Natalia Prüfer: Pani rodzice są psychologami. Nie myślała Pani o tym, żeby pójść w ich ślady?
Mariana Leky: Ciekawe pytanie. Jakoś nigdy nie brałam tego pod uwagę. Ze względu na wykonywany przez nich zawód moje aspiracje zawodowe były właściwie zupełnie oczywiste. Ponieważ oboje pracowali jako psychoterapeuci, to w naszym domu często poruszało się tematy różnych deficytów czy problemów psychologicznych. Zawsze mnie to interesowało, jednak nie skłoniło do studiowania psychologii – postanowiłam zostać pisarką.
Pani rodzice na pewno często rozmawiali o swoich pacjentach. Doświadczyła tego Pani? Czy stało się to później źródłem inspiracji?
Tak, zdecydowanie. Rodzice bardzo często rozmawiali o problemach swoich pacjentów, oczywiście zawsze anonimowo. Docierały do mnie fragmenty tych rozmów. Nie znałam osobiście pacjentów, nigdy ich nie widziałam, byli dla mnie niczym postaci z jakiejś książki wymyślonej przez moich rodziców. Mama i tata przyjmowali pacjentów u nas w domu. Zawsze gdy przychodzili, musieliśmy z moim bratem zniknąć. To bardzo pobudzało moją dziecięcą wyobraźnię.
POLECAMY
Zaczęłyśmy wspominać Pani dzieciństwo, a jakie znaczenie ma dla Pani rodzina? Utrzymuje Pani bliskie kontakty z rodzicami i bratem?
Dla mnie rodzina znaczy bardzo wiele. Uważam, że dzięki niej dostajemy – jakby to powiedzieć – takie specjalnie dla nas dopasowane okulary, poprzez które oglądamy świat, gdy jesteśmy dorośli. Wielu moich znajomych nie jest jakoś mocno związanych ze swoimi rodzinami, u mnie jest inaczej – jestem do niej bardzo przywiązana. Sama się już nad tym zastanawiałam, dlaczego tak jest? Mam wrażenie, że trochę za wcześnie wyprowadziłam się ze swojego rodzinnego domu.
Ile miała Pani lat?
Dziewiętnaście, właśnie skończyłam szkołę. Właściwie jest to normalny wiek, aby opuścić rodziców, ale myślę, że jakoś późno to do mnie dotarło. Byłam jedyną osobą w kręgu moich przyjaciół, która opuściła Kolonię zaraz po szkole. Na początku uważałam to za akt odwagi, a potem zaczęłam po prostu tęsknić za domem.
Jak wpłynęło to na Pani dorosłe życie?
Mimo że w Berlinie już dawno się zupełnie zadomowiłam, to wciąż noszę w sobie taką rozproszoną, dziecięcą tęsknotę za domem. Być może dlatego chętnie wymyślam w moich książkach rodziny.
O rodzinie w Pani ostatniej powieści zaraz porozmawiamy. Często odwiedza Pani swoich rodziców?
Raczej tak, bardzo lubię być w Kolonii.
A jest Pani osobą sentymentalną? Czy w Pani rodzinie istnieją jakieś „skar...