Głupi w grupie

Mózg i umysł Laboratorium

Czy to możliwe, abyś pewnego dnia sprzedał mieszkanie, samochód i cały swój majątek przekazał na konto jakiejś organizacji? Czy rzucałbyś w ludzi kamieniami, dlatego że mają na sobie koszulkę z emblematem drużyny innej niż ta, której kibicujesz? Wydaje się to mało prawdopodobne, dopóki nie znajdziesz się w nieodpowiedniej grupie.


Jaka była pogoda 18 listopada 1978 roku w Jonestown? Nie wiadomo. Prawdopodobnie było gorąco i parno. Blisko tysiąc mieszkańców tej małej, zagubionej w gujańskiej dżungli osady wstało tego dnia, nie wiedząc, co ich czeka. A może już coś przewidywali? Ostatnie dni pełne były chaosu. Tego dnia przywódca Jim Jones zgromadził wszystkich na placu i rozdawał im napój z trucizną. Czy wiedzieli, co piją? Czy sami go wypijali, czy ich zmuszano? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że w Jonestown zginęło tego dnia 913 osób, członków Świątyni Ludu, w tym 276 dzieci. Czy mógłbyś być wśród nich?
Albo wśród kibiców Legii, którzy w lipcu tego roku, uzbrojeni w pręty i kamienie, wtargnęli na boisko Vetry Wilno, zniszczyli murawę, powyrywali krzesełka. Jeśli myślisz, że to niemożliwe, to nie doceniasz siły wpływu, jaki ma na ciebie grupa.
Już w chwili narodzin stajemy się członkami różnych grup. Oprócz becikowego, pieluch i zabawek, otrzymujemy kawałeczek nowiutkiej tożsamości. Rodzimy się jako Polak, mężczyzna lub kobieta, katolik. A potem zakres tych społecznych przynależności poszerza się. Każdy z nas należy do jakiejś grupy społecznej czy zawodowej. I choć wydaje nam się, że jesteśmy niezależni, w rzeczywistości nasze zachowanie jest zależne od naszego środowiska, które Kurt Lewin nazwał „polem”. Wiele zależy od tego, co mówią i robią tzw. osoby znaczące: liderzy, autorytety, członkowie rodziny. Zgodnie z teorią wpływu społecznego Bibba Latané, wpływ grupy jest tym silniejszy, im więcej osób wywiera nacisk, im większa jest ich siła (np. wyższy status, wiarygodność i atrakcyjność) oraz im są nam bliższe. W grupie zaspokajamy wiele naszych potrzeb, takich jak potrzeba przynależności, tożsamości, aprobaty. Dlatego ten wpływ jest tak silny.

POLECAMY


Nie tylko dla głupków
„Nie trzeba być głupkiem, by zostać ogłupionym” – powiedział Robert Cialdini na konferencji poświęconej sektom. Nikt nie jest odporny na działanie sekty. Używają one wielu form manipulacji. Nowy członek jest stopniowo wciągany w grupę, aż czuje, że nie ma już innego wyjścia, jak trwać w niej do końca życia i działać na jej rzecz. Jasne jest, że nikt nie zgodziłby się wstąpić do sekty, gdyby z góry powiedziano mu, że będzie musiał oddawać jej pieniądze (jak np. sekcie Aum), świadczyć przywódcy lub innym członkom usługi seksualne (jak np. w sekcie Davida Koresha – Bractwo Davidowe), dopuszczać się przemocy fizycznej i psychicznej wobec wrogów grupy (jak np. w sekcie Jima Jonesa – Świątynia Ludu), czy godzić się na różne upokorzenia, np. oddawać cześć guru pijąc wodę, w której umył on nogi (np. sekta Ryszarda Matuszewskiego – Himawanti).
A wszystko zaczyna się niewinnie, jak zaloty. Na początku jesteśmy kuszeni i uwodzeni. Przedstawiciele sekty wyszukują osoby, które w jakimś momencie swego życia czują silną potrzebę przynależności, szacunku, bezpieczeństwa. Często są to osoby samotne, po osobistych dramatach, skłócone z rodziną, nieakceptowane w swoim środowisku. Najpierw uwodziciel „przytula”, zapewnia o bezgranicznej miłości, pomaga w życiowych kłopotach, daje poczucie wsparcia i bezpieczeństwa. Jednak miodowy miesiąc mija. Po pewnym czasie uwodziciel staje się coraz bardziej wymagający, nieobliczalny, często agresywny w stosunku do swego „obiektu miłości”. Ale wtedy już trudno się wycofać. Bo wierzymy, że znów może być dobrze, tak jak było wcześniej. Bo już tyle w tę nową grupę zainwestowaliśmy: czasu, starań, pragnień, pieniędzy...


Im dłużej, tym trudniej
Podobnie bywa w bliskich związkach, gdy zafascynowanie partnerem mija. Ukochany niedługo po ślubie zamiast z kwiatami – zaczyna wracać do domu z niedopitą butelką. Zaczynamy dostrzegać jego wszystkie wady. Tak w małżeństwie, jak i w sekcie stajemy wtedy przed dylematem: brnąć w to dalej, czy odejść? Zadajemy sobie wiele pytań: „Co powiedzą inni, gdy odejdę?” „Jak zareaguje rodzina i znajomi?”, „Cóż to będzie za upokorzenie przyznać się, że to był błąd?”, „A czy oni mnie na powrót przyjmą?”, „Tylu mamy wspólnych przyjaciół, czy ich stracę?”. A im więcej partnerowi lub grupie poświęciliśmy, tym trudniej odejść. Bogdan Wojciszke nazywa ten mechanizm pułapką zaangażowania. Roy F. Baumeister i jego współpracownicy piszą w swojej znakomitej książce Utrata kontroli o inercji psychologicznej. Oznacza ona, że „im dłużej ktoś coś robi, tym trudniej mu przestać”.
Co więcej, sprzeczności i wątpliwości, jakie nam się nasuwają, wcale nie muszą prowadzić do uznania, że popełniliśmy błąd. Pół wieku temu Leon Festinger sformułował teorię dysonansu poznawczego. Zgodnie z nią, gdy posiadamy ewidentnie sprzeczne informacje czy przekonania (np. „jestem racjonalny” oraz „jestem w organizacji, która zmusza mnie do nieracjonalnych zachowań”), doświadczamy nieprzyjemnego napięcia psychicznego. I chcemy je w jakiś sposób zredukować. Dążymy więc do usunięcia sprzeczności, np. poprzez zmianę jednego ze sprzecznych elementów. Bardzo wątpliwe, abyśmy zmieni...

Pozostałe 80% artykułu dostępne jest tylko dla Prenumeratorów.



 

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI