Kompleks wybawicielki

Praktycznie miłość
   Tematy poruszane w tym artykule  
  • Jakie są przyczyny uzależnienia od miłości u kobiet?
  • Jak wpływa na nas dzieciństwo i styl przywiązania do rodziców?
  • Czy brak rozmowy o uczuciach kształtuje problematykę miłości?
  • W jaki sposób pułapka bycia potrzebną wpływa na wybór partnera?
  • Jakie objawy towarzyszą uzależnieniu od miłości?
  • Jak wyzwolić się z nałogu "wymagającej" miłości?
  • Kobiety „kochające za bardzo” od dzieciństwa znają głód miłości. Nauczyły się radzić sobie z mężczyznami, którzy są niedostępni emocjonalnie, jak kiedyś rodzice. Takich partnerów wybierają, dla nich się zatracają. Kompleks wybawicielki - czy można się go pozbyć?

    W pułapce iluzji

    Magda ma 28 lat, jest uśmiechniętą, pełną energii brunetką. Nie widać, że ma jakieś problemy, ale to tylko gra pozorów, jak całe jej życie. Do Warszawy przyjechała z małego miasteczka. Było jej wszystko jedno, dokąd wyjeżdża, byleby tylko jej chłopak był obok, a on wybrał Warszawę… Dostała się na pedagogikę, chciała pomagać innym. Na studiach bez trudu zdawała egzaminy, ale wszystkie jej myśli i wysiłki były skupione wokół Daniela. Po zajęciach pędziła do domu, by ugotować coś specjalnego, bo może akurat się zjawi. Ale on zazwyczaj odwoływał spotkania w ostatniej chwili, tłumacząc się nawałem pracy. Czasem przychodził, zjadał, co przygotowała, uprawiali seks, przeważnie z jej inicjatywy, po czym wracał do siebie. Magda błagała, by został dłużej, by ją przytulał. Wierzyła, że jeśli będzie się starać, nie straci go.

    Aż któregoś dnia odkryła, że ją okłamuje: spędza czas z kolegami, pije, a jej mówi, że pracuje w domu. Nabrała podejrzeń, że Daniel ją zdradza. Zaczęła bacznie go kontrolować, sprawdzać jego telefon. Po skończeniu studiów przekonała Daniela, by z nią zamieszkał. Była pewna, że teraz wszystko między nimi się ułoży. Miała go na wyłączność, z zegarkiem w ręku czekała na jego powrót do domu. Ale Daniel coraz częściej znikał i nie chciał mówić, gdzie. Stracił pracę, pił, urządzał awantury. Magda brała nadgodziny, czuła się potrzebna…
    Bywały dobre dni – Daniel obiecywał poprawę, a potem znów uciekał. Magda czuła się jak na karuzeli, która kręci się coraz szybciej. W końcu Daniel odszedł do innej. Świat Magdy zawalił się. Trzymały ją tabletki i nadzieja, że on wróci. Wracał – zazwyczaj po nieudanych związkach z innymi kobietami, ale na krótko. Magda mówi: „Potrzebuję go, nie potrafię żyć bez niego, ale z nim też jest trudno… To jest silniejsze ode mnie”.
     

    POLECAMY

    Głód miłości

    Uzależnienie od miłości nie pojawia się przypadkiem. Wspólnym mianownikiem kochających za bardzo jest głód miłości, której nie zaznały w rodzinie. Często wychowują się w domach, gdzie jeden rodzic lub oboje są uzależnieni. Nieobce są im ciągłe kłótnie między rodzicami, zdrady i „heroiczne” wysiłki matek, by utrzymać małżeństwo.


    Wiele osób uzależnionych od miłości wyznaje, że czuły się bardziej dojrzałe w porównaniu z rówieśnikami, szybko (za szybko) stawały się samodzielne. Czasem zmuszała je do tego sytuacja w domu, na przykład gdy matka lub ojciec byli nieobecni – musiały wówczas przejąć ich role. Czasem rodzic był fizycznie w domu, ale nie angażował się w życie rodziny, pochłonięty pracą lub nałogiem.Dziecko staje się wtedy głową rodziny, to szczególnie groźne, gdy ta rola spada na dziewczynkę. Jeśli ojciec nie ma partnerki, wtedy pojawia się ryzyko, że dojdzie do kazirodczych relacji. Nie musi to oznaczać otwartych zachowań erotycznych, ale na przykład nadto zażyłą relację. Córka odnosi wrażenie, że jest w tym jakiś podtekst seksualny. Seks może stać się dla niej czymś wstydliwym. Zastępuje go nadmierną troską, co wydaje się bezpiecznym zachowaniem, bo nie kojarzy się z seksem.

    O uczuciach się nie rozmawia

    Domy, w jakich zazwyczaj dorastają osoby kochające za bardzo, łączy jedno: nie mówi się tu o uczuciach. Po niewygodnym pytaniu rodzic natychmiast przekierowuje dyskusję na bezpieczny tor. Dziecko uczy się zaprzeczać uczuciom. Dlatego osoby kochające za bardzo, choć tkwią w relacjach obciążających i zagrażających, nie potrafią ich odrzucić. Trudno jest im dotrzeć do własnych potrzeb, zadbać o swoje dobro. Pociągają je osoby niedojrzałe, nieodpowiedzialne, uzależnione, agresywne i takie, nad którymi trzeba roztoczyć opiekę, czyli będące repliką ich rodziców. Magda wspomina: „Mama starała się aż za bardzo. Wstawała przed ojcem, by nie zobaczył jej bez makijażu. Śmieszyło mnie to, ale przyłapałam się, że to samo robię, będąc z Danielem. Na barkach matki spoczywało nasze wychowanie. Ojciec pracował albo pił. Miał na wszystko ciche przyzwolenie matki. Również na to, by ją zdradzać”.


    Mary Ainsworth, psycholog zajmująca się rozwojem człowieka, wyróżnia trzy style przywiązania: bezpieczny, lękowo-unikający i lękowo-ambiwalentny. Jak wykazano, 20 procent dzieci reprezentuje ostatni styl. Brakuje im pewności, że dostaną wsparcie, dlatego nieustannie muszą upewniać się, czy mama jest w zasięgu ich wzroku. Gdy mama oddala się, stają się niespokojne i protestują. Natomiast gdy wraca, okazują radość pomieszaną ze złością i oporem. Jako dorośli mają tendencję do kochania za bardzo. Okazuje się, że styl przywiązania do matki ujawniony około 12. miesiąca życia, u 70 proc. dorosłych osób przekłada się też na styl przywiązania do partnera.
    Za bardzo kochają głównie kobiety – to efekt wychowania w naszej kulturze. Małe dziewczynki przekonują się, że ich wartość zależy od tego, czy uda im się stworzyć związek. Kultura masowa propaguje mit miłości romantycznej – idealnej, wymagającej cierpienia i poświęcenia. To sprawia, że dziewczynki dorastające w rodzinach, które nie zaspokoiły ich emocjonalnych potrzeb, częściej wykazują tendencję do uzależnienia od miłości. Mężczyźni raczej rzucają się w wir pracy, kompulsywnego grania, poświęcają się sportom czy innym zainteresowaniom.

    Pułapka bycia potrzebną

    Robin Norwood w książce Kobiety, które kochają za bardzo i ciągle liczą na to, że on się zmieni wskazuje na charakterystyczne cechy osób ujawniających tendencję do toksycznej miłości. Dorastały one w domu, gdzie brakowało bliskości, miłości. Spragnione ciepłych uczuć, zarazem mają trudności z ich przyjęciem, nie wierzą, że zasługują na miłość.


    Pozbawione troski i wsparcia, starają się zaspokoić te potrzeby u innych, wpadając w pułapkę „bycia potrzebną”. Wystarczy, że mężczyzna ujawni niepewność czy bezradność, okaże się nieodpowiedzialny, smutny czy niewierny, a już spieszą mu z pomocą. Pracują często w zawodach związanych z pomaganiem: zostają pielęgniarkami, terapeutkami czy pedagogami. Kobietom kochającym za bardzo mężczyźni zrównoważeni i wyraźnie zainteresowani wydają się nudni. Nawet jeśli spotkają kogoś takiego – odrzucają go, bowiem w relacji z nim trudno być wybawicielką. Wybierają partnerów uczuciowo nieprzystępnych i usilnie dążą do zmiany ich zachowania. Wierzą, że tym razem uda im się dostać to, czego zabrakło im w dzieciństwie. A lekarstwem będzie ich miłość…


    Lękają się, że zostaną opuszczone, trudno im zerwać toksyczną relację. Mają w pamięci emocjonalne opuszczenie przez rodziców. I panicznie boją się, że znów doświadczą tego z partnerem. Nie potrafią znieść samotności. Odczuwają wewnętrzną pustkę. Lęk je paraliżuje i powstrzymuje przed dokonaniem wyboru. Gdy stają przed dylematem: czy tkwić w destrukcyjnym związku, czy odejść – zazwyczaj wybierają to pierwsze…


    Poświęcają się i zatracają, „niosąc pomoc” partnerowi. Szukają pomocy psychologa w nadziei, że to pozwoli ocalić ich związek. Mówią, że chcą pomóc sobie, ale tak naprawdę ratują partnera i relację z nim. Próbują zmienić partnera i kształtować go według swoich pragnień. Ich życie jest zdeterminowane obsesyjnym myśleniem o partnerze: robią zakupy z myślą o NIM, w poradnikach szukają inspiracji, które mogłyby JEMU pomóc, szukają dla NIEGO pracy, zarabiają dla NIEGO pieniądze, dla niego zmieniają mieszkanie, kraj…

    Brak wzajemności przyjmują jako coś oczywistego. Zdrową reakcją byłoby stwierdzenie: „Nie będę już dłużej w tym tkwić!”, ale uzależnione od partnera ciągle mają nadzieję, że coś się zmieni, a im mniej otrzymują jego aprobaty i uwagi, tym więcej wkładają wysiłku, by je zyskać. Większość odpowiedzialności i winy biorą na siebie. Jako dzieci musiały szybko dojrzeć i opiekować się rodzicami, teraz zastępuje ich nieporadny partner. Gdy coś w związku jest nie tak jak powinno, uznają, że wina leży po ich stronie.

    Mają niską samoocenę i przekonanie, że na szczęście i na czyjeś uczucie trzeba sobie zapracować. Doświadczały warunkowej miłości rodziców. Czują się coś warte, gdy partner jest obok i wkładają wysiłek, by nie pozwolić mu odejść. Niska samoocena przejawia się także w ciągłym podejrzewaniu partnera o zdradę i w chorobliwej zazdrości.

    Chcą panować nad partnerem i związkiem, by uchronić się przed lękiem, którego często doświadczały w dzieciństwie. Bycie czyjąś opiekunką pozwala przejąć nad tą osobą kontrolę i uchronić się przed poczuciem niepewności i braku bezpieczeństwa.

    Na partnera patrzą przez pryzmat swych marzeń i pragnień. Zaprzeczają swym uczuciom, negują realia. Jeśli nawet dostrzegają, że partnerowi wiele brakuje do ideału, nie przestają się łudzić, że z ich pomocą… Relacja z mężczyzną nadaje sens ich życiu, a miłość nierozerwalnie kojarzy się im z cierpieniem. A im bardziej destrukcyjna jest relacja z kimś, tym łatwiej uciec od własnych problemów, nie konfrontować się z własnym smutkiem, lękiem, strachem czy złością.


    Osoby kochające za bardzo często nadużywają alkoholu, narkotyków, leków albo kompulsywnie się objadają, szczególnie słodyczami. Niektóre z nich mają tendencję do zachowań autodestrukcyjnych, głodzą się lub okaleczają, by partner zwrócił na nie uwagę lub żeby coś na nim wymusić. Dzieje się tak szczególnie, gdy ich pozycja jest zagrożona przez inną kobietę lub gdy mężczyzna chce odejść. Doświadczają chronicznego smutku, a nawet depresji, gdy sytuacja zaczyna je przerastać. Depresja może być ich udziałem już wcześniej, a wir emocji w relacji z partnerem skutecznie przed nią chroni.

    Pozbyć się kompleksu wybawicielki

    Anna, trzydziestolatka, z wypiekami na twarzy opowiada o swoim życiu seksualnym: „Ciągle między nami iskrzy! Grzegorz powtarza, że staram się jak żadna dotąd! Gdy jesteśmy razem, wszystkie problemy znikają”. Brzmi to jak romans. W rzeczywistości Grzegorz jest nałogowym hazardzistą. Ona spłaca jego długi, znosi ciągłe awantury. Wyznaje: „Jestem mu potrzebna, beze mnie zginie”.

    A iskrzenie? U Anny i Grzegorza popęd pojawia się zazwyczaj po kłótniach. Pozwala rozładować napięcie. Kochające za bardzo traktują życie seksualne jako dowód, że może być dobrze. Mylą seks z prawdziwą miłością, dlatego starają się, by był pełen pasji. Paradoksalnie, taki seks nie zbliża. Namiętny stosunek pozwala wręcz unikać prawdziwej bliskości, której się obawiają.

    Gdy potrzeba miłości staje się nałogiem, jak każdy nałóg wymaga specjalistycznej pomocy. Droga do wyzwolenia z nałogu wiedzie przez powrót do dzieciństwa. Warto przyjrzeć się relacji z rodzicami, niezaspokojonym potrzebom i temu, jaki to wywarło wpływ na późniejsze relacje. Stopniowo poczucie krzywdy, zranienia oraz żal zastąpione zostają pogodzeniem się z przeszłością i przebaczeniem. 

    Kobieta musi pozbyć się kompleksu wybawicielki i zrozumieć, że nie może zmienić mężczyzny, ale może zmienić siebie. Zaczyna zauważać własne uśpione dotąd potrzeby i emocje. Uczy się kochać i dbać o siebie. Często staje przed trudną decyzją: odejść od dręczyciela czy ratować i naprawiać to, co do tej pory udało się zbudować. Czy potrafi zawalczyć o WŁASNE szczęście? 

     

    ***
    Jeśli chcesz podzielić się opinią na temat artykułu, napisz do nas (redakcja@charaktery.com.pl).

    Przypisy

      POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI