Agnieszka Chrzanowska: – Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Stajemy się tacy, jak nasi rodzice, a nasze dzieci – takie jak my. Pani jednak nie zgadza się z tym.
JUDITH RICH HARRIS: – Przez długi czas zakładano, że środowisko stworzone przez rodziców odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu naszej osobowości. Łatwo przecież zauważyć, że kompetentni rodzice mają kompetentne dzieci, a rodzice z dysfunkcjami mają dzieci z dysfunkcjami. Zakładano, że dzieci stają się takie a nie inne ze względu na to, czego nauczyły się od swoich rodziców. Takie założenie było jednak nieprawdziwe. Gdy naukowcy odkryli metody oceny wpływu genów na to, jacy jesteśmy, stało się jasne, że podobieństwo pomiędzy dziećmi i rodzicami lub pomiędzy rodzeństwem wynikało niemal całkowicie z ich podobieństwa genetycznego. Adoptowane dzieci nie przypominają pod względem osobowości swoich adopcyjnych rodziców albo przyrodniego rodzeństwa. Bliźnięta jednojajowe wychowywane w tym samym domu wcale nie są bardziej ani mniej podobne osobowościowo niż te, które zostały po urodzeniu rozdzielone i dorastały w innych domach.
Jeśli nie rodzice, to kto? Grupa rówieśnicza?
– W książce Geny czy wychowanie? zaproponowałam teorię socjalizacji grupowej. Naturalnym środowiskiem dziecka jest grupa rówieśnicza i do niej stara się ono przystosować. Uczy się od innych dzieci, a zatem ważne jest dla niego to, jak zachowują się koledzy z klasy. Rodzice mogą wpływać na to, jak dzieci zachowują się w domu, ale poza domem podlegają one innym wpływom – lokalnej kultury i zachowań innych dzieci. Do tego dochodzą jeszcze ich własne wysiłki mające na celu efektywne konkurowanie z rówieśnikami. Kilka lat po publikacji książki zdałam sobie sprawę, że teoria ta nie może wyjaśnić wszystkiego, ponieważ socjalizacja nie jest jedynym procesem, jaki zachodzi w czasie, w którym dorastamy. Socjalizacja sprawia, że dzieci przystosowują się do kultury. Przyjmują normy panujące w grupie, do której należą i w efekcie stają się bardziej podobne w zachowaniu do rówieśników tej samej płci i w podobnym wieku. Nie stają się jednak identyczne. Nie znikają różnice osobowościowe; wręcz przeciwnie – mogą się nawet powiększać. Zachodzą zatem dwa procesy: socjalizacja, która sprawia, że dzieci przystosowują się do norm społecznych, a przez to stają się do siebie bardziej podobne, oraz rozwój osobowości, który podtrzymuje albo wzmacnia różnice indywidualne. No i mamy oczywiście geny, które odpowiadają za połowę różnic osobowościowych.
W książce Każdy inny porównuje Pani umysł ludzki do samochodu, który składa się z kilku modułów.
– Psychologowie ewolucyjni – na przykład Steven Pinker – dowiedli, że umysł nie jest pojedynczym uniwersalnym urządzeniem, które radzi sobie z informacjami wszelkiego rodzaju. Podobnie jak wszystkie skomplikowane maszyny, umysł jest systemem narządów. Składa się z odrębnych modułów specjalizujących się w określonej pracy. Za zachowania społeczne odpowiadają trzy moduły: układ socjalizacyjny, układ odpowiedzialny za relacje z innymi oraz układ odpowiedzialny za status społeczny.
Układ socjalizacyjny odpowiada za adaptację do kultury – czyli sprawia, że ludzie w obrębie jednej kultury są do siebie bardziej podobni. Natomiast układ odpowiedzialny za status społeczny jest źródłem trwałych różnic osobowości. Te dwa systemy rozwijają się w niemowlęctwie i w dzieciństwie. Za to układ odpowiedzialny za relacje jest ob...