O, powieści!

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Odnalazłam to słowo w powieści Eriki Jong, Strach przed lataniem: „book­less”. Do dzisiaj używam je po angielsku, bo nie wiem, jak przetłumaczyć: „bezksiążkowa”, „bezksiążebna”? Używam też słowa „booklessness” na określenie szczególnego rodzaju samotności połączonej ze swoistym rozżaleniem, które towarzyszy mi, kiedy kończę czytać książkę, a nie mam następnej, albo – co gorsza – w hotelu na jakimś wyjeździe orientuję się, że zapomniałam ją spakować. Chociaż całym sercem kocham też wiersze oraz czytuję książki opacznie nazywane rozwojowymi, dotkliwa booklessness dotyczy u mnie jedynie powieści. 

POLECAMY

Pamiętam, jak kiedyś Zadie Smith, której powieść O pięknie stoi na mojej Półce z Ukochanymi Książkami, powiedziała, że tak jak istnieją dobrzy pisarze i słabi pisarze, istnieją też dobrzy i słabi czytelnicy, chociaż ten drugi podział pozostaje ukryty. To zdanie zostało we mnie jak drzazga, bo wiem, że chociaż bywam dobrą i wnikliwą czytelniczką, często bywam też czytelniczą grafomanką, nieuważną, powierzchowną, orientującą się po trzech stronach, że przecież to już czytałam. Niedostępne dla mnie pozostają powieści naprawdę wybitne, jeżeli nie spełniają kilku warunków, które tworzą mój indywidualny i nie do końca dla mnie samej zrozumiały algorytm: Bóg raczy wiedzieć czemu potrzebuję, żeby powieść była napisana w czasie przeszłym, a nie teraźniejszym, żeby miała wyraźne postacie pierwszoplanowe, którym coś się jednak przydarza częściej niż raz na dziewięćdziesiąt trzy strony (odpada Sebald), żeby wśród tych pierwszoplanowych postaci były też kobiety (odpada...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI