We własnych butach

Na temat Ja i mój rozwój

Autentyczność to pokora w uznawaniu różnych tworzących nas aspektów. Nie chodzi o postawę „jakiego mnie Panie Boże stworzyłeś, takiego mnie masz”, ale o gotowość do przyjęcia tej wielowymiarowości istnienia i do ewentualnej pracy nad tym, co przeszkadza, psuje, blokuje nas. Gotowość do rozwijania się - mówi Anna Srebrna.

 

MAGDA BRZEZIŃSKA: – Wykreuj siebie – w internecie jest mnóstwo porad, jak to zrobić. Popularnością cieszą się warsztaty typu „create yourself”. Nawet jedna z polskich uczelni zachęca kandydatów na studia, by „wykreowali siebie na studenta”. Czy stworzenie siebie od nowa jest w ogóle możliwe?

Anna Srebrna: – Zanim odpowiem na to pytanie, chciałabym rozróżnić między kreowaniem siebie w dobrym znaczeniu a takim pułapkowym czy destrukcyjnym kreowaniem siebie. Myślę, że oscylujemy tutaj pomiędzy czymś, co może być bardzo rozwojowe i dobre – pracą nad sobą, samorozwojem, odkrywaniem siebie, poszerzaniem swoich możliwości, inspirowaniem się od innych – a czymś, co może pogłębiać narcyzm,
kreować własne self, pompować coś sztucznego, prowadzić do udawania i tak naprawdę odcinania się od siebie. Ja oczywiście jestem całym sercem za tym, żeby rozwijać i wzmacniać możliwości, jakie daje kreowanie siebie w tym pierwszym znaczeniu. Natomiast dostrzegam też współczesne tendencje, by wspierać, niestety, kreowanie w tym drugim znaczeniu – tworzenia siebie w jakiś sztuczny, nieprawdziwy sposób.

Nieprawdziwy, bo wmawia się nam, że jesteśmy jak ludziki z plasteliny – możemy dowolnie siebie ulepić, w zależności od tego, czego w danym momencie potrzebujemy? Że możemy potraktować kreowanie siebie w czysto utylitarny sposób?
– Żyjemy w dobie korporacji – zmierzających do tego, by ulepić sobie pracowników, którzy będą sprawnymi trybikami w korporacyjnej maszynie. Czasem wchodzimy w to nieświadomie, bo pewne przekazy wsączają się do naszego stylu funkcjonowania w niezauważalny sposób. Zapominamy, że można inaczej, tracimy kontakt z czymś, co kiedyś było dla nas ważne, i odcinamy się od tego.

Co może się kryć za chęcią stworzenia nowego siebie, nowego życia, potrzeb, pasji?
– Za podejściem zakładającym, że nie ma żadnych ograniczeń, że mogę wszystko, jestem jak ten ludzik z plasteliny, może kryć się nieszanowanie i nieakceptowanie siebie takim, jakim się jest. I nie mówię tu o zewnętrznych cechach czy atrybutach, ale o filarze osobowości. W tę pułapkę sztucznego kreowania siebie wpadają osoby, które nie mają uwewnętrznionego poczucia własnej wartości czy szacunku do siebie.

A w tym przyjaznym kreowaniu siebie tak naprawdę bazujemy na tym, kim jesteśmy, szanujemy to, co jest w nas? Louise Mowbray, brytyjska ekspertka od kreowania siebie i swojego wizerunku, której klientami są prezesi wielkich firm i politycy, doradza im, by swoją markę osobistą opierali na czymś, co jest w nich samych wyjątkowe i atrakcyjne dla innych. „Ale musi to być coś autentycznego i wewnętrznie spójnego. Tu nie chodzi o zmianę wizerunku, ale o znalezienie w tobie czegoś, co już jest i wykorzystanie tego w odpowiedni sposób” – mówi. Zatem pierwszym krokiem w tym pozytywnym kreowaniu siebie jest przyjrzenie się sobie, dokonanie swoistego inwentarza?
– Tak, inwentarz, rozpoznanie, co we mnie jest. Im lepiej człowiek zna siebie, im lepszy ma kontakt ze sobą, z im większą uważnością i szacunkiem przygląda się swojemu „ja”, tym większa szansa na to, że swoje życie poprowadzi w takim dobrym, rozwojowym dla niego kierunku. Nawet jeżeli odkrywa w sobie rzeczy, które mu się nie podobają, nie służą mu albo są trudne, to jest szansa, że zajmie się nimi z miłością, a nie zaprzeczy im czy uda, że ich nie ma. Nie będzie ich próbował „przykryć” jakimś nowym, ulepionym „ja”.

A skąd w ogóle pojawia się taka myśl, żeby stać się kimś innym, nowym, zmienić się? Czy „zapalnikiem” takich zmian mogą być tylko jakieś trudne, traumatyczne doświadczenia – rozwód, choroba, śmierć bliskiej osoby, utrata pracy?
– Nie tylko. Zachętą do zmiany może być również spotkanie z osobą, której życie nam się podoba albo w jej sposobie percepcji rzeczywistości czy stylu życia jest coś pociągającego, reprezentuje ona coś ważnego dla nas. Spotkanie, poznanie kogoś takiego może być dla nas inspiracją, bodźcem do zdrowego naśladowania, albo do zatrzymania się i refleksji nad swoim życiem, nad tym, co chcemy w nim zmienić, jakie ono ma być. Ale rzeczywiście często bodźcami są te trudne doświadczenia – rozwód, śmierć bliskich, choroba, utrata pracy. To takie stop-klatki w naszym życiu, kiedy dokonujemy swoistej rewizji czy remanentu, kiedy dochodzą do głosu jakieś od dawna zagłuszane potrzeby. To może nas prowadzić w stronę konstruktywnej zmiany siebie, kreowania siebie, ale też często niestety staje się pułapką, gdy zatrzymujemy się w chęci totalnego zaprzeczenia życia, jakie wiedliśmy do tej pory.

Kobieta po rozwodzie mówi: teraz będę kimś zupełnie innym. Będę robić to, czego nie robiłam, gdy byłam mężatką, i przestanę robić to, co robiłam do tej pory. Przewrót kopernikański w moim życiu, teraz wszystko będzie inaczej!
– Czasem to przypomina próbę zaprzeczenia przeszłości, wyparcia poprzedniego życia. Tak, jakby go w ogóle nie było – w przypadkach szczególnie trudnych doświadczeń. Znamy relacje rodzin osób z traumą wojenną, traumą Holocaustu, które zmieniały imiona, nazwiska, odcinały się od wspomnień, od swoich korzeni. Jakby tworzyły siebie na nowo. Niektórym się udało, ale w wielu przypadkach tę próbę tworzenia nowego siebie odpokutowali potomkowie w drugim, trzecim pokoleniu, bo przecież nie da się zerwać z więziami, korzeniami, historią, tożsamością w tak inwazyjny, siłowy sposób. To oczywiście ekstremalny przykład. A my nie rozmawiamy o aż tak dramatycznych momentach granicznych, lecz o takich chwilach, kiedy dokonujemy remanentu swojego życia, przeglądu, co chcemy tak naprawdę robić, co jest dla nas ważne. Zastanawiamy się, czy to, co do tej pory robiliśmy, to najlepszy wybór.

À propos wyboru... Słowo...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI