Moc i niemoc pozytywnego myślenia

Psychologia i życie Otwarty dostęp

„Myśl pozytywnie, uwierz w siebie, a wszystko Ci się powiedzie!” – wielu ludzi wierzy w tę ideę, odnaleźć ją można w poczytnych podręcznikach i na wielu warsztatach. A jak jest naprawdę?

Mało kto słyszał, jakoby przyjemność nas uszlachetniała, wszyscy za to słyszeliśmy, że uszlachetnia człowieka cierpienie. Aby być lepszym człowiekiem, koniecznie trzeba się nacierpieć – powiada się nam co chwilę. Ale właściwie dlaczego tak miałoby być?

Dwuznaczna przyjemność

Zadziwiającą cechą myślenia psychologicznego (i tego potocznego, i tego naukowego) była i jest koncentracja na negatywnych stronach życia – na dyskomforcie, stresie, lęku czy na negatywnych informacjach. O ile w ostatnim przypadku jest to uzasadnione faktem, że informacje negatywne są bardziej znaczące dla regulacji zachowania, to koncentracja na negatywnych aspektach ludzkiego losu jest mocno zastanawiająca. Przez długie lata skupiano uwagę na emocjach negatywnych, zaś emocje pozytywne traktowano co najwyżej jako następstwo uniknięcia czy usunięcia emocji negatywnych. Koncepcja „napięcie-ulga” do dziś mocno jest osadzona w psychologii. Przyjemność traktowano (co bardzo dobrze widać w psychoanalizie) jako coś co najmniej dwuznacznego. 
Ten sposób myślenia w psychologii systematycznie kwestionuje Martin Seligman z University of Pennsylvania, wcześniej – co warto podkreślić – badacz wyuczonej bezradności. Seligman zaleca, aby więcej uwagi poświęcić pozytywnym emocjom, dobrostanowi i szczęściu. Na swój sposób robi to także Janusz Czapiński z Uniwersytetu Warszawskiego w licznych opracowaniach dostępnych w Polsce. Choć ich ważne prace zasługują na uwagę, skupię się raczej na pewnym wynaturzeniu psychologii pozytywnej. 

Nie martw się, mogło być trudniej

Na obrzeżach nurtu psychologii pozytywnej pojawiła się bowiem i bardzo rozpowszechniła idea tak zwanego pozytywnego myślenia jako przesłanki powodzenia w działaniu czy – ogólniej – w życiu. Idea ta głosi, że warunkiem skuteczności działania jest pozytywne nastawienie do zadania i do siebie samego. „Myśl pozytywnie (o sobie, o zadaniu), a wszystko Ci się powiedzie”. Przytacza się rozliczne przykłady, wedle których ludzie umiejący pocieszać siebie samych w trudnych sytuacjach lepiej sobie radzą wobec zadania. Na rzecz tej tezy zdaje się przemawiać niezbyt etyczny eksperyment Donalda Meichenbauma z University of Waterloo w Ontario, w którym dzieci wykonywały nierozwiązywalne zadania. Część dzieci otrzymała od eksperymentatora tabliczki z listą samopocieszeń w rodzaju: „Nie martw się, mogło być przecież trudniej” lub „Jeszcze tylko kilka kroków i już”. Sugerowano dzieciom, aby w momencie zniechęcenia powtarzały sobie dane pocieszenie. Żadne z dzieci nie osiągnęło wyniku, bo było to niemożliwe. Miarą skuteczności samopocieszania był czas, jaki dzieci poświęciły na próby rozwiązania. Te, które się pocieszały, okazały się bardziej wytrwałe. Warto zauważyć, że pocieszanie siebie samego to jednak nie to samo, co pozytywne myślenie, a stworzona sytuacja zadaniowa wykluczała jakikolwiek pomiar efektywności. 

Dobry nastrój czy sukces w działaniu

Porządnej analizy omawianej zależności dokonała jako pierwsza Gabrielle Oetingen z University of Hamburg i New York University. Przeprowadziła badania w sytuacji naturalnej. Uczestniczyły w nich kobiety z dużą nadwagą, biorące udział w długoterminowym programie odchudzania. Losowo podzielono je na dwie grupy. W obu grupach kobiety miały myśleć o sobie, stojącym przed nimi zadaniu, skuteczności odchudzania i wyniku. Miały też wyobrażać sobie siebie po zakończonym programie odchudzania. Tyle tylko, że w odmienny sposób. W pierwszej grupie kobiety miały „myśleć pozytywnie”: że dobrze im idzie, że są silnie motywowane i zaangażowane, że robią systematyczne postępy, a na końcu każdorazowo miały wyobrażać sobie, jakie są atrakcyjne, bo schudły. W drugiej grupie przeciwnie – miały „myśleć negatywnie”, a więc o tym, że nie radzą sobie, że mimo wysiłku nie udaje im się schudnąć, a na końcu miały wyobrażać sobie, że nadal pozostają nieatrakcyjne. Zgodnie z oczekiwaniami koncepcji pozytywnego myślenia pierwsze powinny schudnąć, a drugie nie (a może nawet przytyć). Tymczasem okazało się, że jest odwrotnie – te, które myślały pozytywnie, nie schudły wcale; te zaś, które myślały negatywnie, schudły średnio po jedenaście kilogramów. Co ciekawe, następstwem pozytywnego myślenia był dobry nastrój (mimo niepowodzenia w działaniu), zaś następstwem myślenia negatywnego był nastrój negatywny (mimo niemałego sukcesu w działaniu). Podobnych danych jest coraz więcej, co nie przeszkadza niektórym nadal propagować pozytywne myślenie z zapałem godnym lepszej sprawy.
Dziś specjaliści coraz częściej namawiają nie tyle do pozytywnego myślenia, ale raczej do defensywnego pesymizmu (czasem nazywanego też pesymizmem obronnym albo strategicznym). O ile z pierwszym i towarzyszącym mu dobrym nastrojem wiąże się skłonność do koncentracji na relacjach z innymi ludźmi kosztem zaniedbywania zadań, o tyle z drugim i towarzyszącym mu złym nastrojem wiąże się ostrożność, rozwaga, wnikliwe i analityczne myślenie. Z defensywnym pesymizmem wiąże się także dopuszczanie możliwości porażki i tworzenie planów na wypadek niepowodzenia w dotychczasowym działaniu.
Mówiąc krótko, jeśli zależy nam (tylko) na dobrym samopoczuciu – uciekajmy się do myślenia pozytywnego. Sam nastrój, nawet najlepszy, nie zastąpi jednak niezbędnych efektów działania. Jeśli więc zależy nam na efektywnym działaniu – sięgajmy po defensywny pesymizm.

POLECAMY

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI