Nie moje schody

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Za każdym razem było to samo: kiedy stawiałam pierwszy krok na tych schodach, byłam spokojna, a kiedy stawiałam ostatni – poirytowana. Najpierw nie wiedziałam, o co mi chodzi, ale potem zrozumiałam: każdy ze stopni miał jakąś idiotyczną wysokość – był stanowczo zbyt niski i do tego długi, więc idąc po jednym schodku szłam jak gejsza, a kiedy niechętna tej roli brałam po dwa schodki na raz, kończyłam w półszpagacie. 
Schody, znajdujące się skądinąd w pięknym i pod wszystkimi innymi względami bardzo wygodnym hotelu, postawiły mnie przed pytaniem o wewnętrzny rytm, który nieuszanowany buntuje się i złości. Nie da się go odnaleźć, po prostu otwierając kalendarz czy patrząc na telefon, żeby sprawdzić godzinę. Nie da się go wyguglować ani odtworzyć, czytając cudzą książkę. 
Kim jest istota, struktura, postać, która się wkurza już na pierwszym schodku? Piszę to pytanie i od razu słyszę, że mój brzuch zaczyna wydawać dźwięki, jak wywołany do odpowiedzi uczeń. Ale też wiem, że odpowiedź jest bardziej złożona, a moje ciało ma nie tylko czysto kinestetyczne preferencje, ale też, kiedy idę krokiem gejszy, odpala mi się złość na patriarchat, że nie będę drobić kroczku, tak jak nie zamierzam chichotać ani szczebiotać, a kiedy biorę po dwa kroki, wkurzam się, że dlaczego ktoś nie uwzględnił osobniczki o nogach długości moich. Na tych kilkunastu stopniach przerabiam więc, chociaż tego nie wybieram, lekcję psychologii, socjologii i gender studies. 
Czasem zastanawiam się, kto te schody budował i kieruję swoją złość przeciwko niemu. Ale ostatecznie to moja sprawa: który wybieram hotel, którędy idę i przede...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI