Podróż za jeden uśmiech

Ja i mój rozwój Praktycznie

Uśmiechnięty rodak - to brzmi niemal jak gorący lód lub sucha woda. Po prostu oksymoron! Kto nas trzyma za kąciki ust? Dlaczego się nie unoszą? Nam i Koreańczykom?

Uśmiech wędruje daleko – pisał przed laty James Joyce, podkreślając jego moc. Do nas najwyraźniej jeszcze nie zawędrował. Najpopularniejszy na świecie przewodnik Lonely Planet ostrzega tych, którzy wybierają się do Polski: „Zabierzcie ze sobą uśmiechy; nie zobaczycie ich tu na ulicy, bo uśmiechanie się do obcych uznawane jest za przejaw głupoty”.

Zabierzcie ze sobą uśmiech, bo ten w naszym kraju „jest czymś niecodziennym. Czymś, na co trzeba sobie zasłużyć” – czytam na internetowym blogu.
Tak do tego przywykliśmy, że brak uśmiechu nawet nas nie razi. Dostrzegamy to dopiero, gdy wracamy z zagranicy.

Kultura miłych słów

Dlaczego rzadko się uśmiechamy? Z czego bierze się nasze specyficzne nastawienie do uśmiechu? Wbrew pozorom nie jest to spuścizna PRL-u. Nie tylko. Tłumaczyć je może norma „przyjazności”, a w zasadzie jej brak. Międzynarodowy zespół badaczy, zwany projektem GLOBE, jako jeden z wymiarów kultury wyróżnia „orientację na stosunki międzyludzkie”. Chodzi o stopień, w jakim ludzie należący do jakiejś społeczności zachęcają się do życzliwości, altruizmu, hojności i uczciwości oraz nagradzają przejawy tych zachowań. Polska znalazła się pod tym względem na dalekim, 52. miejscu.

W społecznościach zorientowanych na stosunki międzyludzkie ludzie czują się odpowiedzialni za samopoczucie innych i sądzą, że powinni ich wspierać emocjonalnie. Dlatego częściej uśmiechają się, nawet do nieznanych osób, a jednocześnie maskują się i nie ujawniają, że coś ich smuci czy boli.
Specyficzną odmianą tak rozumianej życzliwości jest amerykańska norma przyjazności (friendliness). Polega ona na serdeczności nawet wobec zupełnie obcych ludzi, a oznaką tego jest właśnie uśmiech. Nie chodzi o zaprzyjaźnianie się, nawiązywanie głębszych więzi. Przeciwnie, „Amerykanie kierują się silnie zakorzenioną konwencją, aby demonstrować powierzchowną serdeczność w kontaktach społecznych” – piszą Edward Stewart i Milton Bennett w książce American Cultural Patterns. „Miłe słowa i uprzejme uśmiechy są traktowane jako coś naturalnego, coś, czego należy oczekiwać”.

Deficyt życzliwości

W Polsce takiej normy nie uświadczymy. Codzienne interakcje większości rodaków kształtuje podział na wąski krąg swoich i przepastny świat obcych – o których dobry nastrój czy interesy nie trzeba dbać. Stykając się z nimi, Polak nader często sprawia wrażenie skoncentrowanego na sobie, własnych celach i problemach. Nic dziwnego, że życzliwość wydaje się w Polsce towarem deficytowym. Na życzliwość i sympatię zasługuje tylko wąski krąg ludzi, do których mamy całkowite zaufanie.

W badaniu TSN OBOP na pytanie „Czy ludzie są na ogół wobec innych ludzi życzliwi, obojętni czy też nieżyczliwi lub złośliwi?”, zaledwie 15 procent Polaków uznało innych za życzliwych, 54 proc. za obojętnych, a aż 28 proc. za nieżyczliwych lub złośliwych.

Barierą dla uśmiechu okazuje się nasze przywiązanie do szczerości, choć specyficznie rozumianej. Jak pisze światowej sławy lingwistka Anna Wierzbicka, kulturę polską charakteryzuje nakaz mówienia „tego, co się myśli”, nawet jeśli mogłoby to zranić czyjeś uczucia. W przeciwieństwie do angielskiego, w języku polskim nie ma dwóch określeń na szczerość. Zdaniem Wierzbickiej, angielskie...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI