Do zakochania jeden krok...

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Psychologowie porównują stan zakochania do szaleństwa. Podkreślają czasową utratę zdolności racjonalnego myślenia czy zaburzenia reakcji fizjologicznych. Jak to jest z tym zakochaniem? Czy lepiej zakochiwać się nagle, spontanicznie, czy powoli i zaczynać przyjaźnią?

Zakochanie i miłość są tematami dość często podejmowanymi w literaturze i sztuce. Od pewnego czasu obserwuje się też coraz większe zainteresowanie tym obszarem przez przedstawicieli nauk społecznych i biologicznych. Przyglądamy się tym stanom z perspektywy psychologicznej, socjologicznej, neurochemicznej czy antropologicznej. I choć powstaje wiele teorii czy koncepcji wyjaśniających zachodzące procesy i mechanizmy, to jednak w życiu codziennym przeżycia związane z doświadczaniem tych uczuć niosą za sobą wiele radosnych i też trudnych przeżyć.

POLECAMY

Jak przeżywamy zakochanie?

Stan zakochania charakteryzuje się różnorodnością odczuć i wrażeń. Cały czas myślimy o obiekcie naszych uczuć, zastanawiamy się, co robi, czy myśli o nas. Tworzymy wspólne plany, wyobrażamy sobie przyszłość. Trudno się nam skoncentrować na innych obszarach życia, tak jakby nasze funkcjonowanie zawęziło się do przestrzeni związanej tylko z tą osobą. Ukochana osoba towarzyszy nam przez cały dzień (w naszej głowie) i również w nocy (w snach). Zakochanie doświadczamy także na poziomie fizjologii. Odczuwamy „motyle w brzuchu”, „ścisk w gardle”, „stąpamy nad ziemią” czy też „patrzymy na świat przez różowe okulary”. Zapominamy czasem o naszych podstawowych potrzebach: nie możemy jeść, pić ani spać z miłości. Gdy uczucia są odwzajemnione, doznajemy poczucia mocy, siły, wszystko wydaje się być w zasięgu. Wypełnia nas błogostan i euforia. 
Przeżywając duchowe i/lub fizyczne uniesienia, uruchamiany lawinę reakcji fizjologicznych: wydzielanie C8-H11-N, czyli fenyloetyloaminy (w skrócie PEA), noradrenaliny, dopaminy czy też oksytocyny i wazopresyny – łączone z przeżywaniem bliskości, przywiązania. Wielu badaczy, m.in. Helen Fisher, antropolożka zajmująca się miłością i związkami, przyrównuje ten stan do uzależnienia. Autorzy artykułu „Intense, Passionate, Romantic Love: A Natural Addiction? How the Fields That Investigate Romance and Substance Abuse Can Inform Each Other” przywołują wyniki badań z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego, które potwierdzają ten pogląd. Intensywne uczucia miłości aktywują „układ nagrody” w mózgu (struktury związane z motywacją i kontrolą zachowań), który pobudzany jest również w sytuacji przyjmowania narkotyków. Sugerują, iż uzależnienie, czy to substancjonalne, czy behawioralne, jest szkodliwe dla jednostki i dotyczy tylko pewnej grupy. Stan zakochania mimo podobieństwa reakcji i odczuć (a także pobudzania tych samych struktur w mózgu) jest charakterystyczny dla większości osób, więc nie uznano stanu zakochania za zaburzenie, choć Owidiusz już znacznie wcześniej zauważył, że „być zakochanym, to być szalonym przy zdrowych zmysłach”. W swoim wystąpieniu na ted.com Helen Fisher wysnuwa tezę, że stan zakochania (romantycznej miłości) jest większą siłą napędową niż popęd seksualny. Jeśli po zaproponowaniu komuś „pójścia do łóżka” usłyszysz – „nie”, jak mówi Fisher, nie zabijesz się ani nie popadniesz w depresję, natomiast „ludzie żyją dla miłości, zabijają dla miłości, umierają w imię miłości”. 
Zakochanie i miłość wyewoluowały, zdaniem autorów wspomnianego wyżej artykułu, jako mechanizm przetrwania, który zachęca do łączenia się w pary. 

Początki

Nie ma jednego scenariusza zakochania. Każdy z nas jest inny, ma inny temperament, doświadczenia, historię życia. Nie ma też w związku z tym jednej recepty, której zastosowanie sprawi, że będziemy żyć razem długo i szczęśliwie. Dobrze jest pamiętać, że choć „zakochanie jest nadzieją na to, że można być blisko bez wysiłku”, jak pisze Krystyna Mierzejewska-Orzechowska, to dopiero początek wspólnej historii. Jak zaczyna się ten stan?
Zakochanie może pojawić się nagle, trafić „jak grom z jasnego nieba”, ale też rozwijać się powoli. Początkiem zakochania może być również przyjaźń. W takiej sytuacji znana nam osoba zaczyna z czasem jawić się nieco inaczej, wywoływać w nas inne niż dotychczas odczucia, emocje. Pojawiają się także odmienne niż dotychczas potrzeby w relacji. Taki początek związku budzi więcej wątpliwości i dlatego nierzadko w gabinecie słyszę pytania, czy to na pewno dobrze, że „wspólna historia” nie zaczęła się spektakularnie, czy to nie wróży, „że nie wyjdzie…?”. Przecież w filmach czy książkach większość romansów zaczyna się burzliwie, szybko albo przynajmniej...

Ten artykuł jest dostępny tylko dla zarejestrowanych użytkowników.

Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się.

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI