Bierni świadkowie czyli dlaczego patrzę, jak cię zabijają i nic nie robię

Ja i mój rozwój Laboratorium

Młoda kobieta zostaje zabita na oczach blisko 40 osób. Patrzą jak zahipnotyzowane.Nikt nawet nie sięga po telefon, by zadzwonić na policję. Gdyby ktoś z nich to zrobił, kobieta prawdopodobnie przeżyłaby. Stoją i patrzą jak w transie.

O godzinie trzeciej nad ranem 13 marca 1964 roku dwudziestokilkuletnia Kitty Genovese zamknęła prowadzony przez siebie bar na Manhattanie i wracała do mieszkania w spokojnej dzielnicy Queens. Kiedy wysiadła z samochodu i szła w kierunku domu, została zaatakowana przez maniaka z nożem. Kitty krzyknęła. Usłyszał to sąsiad i z balkonu zawołał do mężczyzny, by dał jej spokój. Ten zaczął się oddalać, jednak po chwili zawrócił. Przez 35 minut zabójca gonił ofiarę, zadając jej ciosy nożem. Kobieta rozpaczliwie wzywała pomocy. W tym czasie jej sąsiedzi z okien obserwowali całe zdarzenie. Jedna z par przysunęła sobie krzesła bliżej okna, aby lepiej wszystko widzieć. Jak napisał „New York Times”: „przez ponad pół godziny 38 szanowanych i respektujących prawo obywateli Queens przyglądało się, jak zabójca trzykrotnie atakuje i w końcu zabija samotną kobietę na Kew Gardners. (...) »przyzwoici« ludzie nie byli w stanie zrobić nawet tyle, by zadzwonić po policję”. Policja została zawiadomiona dopiero wtedy, gdy kobieta nie żyła. Zabójca zdążył zbiec i nigdy go nie znaleziono.
Dlaczego mimowolni świadkowie morderstwa nie reagowali? Jak to możliwe, że nikt z nich nawet nie sięgnął po telefon – a wszyscy mieli taką możliwość – by wezwać pomoc? Gdyby ktoś to zrobił, kobieta prawdopodobnie przeżyłaby! Czy byli nieczuli, niewrażliwi? A może strach ich sparaliżował?

Takie pytania zadawali sobie policjanci, dziennikarze, mieszkańcy Nowego Jorku. Sami świadkowie, wypytywani później, mówili: „Nie mam pojęcia, jak do tego mogło dojść”. Niektórzy tłumaczyli, że się bali. Ale trudno uwierzyć, że bali się zadzwonić. Padały słowa: znieczulica, obojętność, egoizm, apatia. Pewien psychoanalityk przypisał to wpływowi metropolii, która utrudnia bliskość i prowadzi do alienacji. Socjolog wspomniał o wycofaniu się w obliczu katastrofy. Ale przecież ci, którzy patrzyli na morderstwo Genovese, nie byli apatyczni ani wycofani. Jak przykuci tkwili w oknach, z zapartym tchem obserwując, co się dzieje.

Im więcej, tym gorzej
Dopiero dwóch psychologów, Bibb Latané z Columbia University i John Darley z New York University, wyszło poza te, nasuwające się, stereotypowe interpretacje. I poza tzw. zdrowy rozsądek, który mówi, że im więcej osób jest obecnych na miejscu zdarzenia, tym większa szansa, że ktoś nam pomoże. Przeanalizowali reakcje świadków i zaproponowali wyjaśnienie na pozór paradoksalne: blisko 40 świadków zabójstwa nie reagowało właśnie dlatego, że było ich tak wielu! Dlaczego tak się dzieje? W obecności innych świadków zmniejsza się nasza gotowość do pomocy, ponieważ spada poczucie osobistej odpowiedzialności za jej udzielenie. Bezwiednie zakładamy, że zapewne ktoś już coś zrobił, zadzwonił po pomoc, pobiegł po lekarza, wezwał policję itp.

Darley i Latané postanowili odtworzyć taki nagły i wymagający interwencji wypadek w laboratorium, gdzie możliwa jest kontrola innych zmiennych. Do badań zaprosili studentów kursu wprowadzającego do psychologii na New York University. Mieli oni omówić z innymi studentami swoje rzekome problemy związane z życiem studenckim. Aby zapewnić warunki sprzyjające szczerym wypowiedziom, studentów umieszczono w osobnych pokojach. Mogli się ze sobą porozumiewać przez interkom. W danym momencie mogła mówić tylko jedna osoba. Każdy z uczestników miał dwie minuty na wypowiedź. W ten sposób zamaskowano prawdziwy cel eksperymentu. W rzeczywistości chodziło o to, by sprawdzić, jak liczba świadków wpłyn...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI