Przeciągając sprawę, czyli słów kilka o zwlekaniu

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

 
Spędziłam chyba z pół godziny, scrollując strony z fotelami (ten, na którym teraz siedzę, prawie się rozpada). I pewnie przeklikiwałabym się dłużej, gdyby nie deadline na tekst o zwlekaniu. Wzięłam więc telefon i ustawiłam sobie czasomierz na 20 minut. „Piszesz przez 20 minut” – nakazałam sobie tonem wciąż-jeszcze-cierpliwej matki, ale takiej, o której wiadomo, że goni resztkami. „Offline” – dodałam dla jasności.

POLECAMY

Co we mnie zwleka? Co sprawia, że w ogóle potrzebuję ze sobą negocjować – zamiast po prostu siąść, napisać, wstać i iść robić inne rzeczy?

Wytworne słowo „prokrastynacja”, brzmiące o niebo lepiej niż „lenienie się” czy „odkładanie”, zostało stworzone, kiedy zechcieliśmy bliżej przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku: chodzimy dookoła tego, o czym wiemy, że jest naszym zadaniem, nieuchronnym, często przez nas samych wybranym, a jednak nie bierzemy się za nie, spędzając czas niejednokrotnie o wiele dłuższy na czynnościach kompletnie zbędnych. Dlaczego?

Ze swojego doświadczenia wykminiłam, że moment, kiedy biorę się za to zadanie, jest dla mnie momentem próby. Kiedy klikam na Ctrl N, kładę palce na klawiaturze i patrzę na biały plik i migający w oczekiwaniu na pierwszą literę kursor. To jest ten moment, kiedy się okaże, czy mam coś do powiedzenia. Wcześniej, zajęta gadaniem na czacie z przyjaciółką, scrollowaniem rzeczonych foteli czy czyszczeniem skrzynki e-mailowej, nie staję przed żadnym progiem, nic się o mnie nowego nie okazuje. Ale teraz? Surowa Wewnętrzna Komisja już mości się za stołem przykrytym zielonym suknem, już widzę zmarszczone brwi – „No, dawaj, koleżanko, pokaż, co potrafisz! Pokaż, czego nie potrafisz!”. 
Im wyższy status Szanownej Komisji w naszym życiu, tym bardziej bolesne i mniej owocne może być podej...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI