Słyszałem jakiś czas temu rozmowę młodego nowożeńca i jego matki dotyczącą obrzędów ślubnych. „Ale jak ja mam się zachować?” – pytał nowożeniec. „Normalnie” – odpowiedziała mu matka. „To znaczy jak?” – zapytał. „Tak jak wszyscy. Przyjrzyj się, jak robią to inni i już” – doradziła mu, z troską w głosie, doświadczona matka.
Zalecenie, aby zachowywać się tak jak wszyscy, jest jednym z najczęściej stosowanych zabiegów wychowawczych. Jego powszechność zamazuje jednak dość niemiłą prawdę. Nawoływania do tak pojętej normalności, to w istocie zachęty do konformizmu. To głoszenie kultu przeciętności. To postulowanie sztampy.
Jeśli przypomnimy sobie, że pod pewnymi względami każdy z nas jest podobny do wszystkich innych, to natychmiast zrozumiemy, że pod tymi właśnie względami każdy jest w powyższym sensie normalny. Jeśli przypomnimy sobie, że...
Normalność
Ja jestem normalny - tak sądzi nieomal każdy z nas. Jeśli tak, to wszyscy ci, którzy są inni niż ja, normalni raczej być nie mogą. Proste, praktyczne i równie mało sensowne. Każdego dnia, chcemy czy nie chcemy, słyszymy nawoływania o „normalność”. „Powrót do normalności” stał się jednym z najważniejszych zadań całych społeczności. Podobnie „osiąganie normalności”, a także trwanie w niej. Kiedy jednak zastanowimy się głębiej, o powrót do czego tu chodzi, co trzeba osiągnąć, aby znaleźć się w świecie normalności, doznajemy niemałej konfuzji.