Paulina Chołda: Zastaję Księdza Profesora w niewielkim pokoju. To sytuacja, w której znalazło się teraz wielu z nas: pracujemy i żyjemy „zamknięci” w przestrzeni naszych domów. Oglądamy się wzajemnie przez monitory…
POLECAMY
Ks. prof. Andrzej Szostek: Doceńmy dobre tego strony. Dla mnie jedną z atrakcji tej skądinąd uciążliwej sytuacji jest to, że oglądamy wzajemnie swoje mieszkania. Bardzo to lubię. Jesteśmy jakby bardziej u siebie nawzajem…
Możemy też lepiej przyjrzeć się miejscu, w którym sami jesteśmy, zobaczyć je na nowo. Co wynika z tego, że widzimy się nawzajem w okolicznościach bardziej intymnych niż sala wykładowa czy biuro?
Choć spotkania nadal mają charakter publiczny lub urzędowy, to jednak silniej obecny jest w nich element osobisty, nieco prywatny. Ciekawe, że często rezygnujemy z oficjalnego stroju, ubieramy się „po domowemu”. To jeszcze bardziej wzmacnia poczucie bliskości podczas debat lub obrad, które mimo tego nie tracą merytorycznego charakteru. Sądzę zresztą, że niektóre z tych praktyk online pozostaną, gdy pandemia już minie. Do ewidentnych plusów należy zmniejszenie kosztów – czasowych i finansowych – wyjazdów, noclegów oraz większa frekwencja podczas takich spotkań.
A jednak w ostatniej encyklice Fratelli tutti papież Franciszek mówi: „Potrzeba gestów fizycznych, mimiki, milczenia, mowy ciała, a nawet zapachu, drżenia rąk, rumieńca, potu, ponieważ to wszystko mówi i należy do komunikacji”.
Tak, one są potrzebne i nie da się ich zastąpić zdalnie. Nie chodzi przecież o rezygnację ze spotkań na żywo. Papież słusznie zwraca uwagę, ile tracimy przez ich ograniczenie. Znajoma siostra zakonna pracująca w Finlandii opowiadała mi kiedyś o pewnych rekolekcjach dla młodzieży. Rekolekcjonista poprosił uczestników, by na czas spotkania oddali mu telefony komórkowe. Młodzi wpadli w rozpacz, przybiegali do siostry z prośbą o wstawiennictwo, płacząc, że nie wytrzymają, że nie potrafią żyć bez komórek. Na końcu rekolekcji ksiądz zrobił ankietę i okazało się, że około 70% młodych ludzi było mu wdzięcznych. Mogli dojrzeć swoje twarze, usłyszeli swój głos, więcej przebywali ze sobą nawzajem, lepiej się poznali.
Koronawirus zmusił nas jednak do korzystania z technicznych osiągnięć, które wiele spraw ułatwiły. Ten proces sięgania po nowinki techniczne we wzajemnych kontaktach nie zaczął się w okresie pandemii, ale ona go znacznie przyspieszyła. Może rygory obowiązujące w czasie jej trwania pomogą nam wyzwolić się z psychozy tłumu, uczynić nasze wzajemne relacje bardziej zindywidualizowanymi, osobistymi.
Obawiamy się takich spotkań i chowamy w zbiorowisku ludzi. Dlaczego?
To pytanie raczej do psychologów, to oni próbują zrozumieć motywy i drogi ucie...