnętrzna zamiast wspierać, może prowadzić do obniżenia naszego nastroju, depresji, a finalnie nawet całkowitej alienacji…

Przyjrzyjmy się sytuacji 

Jeden z moich klientów, nazwijmy go Krzysztof, nim zdecydował się poszukać pomocy, żył w bańce emigracji wewnętrznej już od dłuższego czasu. Początkowo jego największe frustracje i niezgodę budziły wydarzenia i informacje dotyczące sytuacji w kraju. Ponieważ były sprzeczne z jego systemem wartości, wewnętrznie buntował się przeciwko nim, jednocześnie czując bezsilność… Przez wiele kolejnych miesięcy, niemal dzień w dzień, powtarzał żonie, że wyjazd z kraju to jedyne sensowne rozwiązanie. Jednak podjęcie ostatecznej decyzji dotyczącej wyjazdu było dla nich obojga zbyt trudne, gdyż wiązało się z ogromną ilością zmian i budowania wielu elementów życia na nowo. Krzysztof budził się więc każdego dnia w tej samej rzeczywistości, która w jego odbiorze poznawczo-emocjonalnym była z dnia na dzień coraz gorsza i trudniejsza do zniesienia. Postanowił więc odciąć się od wszelkich informacji dotyczących sytuacji w kraju. W krótkim czasie okazało się, że takie odcięcie wymaga unikania programów informacyjnych w telewizji czy artykułów o tematyce polityczno-gospodarczej w prasie i w internecie. Wydarzeniami z kraju żyli bowiem także jego przyjaciele i rodzina. Jedynym sposobem niedoprowadzania do konfrontacji z tym, co dla niego trudne, okazało się także unikanie kontaktu z tymi wszystkimi osobami. Niewidzialna bańka wokół Krzysztofa powoli stawała się coraz ciaśniejsza. Jego żona nie miała już ochoty słuchać o wyjeździe z kraju i coraz częściej obwiniała go o brak kontaktu z bliskimi im ludźmi. Krzysztof czuł się samotny i niezrozumiany przez nikogo. Wkrótce w jego bańce pozostał już tylko on sam… On sam i jego myśli… Gdy trafił do mnie, był już właściwie odcięty także od siebie samego. Ogrom myśli i analiz powodował u niego mnóstwo napięć w ciele i przywoływał wiele trudnych emocji. By chronić siebie, Krzysztof powoli zaczął się odcinać od wszelkich sygnałów z ciała i od emocji, które odczuwał. Zaczął się wewnętrznie zamrażać… Gdy spytałam go o to, co jest dla niego najtrudniejsze w tej sytuacji, powiedział: „Brak sensu życia i to, że już nawet nie pamiętam, jak to jest czuć się szczęśliwym…”.

POLECAMY

Gdy okno tolerancji okazuje się zbyt wąskie w stosunku do tego, czego doświadczamy 

Koncepcją, którą również warto uwzględnić w kontekście optymalnej dla nas ilości bodźców, jest okno tolerancji. Każdy z nas ma określoną jego własną szerokość. Wyznacza ono doświadczany przez nas zakres intensywności emocjonalnej, w którym czujemy się bezpiecznie i jesteśmy w stanie funkcjonować optymalnie. Szerokość tego okna wynika z naszych doświadczeń, dbałości o siebie i umiejętności radzenia sobie z trudnościami – zarówno sytuacyjnymi, jak i emocjonalnymi. Gdy wychodzimy poza nasze okno tolerancji, wpadamy w stan hiper- lub hipoaktywacji. 

Stan hiperaktywacji wiąże się ze wzrostem aktywności współczulnego układu nerwowego i objawia się bardzo intensywnym odczuwaniem wszelkich emocji. Mogą nas one wręcz zalewać, prowadząc do ataków paniki lub agresji w stosunku do siebie i innych osób. To sposób, w jaki nasz organizm próbuje sobie poradzić z nadmiarem napięcia i wyrzucić część emocji na zewnątrz. 

Stan hipoaktywacji to z kolei zwiększona aktywność przywspółczulnego układu nerwowego oraz unikanie doświadczeń i emocji. Będąc w tym stanie, korzystamy z wykształconych przez nasz organizm mechanizmów obronnych odcinających nas od tego, co bolesne. Krótkoterminowo ta strategia pomaga nam przetrwać nawet traumatyczne doświadczenia, jednak utrzymująca się reakcja unikowa powoduje odcięcie także od tego, co ważne i wspierające, jak na przykład własne ciało i sygnały, które nam ono wysyła, emocje, które informują nas o naszych potrzebach i wartościach, czy myśli, które dla osoby w stanie hipoaktywacji mogą stać się wręcz elementem zagrażającym. Wyjście z obszaru okna tolerancji wiąże się więc każdorazowo z poczuciem zagrożenia i ogromnym dyskomfortem emocjonalnym…

Jako ludzie wykształciliśmy wiele strategii radzenia sobie z okresami przytłoczenia i nadmiaru informacyjno-emocjonalnego. Często przynoszą one efekty szybko, co daje nam krótkotrwałą ulgę. Okazuje się jednak, że nie są to wspierające sposoby na życie. Zarówno impulsywne wyładowywanie stresu, jak i długotrwała izolacja emocjonalna niewiele mają wspólnego z optymalnym sposobem funkcjonowania czy z odnajdywaniem szczęścia. Wręcz przeciwnie. Wielu moich klientów, których spotykam w gabinecie czy na sali warsztatowej, przez tego typu działania zagubiło sens życia i zapomniało, jak to jest być blisko siebie, tworzyć wartościowe relacje i doceniać świat, który ich otacza.

Adaptacyjne sposoby radzenia sobie z przestymulowaniem

Dobra wiadomość jest taka, że wśród możliwych strategii działania mamy też takie, które rzeczywiście nas wspierają i jednocześnie działają długoterminowo. Prowadzone na całym świecie badania neurologiczne wykazują, że najskuteczniejszym sposobem zmiany tego, jak się czujemy, jest rozwijanie świadomości naszego wewnętrznego doświadczenia. W tego typu strategii najbardziej wspierająca jest praktyka uważności, jeszcze skuteczniejsza, gdy wzbogacimy ją elementami współczucia. 

Dlaczego akurat uważność, która oznacza otwartą i nieoceniającą obserwację tego, co wydarza się w nas i wokół nas, jest tak skutecznym podejściem? Kiedy spojrzymy na nasze mechanizmy obronne, które uaktywniają się w sytuacji nadmiaru bodźców, dostrzeżemy wspólny mianownik, którym jest obawa przed tym, że tych bodźców jest za dużo lub są zbyt przytłaczające, że nie damy sobie rady, że utoniemy w ilości docierających do nas wiadomości, własnych myśli i emocji. Te obawy to przecież także konstrukty mentalne, czyli – krótko mówiąc – myśli i historie, które tworzymy w głowie na temat tego, co się wydarzyło, co dzieje się aktualnie lub ma się zdarzyć w przyszłości. Często nasze pomysły, interpretacje i analizy są bardziej przerażające niż sama rzeczywistość. By radzić sobie w takich sytuacjach, powinniśmy nauczyć się uważnie zatrzymywać – świadomie i życzliwie w stosunku do siebie – oraz obserwować nasze realne doświadczenia bez tzw. nakładki obejmującej intelektualną interpretację. Wtedy znacznie łatwiej będzie nam poradzić sobie z rzeczywistym doświadczeniem...

Przyjrzyjmy się sytuacji 

Moja klientka Dominika trafiła do mnie na trening uważności pełna entuzjazmu, zapału i wielu oczekiwań w stosunku do siebie i efektów wdrażanej praktyki. Szybko okazało się, że momenty zatrzymania i wsłuchania się w siebie są dla niej trudniejsze niż sądziła. Nie mogła znaleźć odpowiedniej pozycji do ćwiczeń i ciało wciąż dawało jej znać o dyskomforcie związanym z siedzeniem w bezruchu. Gdy tylko milkła, jej głowa zaczynała niekończący się monolog, tóry powodował u niej irytację i poczucie winy, że nie potrafi się wyciszyć. Im bardziej chciała się pozbyć trudnych emocji, które do niej wtedy przychodziły, tym silniej je odczuwała… Była o krok od rezygnacji z dalszej praktyki uważności, gdyż doszła do wniosku, że się do tego nie nadaje. Tymczasem te wszystkie elementy, które zaistniały u Dominiki, są naturalnym elementem zatrzymania i wsłuchania się w siebie. Gdy przestajemy działać, tworzyć wokół siebie dotychczasowy hałas i zamieszanie, a zaczynamy naprawdę słuchać, to wyłapujemy znacznie więcej niż na co dzień. Te wszystkie myśli, emocje, sygnały z ciała potrzebują być przez nas zauważone, przyjęte, wysłuchane. Dopiero wtedy możemy ruszyć dalej, przyjmując z życzliwością to, kim naprawdę jesteśmy i czego doświadczamy. Całe szczęście Dominika dała sobie szansę i nie tylko dokończyła swój ośmiotygodniowy trening uważności, ale nadal praktykuje uważność regularnie, choć od czasu kursu minęło już prawie pięć lat. O efektach czasem do mnie pisze, podkreślając, że jest spokojniejsza niż kiedyś, lepiej śpi, pogłębiły się jej relacje z mężem i dziećmi, a także z samą sobą, inaczej niż lata temu układa też swoje życiowe priorytety i, tak po prostu, jest szczęśliwsza. Teraz to trochę brzmi jak magia, lecz jest zwyczajnie rezultatem szczerego, uważnego i życzliwego kontaktu ze sobą, a także z ludźmi i tym wszystkim, co nas otacza.

Naturalna dla istot żyjących jest próba obrony przed tym, co krzywdzi i co przytłacza. Warto pamiętać, że choć automatyczne reakcje naszego ciała i umysłu mają za zadanie nas chronić, to tylko nasze świadome działania i wybory, zgodne z naszymi wartościami, są w stanie nas wewnętrznie odżywić, rozwinąć i pomóc w budowaniu życia, które daje nam sens i przynosi szczęście. Trudne doświadczenia są częścią naszej ziemskiej wędrówki i często nie mamy na nie wpływu – mamy natomiast wpływ na własne reakcje, decyzje i na to, jak zatroszczymy się o siebie, gdy pojawią się one w naszym życiu.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI