Niebezpieczne związki

Na temat miłość

Zdarza się, że spotykamy kogoś, kto idealnie do nas pasuje - jak druga połówka jabłka. Wydaje się stworzony dla nas. A potem wszystko się wali, zaczynają się ciągłe kłótnie. To, co nam się w partnerze podobało, teraz drażni i złości. Dlaczego?

Jacek wydał się Aldonie nieoszlifowanym diamentem. Postanowiła, że zajmie się jego obróbką, by świat zobaczył, jaki naprawdę jest. Fascynował ją od pierwszej imprezy w pracy – nieco tajemniczy i mroczny. Mówiono, że miał za sobą trudny związek, że bierze narkotyki, jest konfliktowy, radykalny. To jeszcze bardziej ją pociągało – był inny niż wszyscy. Jackowi z kolei podobało się, że Aldona patrzyła na niego nieustannie z zachwytem, że umiał rozbawić ją do łez i potrafiła go słuchać, jak nikt dotąd. Wydawało się, że niewiele potrzeba jej do szczęścia. Gdy zamieszkali razem, było już gorzej – przyszły załamania i depresje Jacka, „leczone” narkotykami i alkoholem. Kiedy wylali go z pracy, utrzymywała go. Wciąż nie przestawał jej fascynować. Słuchała jego historii o tym, że wszyscy wokół są totalnymi kretynami i wierzyła we wszystko, co mówił. Przecież był najbardziej błyskotliwym copywriterem w agencji. Była przekonana, że świat nie poznał się na nim i nie dostrzega w nim tego, co ona umiała zobaczyć.

Co ja w tobie wtedy widziałam?

Nie przypadkiem wybieramy tego a nie innego partnera. Zakochaniu, poza miłością, towarzyszy często ogromna nadzieja, z której nie zdajemy sobie sprawy. Liczymy, że partner uleczy nasze dziecięce niedobory lub rany. A im są one głębsze, tym większe nasze oczekiwania. I od tych oczekiwań wszystko się zaczyna.

POLECAMY

Na historii Aldony i Jacka prawdopodobnie zaciążyła pierwotna potrzeba czucia się kimś wartościowym i ważnym. Aldonę przyciągnęła wyjątkowość Jacka. Wierzyła, że związek z kimś takim sprawi, że również ona poczuje się wyjątkowa i wartościowa. On uwielbiał zachwyt, jaki widział w oczach Aldony. Przy niej czuł się ideałem i takim pragnął dla niej być. Chcieli dawać sobie totalną uwagę, podziw i zachwyt. Pod tą potrzebą skrywało się doświadczenie pominięcia i odrzucenia przez rodziców. Oboje nie czuli, że są ważni sami z siebie, bez względu na to, co inni myślą, czują i mówią na ich temat. Łudzili się więc, że znajdą kogoś, kto jak kroplówka będzie dostarczać im poczucia wartości. I wydaje się, że znaleźli.

Trudno uwierzyć, że być może najważniejsza z podejmowanych przez nas decyzji, czyli wybór życiowego partnera, zależy od czynników, których sobie zwykle nie uświadamiamy. Trudno też przyjąć, że ci, którzy byli zobowiązani do miłości i troski – nasi rodzice – dali nam jej na tyle mało, że wchodzimy w życie z niezaspokojoną w dzieciństwie potrzebą jak z otwartą raną. Nosimy ją, nie zdając sobie sprawy z jej wpływu na nasz los.



Któregoś dnia spotykamy kogoś i bezwiednie wyczuwamy, że spośród wielu osób tylko ta jedna odpowiada na potrzeby, których nie zaspokoili nasi rodzice. Rozpoczyna się nieujawniona, skrywana przed sobą nawzajem gra partnerów, której przyczyną jest ten sam nierozwiązany wewnętrzny konflikt. Rozgrywają go, przyjmując różne role, co stwarza wrażenie, że ta druga osoba jest zupełnym przeciwieństwem. A tak naprawdę partnerzy dopasowują się w tym, czego im brakuje.
Tę bezwiedną grę w relacji szwajcarski terapeuta par Jürg Willi nazywa koluzją i opisuje w książce Związek dwojga. Termin małżeństwo koluzyjne wprowadził inny terapeuta par, Henry V. Dicks w książce Marital Tensions. Obaj dowodzą, że korzenie późniejszych problemów pary pojawiają się już w momencie wyboru partnera.

Uwikłanie

Nasze dziecięce potrzeby mają dwa bieguny – uważa Jürg Willi. Pierwszy z nich – regresywny – to powrót do dziecięcych sposobów zachowania. Tak właśnie reaguje Jacek, gdy potrzebuje totalnej uwagi partnerki, by czuć się kimś wartościowym. Drugi z biegunów – progresywny – oznacza próbę przezwyciężenia własnej słabości przez fasadę „dorosłych reakcji”. Tu przykładem jest Aldona, dająca partnerowi uwagę i wartość, dzięki czemu sama może się poczuć ważna.
Ich związek przypomina relację między karmiącą matką a niemowlęciem. Ona daje – ono bierze. Aż dziecko dorośnie i samo zacznie dawać. Aby jednak umieć dawać, najpierw samo musi się nasycić.

Każda relacja zakłada ten podział ról – na dawcę i biorcę – i wzajemne dopasowanie. Często jesteśmy w konflikcie między tym, ile potrzebujemy wziąć, a ile jesteśmy w stanie dać partnerowi. Zależnie od doświadczeń z rodzicami wchodzimy w życie nastawieni bardziej na dawanie lub na branie. Potocznie uważa się, że po prostu ludzie dzielą się na altruistów, którzy dają, i na egoistów, którzy tylko biorą. W rzeczywistości w każdym z nas jest nastawienie i na branie, i na dawanie. Tyle że jeden biegun jest zwykle bardziej na wierzchu, a drugi silniej skrywany w nieświadomości, wyparty. Dlaczego? Z powodu lęku.

Dostający uwagę Jacek boi się ją okazać, bo kto wtedy da ją jemu? Jeśli da ją Aldonie, być może sam nie dostanie tego, czego tak bardzo potrzebuje. Poza Aldoną nie zna przecież innych źródeł uwagi. Przede wszystkim nie czuje ich w sobie, bowiem nie nasycił się uwagą rodziców w dzieciństwie na tyle, by móc dawać ją bez lęku, że sam jej nie otrzyma.
Zgodnie z koncepcją Willego przyciąga nas uczuciowo osoba, która ma jawny ten biegun potrzeby, który u nas jest wyparty: dawca przyciąga biorcę i odwrotnie. Tak zaczyna się uwikłanie: podziwiany znajduje podziwiającą (Jacek Aldonę), a podziwiająca – kogoś, kogo może podziwiać (Aldona Jacka). Dopasowują się jak dwie połówki jabłka, tworząc koluzję – wspólną nieświadomą grę o tym samym temacie.

Układ musi runąć

Wszystko się zmieniło, gdy umarł ojciec Aldony. Miał 63 lata, tętniak spowodował nagłą śm...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI