Nie ma mety

Ja i mój rozwój Praktycznie

Jest pewien sposób poradzenia sobie ze światem, który nas zatrważa, zniechęca czy zniesmacza. Sposób ten ma wielowiekową tradycję i niebanalnych praojców.

Gdy przyglądamy się sobie i swoim reakcjom, gdy patrzymy na innych i obserwujemy, co nas cieszy, co nas martwi, zauważamy, że tym, co często nam dostarcza zadowolenia i przyjemności, a może nawet szczęścia, jest sukces. Bo mój ulubiony klub wygrał mecz, bo miałem miłe spotkanie, bo ugotowałem smaczny obiad...

Czasem jest to satysfakcja głębsza, odnosząca się do jakichś wyższych wartości (pomogłem innemu), czasem płytsza (smakował mi obiad), ale zawsze czujnikiem wskazującym, że jest tak, jak byśmy chcieli, jest odczuwanie przyjemności z sukcesu. Gorzej, gdy dochodzi do porażek. Jest nam smutno albo jesteśmy zirytowani, gdy coś nam się nie udało, gdy przegrywamy mecz, tracimy coś ważnego w relacji międzyludzkiej, czy choćby czas, oglądając w telewizji słaby film. Sukcesem życiowym są więc gromadzone stany przyjemności lub/i dokonania na polu rodzinnym czy zawodowym.

Sprawa staje się bardziej skomplikowana, gdy nasze poruszanie się na osi „sukces–porażka”, „przyjemność–nieprzyjemność” dotyczy zagadnień bardziej ogólnych: problemów społecznych, politycznych, gdy angażujemy się w realizację jakiejś idei. Jakże pamiętne są te chwile, gdy nasz kandydat odniósł sukces wyborczy, nasza ukochana partia okazuje się najsilniejszą w parlamencie, a wynik referendum jest zgodny z naszymi oczekiwaniami, a może nawet marzeniami. Mocna rzecz, sukces.

Ale co się z nami dzieje, gdy nasze pragnienia, wyobrażenia o tym, co byłoby dobre dla nas, dla kraju, dla świ...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI