Tony papieru i miliony komputerowych stron zajmują zapiski na temat ludzkich emocji, trosk, uciech, lęków, zawiści, wzruszeń, tkliwości, niepewności czy zarozumialstwa. Co ciekawe, stopień wtajemniczenia w różnorodność i następstwa ludzkich emocji jest nieporównanie większy wśród laików czy humanistów niż wśród wykształconych psychologów. W literaturze akademickiej liczba doniesień z badań nad emocjami bije wszelkie rekordy. Ale trudno się doszukać raportów z solidnych badań na temat przesłanek szczęścia, pokory, przebaczenia czy ufności.
Bogactwo uczuć
Ile emocji rozróżniają specjaliści w swych badaniach? Najczęściej sześć: strach, wstręt, złość, radość, smutek, zaskoczenie. Doprawdy niewiele! Skąd ten redukcjonizm ze strony badaczy? Czego szukają? Dlaczego skupiają uwagę na niektórych tylko emocjach?
Listy emocji powstały w związku z poszukiwaniami reakcji uniwersalnych. To specyficzny rodzaj badań. Wykryto kilka typów emocjonalnego reagowania wspólnych dla wszystkich ludzi, niezależnie od kultury, w jakiej żyją. Na czym oparte było to odkrycie? Głównie na wspólnocie ekspresji mimicznej, rozpoznawalnej bez względu na szerokość geograficzną. Fakt, że można nieomylnie odczytać w różnych ludzkich twarzach przerażenie, rozbawienie czy obrzydzenie, uznano za wspólnotę gatunkową i podstawę taksonomii emocji. Ale trzeba dodać: emocji podstawowych, uniwersalnych, wrodzonych, pojawiających się już w pierwszej fazie życia, wyznaczających dalsze sposoby przeżywania świata. Takich emocji jest niewiele i wymagają one specjalnej uwagi. Ale nie wyczerpują całej gamy emocji.
Repertuar podstawowych emocji jest wąski w porównaniu z całym bogactwem uczuć, jakie mogą pojawić się w naszym doświadczeniu. Możemy przeżywać zawiść, podziw czy wzruszyć się czyjąś delikatnością. Ale nie wszyscy je odczuwają. Bo zdolność do zróżnicowanych uczuć wymaga rozwoju osobowości i coraz to nowych predyspozycji. Smutek po stracie kogoś bliskiego może być udziałem każdego. A do radości z czyjegoś sukcesu można nie być zdolnym. Kochać „swoich” to powszechne, ale żywić pozytywne uczucia do obcych i „być prezydentem wszystkich Polaków” potrafią tylko niektórzy. To uczucia spoza repertuaru emocji podstawowych, nie mówiąc już o przebaczeniu komuś, kto wyrządził nam straszną krzywdę (na przykład pozbawił życia bliską nam osobę). Znacząca część takich reakcji emocjonalnych możliwa jest dzięki społecznemu uczeniu się i własnym refleksjom na temat sensu świata. I różni się zasadniczo od emocji pierwotnych, podstawowych!
Część emocji powstaje jako automatyczne, odruchowe następstwo tego, z czym się stykamy. Odruchowo możemy zareagować strachem na widok paszczy lwa, wstrętem na odór padliny, poczuciem, że ktoś o określonej posturze to typ „spod ciemnej gwiazdy” czy rozbawieniem na wspomnienie twarzy inżyniera Mamonia (pod warunkiem, że rozbawił nas kiedyś Rejs Marka Piwowskiego). Część emocji powstaje z opóźnieniem, po namyśle nad tym, z czym mamy do czynienia: dopiero wtedy, gdy rozpoznamy sytuację i ucieszymy się lub zmartwimy jej oceną. Słowem, emocje można podzielić na te sterowane odruchami i te wynikające z wyartykułowanych ocen tego, co się dzieje – a to rozróżnienie pokrywa się ze znaną odwiecznie opozycją serce a rozum.
Intelekt w służbie emocji
Oczywiście trzeba pamiętać, że reakcje odruchowe są szybkie i wyprzedzają „racje rozumu”. Często więc sądy rozumowe są zdominowane przez „racje serca” i irracjonalne. Intelekt nie przestaje nam służyć, ale pozostaje w służbie emocji. Logicznie uzasadniamy swoje racje, zupełnie nie dostrzegając, że przyjmujemy do wiadomości tylko te informacje, które są spójne ze wzbudzonymi wcześniej emocjami. Obserwator dziwi się (bo u siebie podobnych procesów nie jest w stanie dostrzec!), jak można tak wykrzywić obraz rzeczywistości – na przykład „broniąc krzyża” z nienawiścią w sercu (nie dostrzegając sprzeczności swego stanu z kluczowymi ideałami chrześcijańskiej miłości).
POLECAMY
Co więcej, emocje powstające automatycznie to rodzaj niekontrolowanych reakcji alarmowych, które „rozlewają się” (jak nastrój) na ocenę wszystkiego, co się w tym czasie dzieje. Można się zezłościć z powodu zagubienia dokumentu, a pod wpływem tej irytacji wyrzucić interesanta za drzwi. Można na widok wroga zareagować nienawiścią i mieć szyderczy stosunek do wszystkiego, co z nim związane – nawet odczuwać wyraźną niechęć do jego dziecka. Dominacja serca nad rozumem tyczy często uczuć tak ważnych, jak miłość partnerska czy miłość do ojczyzny. Uczucia mogą się pojawiać „znikąd” (działa „chemia” w kontakcie z partnerem albo syntoniczne wzorce patriotyzmu wyniesione z dzieciństwa). W efekcie pierwotne uczucia mogą mieć postać „ślepej” miłości, która prowadzi do tego, że dostrzegamy w jej obiekcie same pozytywy – notabene nie troszcząc się wcale o pogłębienie wiedzy o nim. Żarliwemu patriocie może zupełnie nie przeszkadzać brak wiedzy (na przykład o liczbie obywateli własnego kraju, dacie uzyskania niepodległości) czy debaty o tym, co dla przyszłości kraju byłoby lepsze. Emocje „płynące z serca” dają automatycznie silne poczucie pewności własnych racji, co sprawia, że nie widzimy potrzeby zrewidowania własnych przekonań, bo dystans do nich nie jest możliwy. Dlatego w konflikcie pomiędzy racjami serca i rozumu tak często wygrywa serce.
Serce nie sługa
Skąd się biorą różne rodzaje emocji? Co jest źródłem bojaźni czy odwagi, złości czy powściągliwości, dążenia do samooszukiwania bądź autokrytycyzmu, poczucia winy lub zrozumienia własnych przewinień?
Niektóre emocje powstają w nas same – bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie. Na początku (ale i do końca życia) liczne reakcje zadowolenia czy niezadowolenia pojawiają się automatycznie. Nie mamy wpływu na pojawienie się strachu, rozbawienia, wstrętu czy złości. Coś za nas decyduje o tym, czy lubimy szpinak, czy boimy się zbliżyć do jakiejś osoby, pożądamy zbliżenia z inną, chce nam się śmiać czy płakać. Powstaje pytanie: co wyznacza takie reakcje? Pierwotnie o reakcjach decydują czujniki zmysłowe, sygnalizujące to, co dzieje się wewnątrz organizmu i w jego otoczeniu. Decydują dwa zupełnie różne mechanizmy: jeden ukierunkowany na pozbywanie się napięć, drugi na dążenie do przyjemności. Pierwszy – homeostatyczny – związany jest z koniecznością utrzymania wewnętrznej równowagi. Podmiot wprawdzie na początku nic o tej konieczności nie wie, ale powstające automatycznie napięcia wymuszają dążenie do ich redukcji. Pod ich wpływem niemowlę płaczem przywołuje pomoc, ktoś głodny poszukuje pokarmu, a ktoś bardziej dojrzały broni swego terytorium wszelkimi możliwymi sposobami, bo pozbycie się dręczących napięć i zaspokojenie pierwotnych potrzeb jest koniecznością. Drugi mechanizm – hedonistyczny – wiąże się z eksploracją otoczenia i rozsmakowywaniem się w przyjemnych doznaniach.
Słowem, emocje, po pierwsze, są odpowiedzią na utraconą lub przywróconą równowagę wewnętrzną. Co ją wyznacza? Najogólniej ująć to można w terminach koncepcji hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa. W najwcześniejszej fazie rozwoju rodzaj emocji wyznaczony jest przez stopień zaspokojenia bądź niezaspokojenia rzeczywistych potrzeb biologicznych (pokarmowych, komfortu fizycznego, unikania bólu itd.). Sfera potrzeb szybko się jednak rozrasta o nowe potrzeby biologiczne i psychologiczne. Ich niezaspokojenie wyznacza podobne rodzaje napięć, a zaspokojenie – stany ukojenia, uspokojenia lub (krótkotrwałego) zadowolenia. Chodzi już nie tylko o dostarczenie organizmowi niezbędnego pokarmu czy zapewnienie bezpieczeństwa, ale o zaspokojenie wszelkich „zachcianek”: rekreacyjnych, społecznych. W tym ostatnim zakresie człowiek szybko staje się zależny od ciepłych kontaktów z otoczeniem, od przynależności do grupy i społecznej aprobaty. Stopniowo stajemy się wrażliwi na coraz to nowe aspekty tego, co się dzieje w naszym własnym wnętrzu: w organizmie i w umyśle. Jednym z ważnych wyznaczników homeostazy staje się równowaga poznawcza, wyznaczona przez wiedzę o świecie, zdobywaną w toku zaspokajania pierwotnej potrzeby orientacji i klasyfikowania wiadomości na dobre i złe z punktu widzenia własnych potrzeb. Przyswojone informacje stają się ważnym wyznacznikiem reakcji i często zaporą na informacje napływające. Ich zgodność prowadzi do poczucia oczywistości, a niezgodność do negatywnego napięcia: „zamykania uszu” czy poczucia niepewności, wieloznaczności i niepokojącej dziwaczności tego, co odmienne.
Po drugie, źródłem emocji wzbudzanych automatycznie jest zmysłowy kontakt ze światem zewnętrznym. Pierwotnie tylko niektóre bodźce zewnętrzne wywołują reakcje, które można zróżnicować na względnie neutralne, awersyjne bądź hedonistyczne. Wszystkie zmysły mogą być źródłem doznań wstrętu lub rozkoszy. Im więcej kontaktów ze światem, tym większy zakres doświadczeń emocjonalnych. Rozwijają się nowe typy wrażliwości smakowych, węchowych, dotykowych, wzrokowych i słuchowych. Podobnie jak w przypadku potrzeb biologicznych, bardzo szybko dochodzi do powstawania nowych preferencji uciech i pożądań. Gdy bodźce nie prowadzą do odruchowych reakcji, ważnym źródłem reakcji na nie staje się niewerbalny, empatyczny przekaz preferencji przez osoby z otoczenia. Powstają uprzedzenia i uzależnienia o nieświadomej genezie, które mogą tkwić w psychice przez całe życie (bo reakcje warunkowe wymagają wygaszenia lub przeciwwarunkowania, co niełatwe).
Rozum sprzyja wzbogacaniu naszej uczuciowości
Obie sfery automatycznego powstawania emocji – prowadzące do motywacji homeostatycznych bądź hedonistycznych – mogą wypełnić całe nasze życie emocjonalne. Wymuszają realizację potrzeb, wyznaczają tendencję do unikania tego, co nieprzyjemne i przybliżania się do tego, co przyjemne. Odczucia są przesłanką postaw wobec rzeczywistości. Nie musimy głowić się, jakie zająć stanowisko, czym się kierować w swoich opiniach, wyborach, decyzjach i postępowaniu. Bez emocji powstających pod wpływem namysłu można żyć.
Gdy pojawią się jednak wątpliwości, uruchamiają się nowe źródła procesów emocjonalnych. Wiele emocji może powstać pod warunkiem, że zadamy sobie pytania o to, co warto, a czego nie warto, co dobre, a co złe, co lepsze, a co gorsze i dlaczego. Stopniowo pojawia się możliwość odpowiadania na tego rodzaju pytania przez odwołanie się do własnego rozumienia tego, co jest pozytywne, a co negatywne.
Co więcej, gdy to, co wymyślimy sobie, jest sprzeczne z tym, co pierwotnie odczuwamy, w konflikcie racji serca i rozumu może wygrać rozum! Jakim cudem? To jedno z najbardziej frapujących pytań o naturę psychiki.
Co jest źródłem emocji poprzedzonych rozmyślaniami? Warto rozróżnić dwa takie źródła. Pierwsze (potężne) źródło radości i smutków wynika ze zbieżności bądź rozbieżności między Ja-realnym i Ja-idealnym, to jest z konstatacji, czy to, jakim się jest, odbiega od tego, jakim by się chciało być. A idealne wizje siebie zaczynają odgrywać ważną rolę w tym, co staje się ważne i co realnie się z nami dzieje! Drugie źródło nowego rodzaju emocji to zbieżność bądź rozbieżność tego, co się dzieje w świecie z naszymi refleksjami nad światem i wizjami świata pożądanego: smucimy się bądź cieszymy tym, jaki jest świat. A co najważniejsze: część tych radości i smutków nie wynika z tego, czy świat sprzyja zaspokajaniu naszych własnych potrzeb, lecz ze skierowania uwagi na zewnątrz i zainteresowania światem.
Socjalizacja sprawia, że nasza wrażliwość na to, jacy jesteśmy, jest ogromna. Potrzeba samoakceptacji często pociąga za sobą automatycznie samooszukiwanie i „wybielanie siebie”. Ale wypracowanie wyartykułowanej wizji pożądanej wersji własnej osoby służyć może jako układ odniesienia dla refleksji nad sobą, autoanalizy i samokrytycyzmu. Rodzaj emocji, jaki wówczas powstaje, zależy od tego, co doprowadziło do niezadowolenia z siebie. Bo pożądane wizje własnej osoby mogą mieć dwa istotnie różne źródła. Mogą być pochodną kulturowych nakazów i zakazów (Freudowskiego superego) – Tory Higgins nazywa je standardami powinnościowymi. Wyzwalają one motywację do zmieniania samego siebie z obawy przed sankcjami. Mogą jednak mieć także postać Ja-idealnego, o zupełnie innej genezie i skutkach motywacyjnych. Idealne wizje siebie to wizje ulubione, będące źródłem pragnienia i nadziei na doskonałość, a nie strachu przed niewypełnieniem powinności narzuconych przez otoczenie.
Gdy ocena siebie wypada niekorzystnie względem standardów powinnościowych, pojawia się lęk, poczucie winy, wstydu, wyrzuty sumienia, a gdy samoocena wypada korzystnie – poczucie ulgi i dopełnienia powinności. Gdy w grę wchodzą standardy Ja-idealnego, ich niespełnienie powodować może smutek, rozczarowanie sobą, zażenowanie, a ich spełnienie – poczucie radości, dumy, satysfakcji z samego siebie. Są to emocje zupełnie innego rodzaju. Naruszenia powinności nie można sobie darować (bo zależą od zewnętrznych źródeł nakazów), a niemożność zrealizowania własnych ideałów wynika z... ich definicji! Jest więc raczej źródłem pokory niż poczucia niewybaczalnego grzechu.
Źródła wizji lepszego świata
Mamy też niezwykłą zdolność budowania lepszych wizji świata i kierowania się w ocenach tymi nieistniejącymi wersjami rzeczywistości. Część tych wizji powstaje pod wpływem lęku, projekcji obaw („będzie źle!”) czy pragnień wynikających z myślenia życzeniowego („będzie świetnie”), ale część jest wynikiem twórczego generowania pomysłów działania na rzecz przyszłości. Świat także jest oceniany z punktu widzenia standardów powinnościowych albo idealnych: pod wpływem narzuconych dogmatycznych bądź idealnych jego wizji. Oceny negatywne są wówczas kategoryczne bądź nasycone tolerancją, wyrozumiałością czy przebaczeniem. Oceny pozytywne są źródłem poczucia, że „tak powinno być” lub też zachwytu albo podziwu dla wszelkich przybliżeń rzeczywistości do ideałów.
Czym się kierujemy, formułując idealne wizje siebie i świata? Często podpowiadają nam je inni, ale bywa, że obmyślamy je sami. W jaki sposób? I dzięki czemu pozytywnie oceniamy jakąś wersję siebie czy świata? Możemy bazować na przykładach – demokracji amerykańskiej, powściągliwości wegetariańskiej czy celach Fundacji Helsińskiej. Dzięki czemu jednak takie przykłady mogą przekładać się na ulubione wizje samego siebie i porządku świata? Dziać się tak może pod warunkiem rozwinięcia się w naszym umyśle abstrakcyjnych pojęć aksjologicznych – pojęć odnoszących się do nadrzędnych wartości: prawdy, dobra, szlachetności i piękna.
Dlaczego te abstrakcje tak rzadko sterują naszymi zachowaniami? Bo warunkiem wpływu nadrzędnych wartości na zachowanie jest jakieś ich własne zrozumienie i polubienie. To zupełnie inny rodzaj zaangażowania ego niż to związane z zaspokajaniem podstawowych potrzeb. A przecież także ludzkie, choć wymaga spełnienia niełatwych warunków. Trzeba sens tych pojęć dla siebie nazwać, zwerbalizować, uświadomić sobie, a to niekończący się proces. Kto próbuje i potrafi zdefiniować szlachetność czy sprawiedliwość? Z psychologicznego punktu widzenia takie definiowanie to proces poszukiwania desygnatów w realnej rzeczywistości – a zatem proces mogący trwać całe życie. W praktyce potrzebne jest więc powiązanie wrażliwości osobistej ze społeczną. Ta ostatnia powinna przekładać się na kreowanie takiej organizacji rzeczywistości, by osoby niezdolne do reagowania bez nienawiści (czy choćby do kontrolowania własnej irytacji) nie były dopuszczane do roli stróżów porządku, nauczycieli, sędziów czy kapłanów.