To, co czujesz. O emocjach prostych i złożonych

Materiały PR

Miłość uderza jak grom z jasnego nieba. Rozpala. Oślepia. Zazdrość potrafi dotkliwie pokąsać. Wstręt odrzuca. Strach paraliżuje. Radość i zachwyt unoszą. Smutek przygniata i jest ciemny. Wstyd się czerwieni i spuszcza oczy. Zaufanie uspokaja i koi. Wdzięczność otwiera.

Książka dostępna jest z częścią nakładu wrześniowych "Charakterów" w dobrych punktach sprzedaży, jak i w naszym e-sklepie - złóż zamówienie. Można ją także nabyć samodzielnie (wyłącznie) w naszym e-sklepie - złóż zamówienie.

POLECAMY

Dowody wdzięczności bez powodu
DOROTA KRZEMIONKA, MAGDA BRZEZIŃSKA

To ona jest miarą naszego człowieczeństwa. Jest cnotą i łaską, odblaskiem naszej szlachetności, najpiękniejszym darem serca. Niewiele trzeba, by ją poczuć. A jednak tak wielu nie potrafi jej w sobie odnaleźć. Wdzięczność. Taka, której żaden dowód niepotrzebny. Taka, co powraca, choć dana była bez adresu zwrotnego. Taka, która szczęście daje i tym, którzy ją czują, i tym, którym jest okazywana.

Tego jeszcze nie było! Jack Sparrow wyciąga z kłopotów Bena Sandersona! Szalony karaibski pirat spłaca dług wdzięczności alkoholikowi z kultowego „Leaving Las Vegas”! – ta wiadomość kilka tygodni temu obiegła tabloidy na świecie. Johnny Depp oferuje innej sławie Hollywoodu – Nicolasowi Cage’owi – pomoc w spłacie zaległego podatku, bagatela – 6 milionów dolarów. Dla Deppa, jak pisze „Daily Express”, jest to okazja do okazania wdzięczności za gest kolegi sprzed 25 lat. Wtedy to Cage skontaktował go ze swoim agentem, co zaowocowało rolą w „Koszmarze z ulicy Wiązów”, dzięki której Depp został zauważony przez producentów i reżyserów.

W tym samym mniej więcej czasie, gdy wschodziła gwiazda Deppa, media trąbiły o innym zadziwiającym dowodzie wdzięczności. Oto biedna, zniszczona klęskami głodu i umęczona wojnami domowymi Etiopia wysłała 5 tysięcy dolarów Meksykowi, który nawiedziło potężne trzęsienie ziemi. A przecież to raczej Etiopii należałaby się pomoc. Na pytania dziennikarzy o powody tej niezrozumiałej decyzji, przedstawiciele Etiopskiego Czerwonego Krzyża odpowiadali: to oczywiste, przed 50 laty to Meksyk pomógł nam, gdy napadli na nas włoscy faszyści...

Wdzięczność, jej przejawy – poruszają, zadziwiają, intrygują. Skąd się jednak wdzięczność bierze? Ile trzeba dostać, by ją poczuć? Dlaczego, choć tak często obdarowywani, tak mało jej odczuwamy, a jeszcze mniej wyrażamy...? I czy można ją sprowadzić tylko do spłacania długów? Ile z niej zostaje, gdy zamkniemy ją w antycznej regule do ut des – daję, abyś i ty dał?

Licz błogosławieństwa
Wdzięczność traktujemy często jedynie jako zaległy podatek od otrzymanego dobra. Niesłusznie. Wdzięczność jest czymś znacznie ważniejszym. W łacinie słowo gratia, które odnosi się do wdzięczności, oznacza również „wdzięk” i „łaskę”. Tak ujmowana wdzięczność nie każdemu jest dana. Nie każdy może ją mieć.

Wdzięczność, jak uważają Michael McCullough z University of Miami i C.R. Snyder z University of Kansas, jest cnotą – szczególną właściwością, od której zależy, czy nasze życie będzie dobre. Profesor Ewa Trzebińska ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej uściśla: cnota to złożone nastawienie psychiczne, na które składają się powiązane ze sobą uczucia, doznania i pragnienia. To nastawienie ma ogromne znaczenie, bo jak podkreślają McCullough i Snyder „trwale umożliwia osobie myślenie i zachowywanie się tak, że przynosi to korzyści jej samej i społeczeństwu”. Posiadanie cnót przyczynia się do dobrostanu, tak naszego, jak i innych osób. Wśród różnych cnót, obok mądrości, nadziei, miłości i duchowości, poczesne miejsce zajmuje wdzięczność.

Zdaniem Michaela McCullougha i Giacomo Bono, psychologów z University of Miami, wdzięczność odczuwamy, gdy w zdarzeniu, które oceniamy jako osobiście dla nas korzystne, dostrzegamy, że udział miał ktoś jeszcze, inna osoba, Bóg, los. W odpowiedzi pojawia się ciepłe uznanie wobec dobroczyńcy, docenienie go i tego, co dla nas zrobił, życzliwość wobec niego, a także pragnienie, by coś dla niego zrobić, chęć odwdzięczenia mu się. Takie są, według Patricka Fitzgeralda, kompotenty wdzięczności.

Pragnienie odwdzięczenia się przetrwało w Johnnym Deppie ćwierć wieku. Tyle czekał na okazję, by zadośćuczynić koledze. Ale chęć odwzajemnienia jest tylko jedną z form wdzięczności. Bo wdzięczność skłania nas do czynienia dobra – niekoniecznie według zasady „ja tobie – ty mnie”. Nasila gotowość do pomagania innym, również obcym osobom, opiekowania się nimi. Rośnie krąg osób nią objętych, przybywa dobra. Wdzięczność daje też siłę tym, którzy ją odczuwają – twierdzą Christopher Peterson i Martin Seligman. Pomaga skutecznie radzić sobie w obliczu wyzwań i trudności, pozwala na przekraczanie siebie, redukuje ryzyko depresji i zaburzeń lękowych.

* * *

Życie na kredyt... zaufania
AGNIESZKA CHRZANOWSKA

Trudno jest komuś zaufać, ale nie ufać nikomu nie sposób. Zaufanie zawsze wiąże się z ryzykiem, ale ten, kto nie potrafi go podjąć, ryzykuje, że straci wszystko. Człowiek ufny i człowiek podejrzliwy żyją w tym samym miejscu, ale w jakże odmiennym świecie. Obdarzać zaufaniem... Czy można dać więcej? Zaufanie jest pomostem, który prowadzi nas do ludzi. Dzięki niemu otrzymujemy pomoc, budujemy bliskość, więź, rodzi się nadzieja.

Erozja zaufania, wiek podejrzliwości, era nieufności – coraz częściej tak określamy czasy, w których żyjemy. Rozejrzyjmy się wokół. Wszędzie widać oznaki braku zaufania. Ogrodzone osiedla. Kraty w oknach. Alarmy, żaluzje antywłamaniowe. Co najmniej trzy zamki w drzwiach. Na domach pojawiają się tabliczki „Obiekt chroniony”. Ich właściciele nikomu nie ufają. Osobiste komputery są strzeżone przez gwardię antywirusów, firewalle i wiele innych programów. Nie ufamy mediom, politykom, lekarzom, a nawet prawnikom – wszyscy dbają przecież tylko o własne interesy. A skoro tak, najlepiej postępować w myśl zasady: nie ufaj nikomu, wtedy na pewno nie zostaniesz zdradzony.

Czy to znaczy, że w XXI wieku nikomu nie możemy ufać? Powinniśmy ufać wyłącznie sobie? Ale czy można zaufać sobie, nie ufając nikomu innemu?

Nawet jeśli wydaje nam się, że tak, raczej nie jest to możliwe. Przecież codziennie udzielamy kredytu zaufania przeróżnym osobom, grupom i instytucjom. Ufamy przyjacielowi, któremu powierzamy tajemnice. Ufamy sąsiadowi, któremu oddajemy klucze do naszego mieszkania, gdy wyjeżdżamy na wakacje. Ufamy nauczycielowi, któremu powierzamy nasze dziecko. Ufamy bankierowi, któremu zlecamy zarządzanie naszymi pieniędzmi. A zatem ufamy..., ufamy..., wciąż, chcąc nie chcąc, ufamy...

Ufnie i z nadzieją patrzymy w przyszłość, choć przecież nie wiemy, co nam ona przyniesie...

Ufny zakład
Zaufanie wzbudza wielkie zainteresowanie specjalistów różnych dziedzin: psychologów, socjologów, politologów, ekonomistów, specjalistów od marketingu i zarządzania. I nic w tym dziwnego, stanowi bowiem podstawę efektywnego funkcjonowania osoby, rodziny, grup, zespołów, społeczności, organizacji, a nawet rządów.
Zaufanie lub jego brak kształtuje relacje pomiędzy znajomymi, przyjaciółmi, członkami rodziny, sąsiadami, państwami. Wpływa na stosunki międzynarodowe, relacje pacjenta z lekarzem, terapeuty z pacjentem, rodzica z dzieckiem. Bez niego życie społeczne nie byłoby możliwe.

Już w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku wybitny amerykański psycholog Julian Rotter zauważył, że jednym z najbardziej znaczących czynników, które warunkują prawidłowe funkcjonowanie grup społecznych, jest gotowość do zaufania innym. Zdefiniował on zaufanie jako oczekiwanie osoby lub grupy, że może polegać na słowie czy obietnicy innej osoby lub grupy.

Nie dotyczy ono jednak wyłącznie obietnicy i danego nam słowa. Według profesora Piotra Sztompki, socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autora książki Zaufanie. Fundament społeczeństwa, z zaufaniem mamy do czynienia w sytuacjach, w których nie mamy pewności co do przyszłych działań innych ludzi. Mówiąc o zaufaniu, używa on metafory zakładu: „zaufanie jest zakładem podejmowanym na temat niepewnych, przyszłych działań innych ludzi”. Nigdy nie możemy być do końca pewni, czy druga osoba zachowa się tak, jak tego oczekujemy, jednak okazując zaufanie, zachowujemy się tak, jakbyśmy tę pewność mieli. Zaufanie jest zatem wyrazem wiary bądź przekonania, że druga osoba jest tego zaufania godna.

Jennifer Dunn z Michigan State University i Maurice Schweitzer z University of Pennsylvania podkreślają, że są dwa rodzaje zaufania, które różnią się ze względu na swoje źródło. Po pierwsze, może ono być wyrazem wiary, że człowiek jest z natury dobry i kierują nim dobre intencje. Jest to zaufanie uogólnione, które wynika z dyspozycji osobowościowych człowieka. Osoba ufna wierzy, że inni nie chcą jej skrzywdzić, że respektują prawa innych ludzi, że rzetelnie wypełniają powierzone im obowiązki. Po drugie, zaufanie może dotyczyć określonej osoby, grupy czy instytucji ze względu na ich pewne cechy. To rozróżnienie pokazuje, że zaufanie kształtują dwa elementy: z jednej strony ufność osoby, jej gotowość do polegania na słowie drugiej osoby, a z drugiej – oczekiwania odnośnie przyszłego zachowania osoby czy instytucji, którą obdarzamy zaufaniem.


* * *

Zazdrość po przejściach
Alicja Krata

Najpierw są pytania: „ilu ich było?”, „czy byli ważni w twoim życiu?”. Po nich najczęściej pojawia się zazdrość... o przeszłość partnerki lub partnera. Czy warto rozpamiętywać coś, czego zmienić już nie sposób?

Marek nie mógł pogodzić się z tym, że jego żona odnowiła kontakty z dawną sympatią z liceum. Zobaczyli się po wielu latach na spotkaniu klasowym i ich znajomość odżyła. Choć Agnieszka przekonywała męża, że to on jest mężczyzną jej życia, a tamto – to tylko dawna przyjaźń, Marek stał się nieufny i podejrzliwy. Wciąż pytał żonę o szczegóły: „A co was wtedy łączyło?”, „Czy naprawdę nigdy się z nim nie kochałaś?”, „Po co się widujecie, skoro to był tylko młodzieńczy poryw, a teraz masz rodzinę?”. Agnieszka, zadręczana takimi pytaniami, ulegała też emocjom i w końcu, z bezradności, mówiła często to, czego nie powiedziałaby, gdyby nie prowokujące słowa męża. Oskarżała go więc, że ją ogranicza, kontroluje, że stosuje przemoc psychiczną. To bolało Marka, gdyż uważał, że to tamten mężczyzna jest przyczyną takiego zachowania Agnieszki. Nie zdawał sobie sprawy, że to on rozdrapuje rany i prowokuje żonę do ataków.

Gdy w życie uczuciowe wkrada się silna zazdrość, trudno jest zauważyć, że w istocie to od nas samych zależy nasz stan psychiczny i że to nasza postawa prowokuje takie a nie inne zachowanie bliskiej osoby. Ciągła podejrzliwość, ataki, dopytywanie, porównywanie – w jakiś sposób sugerują też partnerowi romans, o którym on sam może wcale nie myśleć, spotykając sympatię z przeszłości. Niechęć, kłótnie, oskarżanie oddalają małżonków od siebie. Łatwo wtedy rzucić się w ramiona przyjaciela z dawnych lat i dać się pocieszyć, zaspokoić potrzebę akceptacji, czułości i bliskości. Niewinne, koleżeńskie spotkanie może przerodzić się w romans, zdradę. Dla Agnieszki nieuzasadniona zazdrość Marka, której nie okazywał przecież nigdy przez kilka lat małżeństwa, stała się wyjątkowo trudna, zaskakiwały ją reakcje męża i nie rozumiała ich. Ponadto mąż w napadach złości, gniewu nie był w stanie wysłuchać, jak ona się czuje, gdy jest niesprawiedliwie posądzana o nieuczciwość. W pewnym momencie Agnieszka złapała się na myśli, że skoro jej wierność i tak ciągle jest kwestionowana, to może warto zdradzić, bo wtedy przynajmniej miałaby poczucie, że jest oskarżana o to, co naprawdę zrobiła. W tym czasie zauważyła, że bardziej zapragnęła spotkań z byłym chłopakiem, jego ciepła, troski, zrozumienia, a coraz trudniej jej było wracać do domu i przebywać z Markiem.

Zwykle zdradzamy, bo czegoś nam zaczyna brakować w relacji z partnerem, z którym jesteśmy, albo w nas samych. Poszukujemy tego na różne sposoby i często znajdujemy właśnie w kontaktach z osobą, z którą czujemy się bezpiecznie, bo ją znamy z przeszłości. Jej zaczynamy wypłakiwać się w rękaw, u niej znajdujemy zrozumienie, z nią częściej przebywamy, tym samym zaniedbując osobę, z którą żyliśmy przez lata. Zanim jednak dojdzie do takiej sytuacji, warto przyjrzeć się temu, co się dzieje, jakie są przyczyny kryzysu, z czego on wynika. Potrzebny jest wtedy czas na spokojną rozmowę, wzajemne wysłuchanie. Nie jest to łatwe, czasem niemożliwe – gdy małżonkowie przyzwyczaili się do wzajemnego obwiniania i oskarżania, znają ten jedyny schemat rozmów i nie potrafią nawiązać dialogu. W takich sytuacjach warto skorzystać z pomocy mediatora, psychologa czy terapeuty. Pomoc neutralnej, bezstronnej trzeciej osoby w konflikcie, pozwala stronom zmienić perspektywę spojrzenia na rzeczywistość, dostrzec, w jaki sposób same ją kreują, uwierzyć, że zmiany zależą tylko od nich. Wpędzanie partnera w poczucie winy, dręczenie go pomówieniami, osądami, oskarżeniami, krzywdzi również (a czasami nawet bardziej) osobę, która taką strategię przyjmuje, odbija się więc na całokształcie związku. Zamiast tkwić w przeszłości, mnożyć lęki i katastroficzne wizje, Agnieszka i Marek postanowili dbać o to, aby w przyszłości nie doszło znowu do takiego ochłodzenia wzajemnych stosunków. Ujrzenie faktów takimi, jakie są, pozwoliło im wrócić do siebie, docenić wspólne potrzeby i priorytety, takie jak: zaufanie, trwałość małżeństwa, wierność, uczciwość. Dzięki temu mogli się uspokoić, skupić na szukaniu takich rozwiązań, które pozwoliłyby im budować zrozumienie i bliskość.

* * *

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI