Opowieści miłosne, czyli jak się dobrze związać

Na temat

Czasami przychodzą do mnie pary z tym pytaniem: Czy to jest miłość, co nas łączy? Czy my się jeszcze kochamy? Tak jakby odpowiedź mogła płynąć z zewnątrz, jakby ktoś poza nimi mógł to wiedzieć. Pogoń za miłością przypomina wtedy próbę znalezienia świętego Graala – to uczucie ma spełnić wiele kryteriów, byśmy mogli uznać, że to właśnie jest miłość.

Dorota Krzemionka: Od dziecka karmimy się opowieściami o miłości, jakie znajdujemy w literaturze, filmach czy historiach zasłyszanych od mamy czy babci. Jaki te opowieści mogą mieć na nas wpływ?
Katarzyna Moneta-Spyra:
Obraz miłości jest w nich często wyidealizowany, zabarwiony romantyzmem. I może rodzić oczekiwanie, że kiedy się już zakochamy, to będzie wyglądało tak, jak widzieliśmy w filmach. 

Ziemia się poruszy, jak opisuje Ernest Hemingway w Komu bije dzwon. Albo wybrzmi podniosła muzyka – z tego oczekiwania szydzi podczas swoich wykładów profesor literatury, bohaterka filmu Miłość ma dwie twarze. A potem mu ulega…
Kiedy zaś muzyka nie wybrzmi, pojawia się rozczarowanie. W efekcie takich opowieści o miłości oczekujemy jakiegoś konkretnego obrazu, sygnału czy danej wizji miłości i dopasowujemy do niej to, co dzieje się w naszym życiu. Nie zostawiamy wtedy w naszej relacji wiele miejsca na jakąś nieidealność, na problemy czy koncept pracy nad związkiem.

POLECAMY

Kiedy nie słyszymy muzyki, ziemia się nie trzęsie, pojawia się niepewność, czy to na pewno jest miłość? 
Czasami przychodzą do mnie pary z tym pytaniem: Czy to jest miłość, co nas łączy? Czy my się jeszcze kochamy? Tak jakby odpowiedź mogła płynąć z zewnątrz, jakby ktoś poza nimi mógł to wiedzieć. Pogoń za miłością przypomina wtedy próbę znalezienia świętego Graala – to uczucie ma spełnić wiele kryteriów, byśmy mogli uznać, że to właśnie jest miłość. 

Czy ma Pani jakąś ulubioną opowieść o miłości?
Chyba nie, choć z ciekawością oglądam i czytam różne rzeczy na temat miłości. Ostatnio oglądałam serial Sceny z życia małżeńskiego, adaptację filmu Ingmara Bergmana. Widać w nim, jak bardzo subtelne akcje i reakcje składają się na miłość. Każda para opowiada ją dla siebie. 

Często opowieść o miłości sprowadza się do szczęścia, które miłość niesie. Wielu chce w to wierzyć… 
A jeśli przestaje dawać szczęście, widocznie nie jest to ta osoba. Ludzie mylą czasem miłość ze stanem zakochania, który, jak wiemy z badań, nie trwa długo. Gonią przez całe życie za kolejnymi uniesieniami, które nieuchronnie się kończą. Nie są w stanie zaakceptować tego, że nie zawsze będzie łatwo, że będziemy się kłócić, negocjować, trzeba będzie pójść na kompromisy, dać ukochanej osobie prezent swoim kosztem.

I docenić to, co jest w tym związku, godząc się z tym, czego w nim nie ma, bo nie wszystko może być w jednej osobie. 
Tak, mając zarazem wdzięczność do tej osoby, że od lat nam towarzyszy i jest świadkiem naszego życia. Tego trudno doświadczyć w kolejnym i kolejnym związku.

Niektórzy zrywają związek, gdy staje się bliski. Uciekają, bo obawiają się, że miłość może ich zranić. Są tacy, którzy traktują miłość jako grę, inni zaś sądzą, że tylko tu można być sobą, zrzucić wszelkie maski.
Wszystkie te warianty miłosne są w myśleniu ludzi obecne. Moim zdaniem wiąże się to z indywidualnym poczuciem bezpieczeństwa, zarówno tym wewnętrznym, jak i tym dotyczącym odbioru świata. Jeśli ktoś ma poczucie, że nie można ufać innym, to przeżywa miłość jako pewnego rodzaju grę. Jeżeli zaś ma poczucie bezpieczeństwa w sobie i wie, że nie ma idealnych osób, to bardziej skłonny jest zaakceptować, że partner ma swoje mocne, ale i słabsze strony. A kryzys w parze może być rozwojowy, jeśli uda się przez niego razem przejść. Terapeuci pracujący z parami starają się zrozumieć istotę miłości. Dla mnie miłość dorosłych jest przywiązaniem, czyli jakąś wersją tego, co się dzieje między pierwotnym opiekunem – matką i dzieckiem. To najważniejsza relacja, w której mamy się czuć bezpiecznie, i jeśli się tak czujemy, możemy odważnie wychodzić do świata.

I kochać. W mojej ulubionej miłosnej opowieści Miłość w czasach zarazy Gabriela Garcii Marqueza dr Urbino był świadom, że nie kocha Ferminy Dazy: „Ożenił się, bo podobała mu się jej duma, powaga, jej siła, a trochę również przez próżność, ale kiedy pocałowała go po raz pierwszy, nabrał pewności, że nie ma żadnych przeszkód, aby wymyślić godziwą miłość”. Czy można wymyślić godziwą miłość z tą osobą, z którą jesteśmy?
To jest rodzaj naszej decyzji. Ale codziennie na nowo decydujemy, że chcemy być z osobą, z którą jesteśmy, i jest w tym wartość. Co nie znaczy, że inni przestają nas pociągać. 

Tu pojawia się problem, bo jak twierdzi prof. Bogdan Wojciszke w zachodniej kulturze stajemy się ofiarami mitu romantycznego, który sprowadza miłość do namiętności. A jeśli ona mija, szukamy kolejnej osoby. Przeciwieństwem tego mitu jest związek aranżowany…
Pamiętam wyniki, które wskazywały, że małżeństwa aranżowane nie tylko są trwalsze, ale dają małżonkom więcej satysfakcji. Z jednej strony jest to mocno uwarunkowane kulturowo. Z drugiej strony stabilność i bezpieczna baza, która jest z góry założona w aranżacji, sprzyja docenieniu związku i zachowaniu jego stałości. 

Ktoś porównał zachodnie związki romantyczne do czajnika elektrycznego: woda szybko się w nim gotuje i równie szybko stygnie. Związki aranżowane są jak czajnik grzejący się na starej kaflowej kuchni – woda wolno się nagrzewa, ale długo utrzymuje temperaturę...
Jeśli myślimy o miłości jako o więzi przywiązaniowej, to jej częścią jest opieka, a także relacja seksualna. Nie sposób jednak, by ekscytacja z upływem lat była równie silna, woda nie może wrzeć bez końca. Ale w związkach, w których ludzie czują się bezpiecznie, relacja seksualna się pogłębia. Ludzie sobie ufają i bez obaw mogą odkrywać się w seksie, pokazywać swoją bezbronność. Więcej w seksie jest spontaniczności i zabawy. Taka relacja może satysfakcjonująco trwać całe życie.

Intymność jest tu czymś zupełnie innym niż podczas seksu na przygodnej randce. Opowieść miłosna zaczyna się od tego, jak się poznali. Wielu wierzy, że to nie był przypadek. Przecież mogli się minąć, on przez pomyłkę wysiadł na innym przystanku, ona pobłądziła, miała być gdzie indziej… Ale jakieś magiczne siły ich połączyły. 
Wierzą, że są sobie przeznaczeni. Pobrzmiewa w tym mit o dwóch połówkach jabłka, które się znalazły i idealnie dopasowały. To rodzaj mitu założycielskiego pary, o którym pisał w latach siedemdziesiątych Antonio Ferreira, terapeuta pracujący systemowo. Tworzy on podstawy rodziny i pozwala zachować równowagę danej pary w czasie kryzysu. Ta opowieść pojawia się w narzeczeństwie, gdy para się konstytuuje i z dwójki odrębnych jednostek powstaje trzeci byt, czyli para. Potrzebują się jakoś wyodrębnić od świata i stworzyć własną historię. Ten mit może brzmieć: Jesteśmy super dopasowani, nigdy się nie k...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI