Na codzienne zmagania – stoicyzm

Jak radzić sobie z życiowymi komplikacjami?

Poradnik pozytywnego myślenia na czas wyzwań

Gdy wiecznie brakuje nam czasu, gdy złości nas, jeżeli coś idzie nie tak, jak było zaplanowane, gdy coś się komplikuje i ponosimy porażkę – często powtarzamy sobie w myślach: „Zachowaj stoicki spokój”. Ale czy wiemy, co to właściwie znaczy? Czy jest możliwe życie według tej starożytnej filozofii?

Kilka lat temu jako świeżo upieczona doktorantka zdecydowałam się na podróż do Jokohamy na konferencję naukową. Dopiero zaczynałam podróżować samolotami, wcześniej unikałam tego jak diabeł święconej wody. Środki na wyjazd miałam ograniczone, trzeba więc było nimi rozsądnie gospodarować. Oczywiście wcześniej zarezerwowałam pokój w hostelu o wdzięcznej nazwie „Zen”. 
Sama podróż z przesiadką na lotnisku w Dubaju nie była jeszcze niczym niezwykłym, dopiero po lądowaniu w Jokohamie odczułam na własnej skórze, co oznacza jet lag. Z każdą minutą moja percepcja stawała się coraz wrażliwsza, a ja myślami byłam już tylko przy moim upragnionym „Zen”. Jakoś dostałam się do autobusu jadącego do centrum. Stamtąd musiałam dotrzeć jeszcze do odpowiedniej dzielnicy. Potem wszystko działo się jak we śnie: po dotarciu do centrum pogubiłam się totalnie, wsiadłam więc w taksówkę. Gdy po przejechaniu paru ładnych dzielnic zobaczyłam kwotę do zapłaty – przerażona kazałam kierowcy się zatrzymać, zapłaciłam i dalej poszłam piechotą. Trzymając w ręku małą mapkę z okolicą rzeczonego hostelu, podeszłam do młodych Japończyków i poprosiłam ich po angielsku o pokierowanie na miejsce. Niewiele zrozumiałam z tego, co mówili. I z pewnością wzajemnie. Doprowadzili mnie na stację kolei miejskiej. Poprosili jednego z pracowników o kupienie mi biletu w automacie, bo – jak powiedzieli – jesteśmy lost in translation. Przy okazji, gdy wjeżdżaliśmy na peron ruchomymi schodami, przez nieuwagę zostawiłam im moją mapkę. Wsiadłam do pociągu – byle jakiego – nic już nie wiedziałam i nie rozumiałam. Miałam wrażenie, że za chwilę zapomnę, jak się nazywam i po co tu w ogóle jestem. Chciałam już tylko mojego „Zen”…
Czyż nasze codzienne zmagania z rzeczywistością nie wyglądają podobnie: wiecznie zaganianych, zagubionych, ciągle w tzw. „niedoczasie”? Rozzłoszczonych, rozczarowanych i bezradnych, gdy tylko coś nie idzie po naszej myśli. Gdy jesteśmy lost in translation – z rzeczami wokół nas, innymi ludźmi lub samymi sobą! W życiu komplikacje napotykamy właściwie wszędzie – w pracy, podczas zabawy, w domu albo w trakcie podróży. I to nie tylko do Jokohamy. Kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem, musimy stworzyć nowy. Ważne staje się wypracowanie skutecznej strategii poradzenia sobie z komplikacjami, tak byśmy nie dali ponieść się trudnym emocjom. Takie strategie znali już ponad dwa tysiące lat temu stoicy: Marek Aureliusz, Seneka, Epiktet. A gdyby wieść życie zgodnie z ich filozofią? Tak właśnie czyni William B. Irvine – profesor filozofii Wright State University. W książce Wyzwanie stoika. Jak dzięki filozofii odnaleźć w sobie siłę, spokój i odporność psychiczną przekonuje, że traktując wyzwania jako próby charakteru, zmienimy nasze nastawienie i reakcje. 
W trakcie podróży do Japonii byłam sceptycznie nastawiona do stoicyzmu, choć pragnęłam spokoju ducha (i „Zen”). Po latach dałam stoicyzmowi drugą szansę.

POLECAMY

Gdy los rzuca pod nogi kłody

Lou Gehrig był jednym z najlepszych baseballistów w historii. Podczas dwunastu sezonów w latach 1926–1937 miał średnią uderzeń powyżej 0,300, a w 1934 r. uzyskał niesamowity wynik 0,363. W sezonie 1938 było nieco gorzej – zamknął go średnią „zaledwie” 0,295. Narzekał na zmęczenie, a w kolejnym sezonie wyraźnie brakowało mu koordynacji i siły, co widać było po gorszych odbiciach i próbach łapania piłki czy biegów do bazy. Trenerzy zaczęli rozważać odsunięcie go od gry, w końcu w maju 1939 r. sam zrezygnował „dla dobra drużyny”. Na zwieńczenie kariery – pobił rekord i zagrał aż w 2130 kolejnych meczach – publiczność na stadionie zgotowała mu owację na stojąco. W dniu 36. urodzin, nieco ponad miesiąc od przerwy w grze, zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne – dziś znane jako SLA lub choroba Lou Gehriga. Dwa dni później New York Yankees poinformowali, że gracz odchodzi na dobre. W mowie pożegnalnej powiedział, że choć z pozoru los potraktował go źle, uważa się jednak za „najszczęśliwszego człowieka pod słońcem”. Podziękował fanom, drużynie, trenerowi, pracownikom stadionu, teściowej, rodzicom oraz żonie, puentując: „Być może los potraktował mnie źle, ale naprawdę mam po co żyć”. Żył jeszcze dwa lata, powoli tracąc władzę nad ciałem. Przed śmiercią napisał: „Zamierzam wytrwać najdłużej, jak to możliwe, a kiedy spotka mnie to, co nieuniknione, podejdę do tego filozoficznie, nie tracąc nadziei. Nic więcej nie możemy zrobić”. Instynktownie wyrażał to, co rozumieli stoicy dwa tysiące lat wcześniej.
Odporności psychicznej możemy się nauczyć. Amy Morin w książce 13 rzeczy, których nie robią silni psychicznie ludzie przekonuje, że nie jest ona zarezerwowana tylko dla supermanów czy osób do niej predysponowanych. Osoby cierpiące na zaburzenia psychiczne też mogą wzmacniać odporność, nawet jeśli będzie to nieco trudniejsze. 

Stoicka strategia prób

Według Williama B. Irvine’a, gdy komplikuje się nasze życie, świadomość jest podatna na podwójny wpływ: podświadomości i emocji. Podświadomość postrzega komplikacje jako nieuzasadnione męczarnie i przekonuje, że nas skrzywdzono. Szukanie winnego wzmaga przypływ emocji. W rezultacie możemy mimowolnie zacząć krzyczeć na osobę podświadomie uznaną za winną. Próba radzenia sobie świadomości z tym podwójnym atakiem to zadanie na całe życie. Rzymscy stoicy nie byli przeciwnikami emocji, przypisywali dużą wartość pozytywnym uczuciom, rozkoszy, radości i zachwytowi, bez których życie byłoby bezbarwne. Starali się też doświadczać jak najmniej frustracji, gniewu, żalu i rozczarowania. W tym celu stworzyli stoicką strategię prób. Zgodnie z nią komplikacje nie są udrękami, lecz próbą pomysłowości i odporności psychicznej, zesłaną nam przez wyobrażonych stoickich bogów. Aby ją przejść, musimy rozwiązać problem i nie dać się owładnąć negatywnym emocjom. Wyrywamy wtedy podświadomość z pętli problem–reakcja. Nie interpretujemy wydarzeń, poszukując winnych.
U podstaw strategii prób leżą dwa efekty „na nowo odkryte” przez psychologów u schyłku XX wieku – dwa tysiące lat po tym, jak zastosowali je stoicy. Pierwszy to efekt zakotwiczenia, znany z badań Amosa Tversky’ego i Daniela Kahnemana. W 1974 r. przeprowadzili oni eksperyment z kołem fortuny, na którym były liczby od jednego do stu. Wynik był manipulowany – wskazówka zatrzymywała się jedynie na liczbie dziesięć lub sześćdziesiąt pięć. Kołem kręcono w obecności uczestników eksperymentu. Mieli oni powiedzieć, czy odsetek krajów afrykańskich należących do ONZ jest wyższy czy niższy od wylosowanej liczby, i jaki jest naprawdę. Gdy wylosowano dziesięć, uczestnicy średnio szacowali go na 25%, gdy wylosowano sześćdziesiąt – na 45%. Choć wynik losowania nie miał związku z odsetkiem krajów afrykańskich w ONZ, to wpływał na szacunki badanych (w rzeczywistości odsetek wynosił 36%). To przykład efektu zakotwiczenia – zmanipulowane koło fortuny „rzuciło kotwicę” w podświadomość badanych, co przełożyło się na ich późniejsze szacunki na temat świata. Nie mieli oni wystarczających danych, by oprzeć się na racjonalnych przesłankach, ich świadomość oddała więc pole podświadomości wysuwającej własne, zniekształcone przypuszczenie.
Stoikom efekt ten pomagał wieść bardziej satysfakcjonujące życie: czasem wyobrażali sobie, że mogło im się układać gorzej. Wizualizując sobie takie scenariusze, zatapiali w podświadomości kotwicę, co wpływało na postrzeganie własnych realiów. Dochodzili do wniosku, że wcale nie układa im się tak źle. W takiej negatywnej wizualizacji nie chodziło o roztrząsanie negatywnych wizji, lecz o przelotną refleksję, że może być gorzej.
Drugie zjawisko psychologiczne to efekt ram interpretacyjnych. Wyobraźmy sobie, że lekarz diagnozuje u nas poważną chorobę i daje do wyboru dwie metody leczenia. W pierwszej wskaźnik przeżywalności w okresie jednego miesiąca wynosi 90%, w drugiej wskaźnik śmiertelności w pierwszym miesiącu wynosi 10%. Wiele osób wybierze pierwszy wariant. Ale po zastanowieniu widzimy, że oba są równoważne. Nie jesteśmy jednak w pełni racjonalni, wpływa na nas sposób przedstawiania możliwości: przeżycie będzie atrakcyjniejsze od śmierci. Efekt ram interpretacyjnych znali już stoicy. „Jeżeli cię trapi coś zewnętrznego, to nie to ci dolega, ale twój własny sąd o tym. A ten zmienić – już jest w twej mocy” – twierdził Marek Aureliusz w Rozmyślaniach. Życie jest niczym galeria sztuki, gdzie obrazami są codzienne wydarzenia. Mamy ograniczony wpływ na to, jakie obrazy wejdą do kolekcji. Możemy jednak decydować, w jakich zawisną ramach, a od tego zależy, jak prezentuje się sam obraz. Optymista oprawi obraz w piękne ramy; pesymista – w brzydkie.
 

Jak stoicki filozof Pakoniusz Agrypin wykazał się odpornością w obliczu komplikacji życiowych?
W 67 r. n.e. Agrypin otwarcie krytykował cesarza Nerona. Gdy posłaniec przyniósł mu wiadomość, że w senacie toczy się przeciwko niemu rozprawa, odparł: „Daj Boże zdrowie! Ale jest teraz akurat godzina jedenasta [czas na ćwiczenia gimnastyczne i zażycie kąpieli], chodźmy przeto ćwiczyć”. Następny posłaniec poinformował go, że został uznany za winnego zdrady i skazany. „Na wygnanie czy na śmierć?” – zapytał Agrypin. Gdy dowiedział się, że na wygnanie, dopytał: „A co z majątkiem?”. „Nie został skonfiskowany”. „Zatem chodźmy do Arycji i zjedzmy obiad” – zaproponował filozof. Tak Agrypin zastosował niezwykle prostą radę: kiedy mamy ograniczone możliwości działania, zamartwianie się nie ma sensu. Wybierzmy po prostu najlepszą z dostępnych możliwości i żyjmy dalej. Inaczej stracimy tylko czas i energię na próby zmiany tego, co jest poza zasięgiem naszych możliwości.


Styl życia stoika

Jedna z ram interpretacyjnych to strategia stoickich prób. Komplikację życiową widzimy wtedy jako egzamin, który zdajemy przed stoickimi bogami. Ściągając na nas przeciwności losu, poddają nas próbie charakteru. Wyobraźmy sobie ich jako surowego nauczyciela albo trenera. Ocena należy do nas, a składają się na nią: sposób rozwiązania problemu (czy jest nieszablonowy, optymalny?) i reakcja emocjonalna na problem (na czwórkę zasługuje spokój, opanowanie; na piątkę lub szóstkę – zadowolenie czy radość z powodu problemu).
Jedną z metod przygotowań do prób jest stoicka przygoda – celowo stawiamy się w trudnych, zaskakujących sytuacjach, na przykład zaczynamy uczyć się czegoś nowego. Rzucając się w wir przygód, wchodzimy w rolę bohatera, jak w książce Josepha Campbella Bohater o tysiącu twarzy. Podróż rozpoczyna się, gdy wiodąc zwyczajne życie, usłyszy on zew przygody i podejmie wyzwanie. Trafia wtedy do niezwykłego świata, gdzie czekają go ciężkie próby. Jeśli je przejdzie – wróci do zwykłego świata odmieniony.
Ważny element stoickich prób to ponoszenie porażek. Nie przyznając się do nich, nie wyciągamy wniosków i nie uczymy się na błędach. Wiele wybitnych osób doznało wielu niepowodzeń, zanim zrealizowało ambitne plany. Zanim powieść Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell stała się bestsellerem, odrzuciło ją trzydziestu ośmiu wydawców. Gdy porażki ujmiemy jako przeszkody, a nie komplikacje – łagodzimy ból i zwiększamy szansę na późniejszy sukces.
Unikamy komplikacji, gdy zamykamy się w naszej strefie komfortu. Trening odporności polega na poszerzaniu jej wymiaru fizycznego i emocjonalnego. Celowo pogarszając sytuację, narażamy się na trudności, które musimy pokonać. W taki sposób poszerzamy oba te wymiary. Moja koleżanka bała się latania samolotem. Wybrałyśmy się więc na wycieczkę do Wiednia, wyjaśniałam jej całą procedurę – od pobytu na lotnisku po wyjście z samolotu. W kolejną podróż wybrała się sama – poszerzając obie strefy komfortu.
Naszym ostatnim egzaminem jest, koniec końców, śmierć. William B. Irvine przypomina, że stoik powinien być użyteczny społecznie: robić wszystko, aby pomóc innym ludziom wieść lepsze życie. Może skłonić ich do refleksji nad tym, jak dobrze żyć i jak dobrze umierać. Wyobraźmy sobie, że życie jest jak książka: mieszanką fikcji i faktów. Każdego dnia dopisujemy wydarzenia minionej doby. Jesteśmy głównym bohaterem powieści i mamy wpływ na wszystko, co jest w zasięgu naszych możliwości. Reszta jest całkowicie realistyczna: współczesny świat i istniejący naprawdę ludzie. Komplikacją jest to, że redaktorka nie chce nam zdradzić, kiedy mija termin oddania tekstu. Może pobrać i opublikować manuskrypt w dowolnie wybranym przez siebie momencie. Nie znamy dnia ani godziny – tak jak nie wiemy, kiedy umrzemy. Jeśli dzieło będzie skończone – wszystkie ważne sprawy zostaną załatwione, okażemy wdzięczność tym, którzy nam pomogli, miłość tym, których kochamy, i niewiele zmienilibyśmy w fabule – to oznaka, że nasze wybory były dobre i zaakceptowaliśmy to, co stawia przed nami życie. To ostatni, najtrudniejszy egzamin do zdania. Czy potrafimy dobrze żyć, mając świadomość tej ostatecznej perspektywy? 
 

Gramy w ramy – rodzaje ram interpretacyjnych
  1. Rama konkurencyjnych zobowiązań – ktoś odmówił Ci czegoś, co spodziewałeś się od niego otrzymać. Podświadomie obwinisz tę osobę za oszustwo, co spowoduje złość. Pomyśl jednak, że ta osoba może być uwikłana w całą sieć zobowiązań: spełniając Twoje oczekiwanie, nie zapewni czegoś innym. Gdy tak to zinterpretujesz, możesz ustrzec się wielu negatywnych emocji – zamiast gniewać się, że nie dostałeś tego, czego się spodziewałeś.
  2. Rama niekompetencji – recepcjonista anulował Twoją rezerwację w hotelu. Jeśli zinterpretujesz jego działanie nie jako zamierzone, lecz jako niekompetencję, może zamiast złości poczujesz przypływ współczucia.
  3. Rama narracyjna – pomyśl, jak w przyszłości będziesz opowiadać o obecnej komplikacji. Wystarczy odrobina wysiłku, by napisać swoim zachowaniem interesującą historię, która może podnieść słuchaczy na duchu. Dzięki temu komplikacje mogą być mniej bolesne: skupiasz się na działaniach i rozwiązaniu, a to odwraca uwagę od poczucia krzywdy. Gdy coś Cię zaskoczy, możesz potraktować to jako nieoczekiwany zwrot akcji. Twoja opowieść musi być jednak prawdziwa, bez filtrów i upiększeń. Rzymski stoik Epiktet wykorzystałby tę ramę, aby dać ludziom przykład radzenia sobie z komplikacją lub aby udowodnić pesymiście, że komplikacje mogą wiązać się z pozytywnymi uczuciami. Nie próbowałby jednak nikomu imponować hartem ducha czy pomysłowością. Uważał też, że rozsądny stoik nie potrzebuje ani uznania, ani pieniędzy i sławy, ceni zaś zwłaszcza osiągnięcie i zachowanie spokoju.
  4. Rama komiczna – kiedy ktoś wyrządzi Ci krzywdę, przywołaj w myślach słowa Seneki: „O, z jakim śmiechem należy traktować sprawy, które z nas łzy wyciskają!”. Filozof przypomina też, że Sokrates stosował tę samą technikę, gdy ktoś uderzył go pięścią w twarz – zamiast wpaść w gniew, skomentował tylko, jakie to przykre, że nigdy nie wiadomo, kiedy przed wyjściem na spacer warto założyć hełm. Co nie oznacza, że będąc ofiarami przemocy, mamy tego nie zgłaszać na policję.
  5. Rama gry – wyobraź sobie: biegniesz przed siebie, gdy nagle ktoś pojawia się za Tobą i powala Cię na ziemię. Być może zareagowałbyś za pomocą ramy obwiniania: brutalny sprawca skrzywdził Cię, czujesz więc złość. Scenariusz może być jednak inny: uczestniczyłeś w meczu rugby. Zdarzenie to możesz interpretować przy użyciu ramy gry. Gdybyś nie chciał doznać ataku, nie powinieneś wychodzić na boisko. Jeśli chcesz dobrze grać, nie powinieneś w ogóle przejmować się upadkiem, a napastnik – jeśli gra fair – będzie godnym rywalem, a nie przestępcą. A gdybyśmy spróbowali tak traktować trudne doświadczenia życiowe?
  6. Rama stoickich prób – zawiera element gry, ale z samym sobą. Gdy napotykamy komplikacje, powinniśmy udawać, że wyobrażeni stoiccy bogowie wystawiają nas na próbę dla naszego dobra. Jest to swego rodzaju egzamin: aby go zdać (i tym samym wygrać w grze), musimy zachować spokój i wymyślić rozwiązanie swojego problemu. Choć jest to dość osobliwe, może przynieść dobre rezultaty. Interpretujemy wtedy komplikacje jako wyzwania i czerpiemy satysfakcję z faktu, że sobie z nimi poradziliśmy.


 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI